10.: World Trade Center
Minął miesiąc. Niall, po tym jak wytłumaczyłam mu, że nie wrócę już do niego, bo tego nie chcę, dał mi spokój. Zayn za to nie daje za wygraną. Na ten moment dał mi spokój. Mam czas, aby wszystko przemyśleć. Nie chcę do niego wracać po tym co mi zrobił. Ale z drugiej strony kochałam go. Był moją pierwszą miłością.
Ale to przez niego jestem aseksualna.
Ale to z nim spędziłam piękne chwilę.
Mam mętlik w głowie. Do tego Liam. Po tym co powiedział mi pan Gariga nie chcę go w jakikolwiek sposób urazić czy skrzywdzić. Ostatnio doszło między nami do kłótni. Wykrzyknął mi w twarz, że traktuje go jak dziecko. Że to wszystko przez to, że już wiem i dlatego o tym nie wspominał. Kazał mi odezwać się z powrotem, gdy już zdecyduje czy będę traktować go jak normalnego.
Wybrałam numer Payna.
— Halo? — usłyszałam jego głos po drugiej stronie słuchawki.
— Hej, Liam. To ja, Brooks. Myślę, że rozumiem co czujesz. Znam twoje położenie w tym momencie... nie lubię rozmawiać o tym, ale jeśli to ma poprawić sytuację między nami to okej spotkajmy się w Mamoo. Za dwadzieścia minut, dobrze?
— Dobrze. Do zobaczenia — rozłącza się. Informuje mamę, że nie będzie mnie przez jakiś czas. Biorę kluczyki od samochodu i wychodzę.
Przez ten miesiąc udało mi się zdać na prawo jazdy. Już od jakiegoś czasu chciałam spróbować podejść do takiego testu i w końcu nadszedł ten dzień. Udało się. Za pierwszym razem!
Wsiadam do samochodu i kieruję się do Mamoo. Parkuję niedaleko i wysiadam. Zajmuję nasze miejsce i czekam. Po pięciu minutach dołącza do mnie Liam. Wygląda inaczej niż zawsze. Ma na sobie dresy i szary T-shirt. Przeważnie widuje go w garniturach.
— Cześć — witamy się w tym samym czasie. Uśmiecha się do mnie, a ja do niego.
— O co chodziło Ci z tym co mówiłaś przez telefon?
I opowiadam mu o wszystkim. O Zaynie i wszystkim co z nim związane. Gdy kończę, Liam nie wie co powiedzieć.
— Tak mi przykro Brooks. Gdybym tylko wiedział...
— Właśnie w takiej sytuacji byłeś. "Gdybym wiedział...". "Nie możesz, bo tyle przeszłaś". Wszyscy tak bardzo Ci współczują — mówię z ironią. — To takie smutne, wszyscy litują się nad tobą.
— Skądś to znam — śmieje się.
***
Mój brzuch tak bardzo boli. Biorę dzień wolnego. Oglądam mieszkania w Californii. Moja mama postanowiła się przeprowadzić. Nie chcąc zostać sama, chcę jechać z nią. Wstaje z kanapy w salonie i biorę tabletkę przeciwbólową. Popijam ją wodą i wchodzę do łazienki. Robię siusiu i myję ręce. Wychodzę z toalety i ubieram się w czarne legginsy oraz biały cropp top. Na to jeansowa katana. Moje włosy są ogarnięte, ponieważ nienawidzę, gdy są w nieładzie.
Mam jechać z mamą na zakupy do jakiegoś miasteczka niedaleko naszego miasta. Potem odwiedzimy babcię na wsi. Pewnie jeszcze gdzieś pojedziemy, bo mama coś wymyśli. Biorę swoją torbę i okulary przeciwsłoneczne. Wracam na chwilę do łazienki, aby uczyć antyperspirantu.
Na dworze grzeje słoneczko. Ładna dziś pogoda. W końcu, jest wrzesień. Wychodzę na dwór i siadam na chuśtawce, czekam na mamę. Kiedy wychodzi z domu, wsiadamy do samochodu i wyruszamy w naszą, dzisiejszą podróż.
Pierwszym sklep jaki odwiedzamy jest galeria handlowa dwanaście kilometrów od naszego miasta. Jest dość wcześnie, bo jest siódma trzydzieści cztery. Włączam radio i od razu słyszę piosenkę jakiegoś popowego zespołu.
***
Wracamy już do domu. Mama przełącza na jakąś stacje z wiadomościami.
— World Trade Center. Budynki zawaliły się o dziewiątej pięćdziesiąt dziewięć oraz dziesiątej dwadzieścia osiem. WTC został zaatakowany o ósmej czterdzieści sześć i dziewiątej trzy przez dwa porwanego samoloty. Zginęło ponad dwa tysiące osób.
Moje miejsce pracy runęło. A z nim setki ludzi.
Mój telefon dzwoni. Odbieram.
— Brooks... Zayn... On poszedł do ciebie... do WTC... West, on nie żyje, rozumiesz?! Zginął! Przez ciebie! — krzyczy do słuchawki jego siostra. Zamieram. Przestaje słyszeć, a przed oczami mam jedynie ciemność.
11 września, 2001 rok- najgorszy dzień mojego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro