"Tak się kończy ta istnie smutna historia" 3/3
TW: przekleństwa
Przyszło to numeru od zapisanego jako "Junior". Czarnowłosy nie wiedział co myśleć, odpisać... Był przekonany niemal, że chłopak nie żyje. Jednak dostał teraz sms od niego, który zdecydowanie on napisał. Znał jego sposób pisania te emotki... Ta jedna, mała wiadomość na nowo rozbudziła w nim promyk nadziei, którego tak bardzo potrzebował. Tyle zmartwiał się o jego stan zdrowia, teraz już jest spokojny, że nic mu nie jest, ale i tak nadal dręczył go ten raport.
Po kilku minutach przemyśleń postanowił odpisać:
"Kiedy te 'kiedyś' nadejdzie?"
Żadna wiadomość zwrotna do niego nie dotarła. Pomyślał, że może później mu odpisze. Teraz to postanowił zadzwonić do Montanhy.
- Halo? - zapytał basowym, zaspanym głosem.
- Cześć... Kiedy będziesz na komendzie?
- Mogę być za 10minut, a coś się stało? - spytał zmartwiony.
- Powiedzmy, że mam ci wiele do powiedzenia, trochę się zadziało - mruknął poważnie.
- No dobra, to powiesz mi na miejscu, do zobaczenia! - pożegnał się i rozłączył.
Czekając Capela zawołał Snitcha na radiu i przyjął od niego skargę. Jak właśnie chłopak wychodził z biura to minął Gregorego, który wchodził. Od razu, gdy czarnowłosy zobaczył tą szatynową czuprynę się lekko uśmiechnął.
- Hej - przywitał się Montanha.
- Hej, siadaj opowiem ci co się dziś odwaliło... Pomożesz mi zadecydować co myśleć i co robić, bo nie mam pomysłu - odpowiedział bezradny.
Niebieskooki dokładnie opowiedział to czego się dowiedział. Wszystko na temat szukania informacji, nie pominął faktu, że włamał się do japońskiej bazy policyjnej. Opowiedział mu wszystko, ponieważ mu ufał. Powiedział, że Krackers żyje, bo wysłał mu wiadomość, więc plan o zgłoszeniu zaginięcia był bez sensu.
Montanha słuchał wszystkiego uważnie, przyglądał się dokładnie Capeli. Próbował zapamiętać wszystko co mówi chłopak.
- Ja naprawdę nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, Grzesiek - wymamrotał smutno.
Szatyn w geście wsparcia położył swoją dłoń na tą jego.
- Hej, na pewno znajdziemy jakieś rozwiązanie. Na tę chwile poczekajmy aż odpisze, a teraz pojedziemy na patrol zgoda? - mówił delikatnym, troskliwym tonem.
Dante tylko kiwnął głową, że się zgadza. Pojechali na patrol, jeździli jakieś 2 godziny. Capela wydawał się jeszcze bardziej nieobecny niż poprzedniego dnia. Co chwile zerkał na telefon, wiedział, że jak by on odpisał to by była wibracja, ale mimo to sprawdzał co parę minut. Aż nagle coś zaczęło grać melodyjkę sugerującą, że ktoś dzwoni. Był to oczywiście telefon czarnowłosego. Odebrał nie patrząc się nawet na nazwę kontaktu.
- Halo tato, mamy do pogadania - oznajmił bardzo znajomy Capeli głos.
Gdy usłyszał to, zaniemówił. Łezka mu poleciała po policzku. Montanha tylko bacznie obserwował cały przebieg rozmowy.
- K-Krackers? - w końcu zapytał niedowierzając.
- Tak to ja tato, 'kiedyś' nadeszło - powiedział radośnie.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - zapytał.
- Aktualnie chciałbym się z tobą spotkać, jeśli możesz
- Jasne! - odpowiedział bez wahania i zgłosił status 2 na radiu.
Montanhy to nawet nie zdziwiło, zdążył zauważyć, że chłopak siedzący obok jego mógł by zrobić wszystko dla Ernesta. Capela chwilę potem się rozłączył i powiedział szatynowi by zawiózł go na komendę.
Parę minut później był na komendzie, Gregory postanowił dalej jeździć by chłopak miał trochę prywatności. Stał w lobby, zalutował. Chwilę później zobaczył tą znajomą twarz przed drzwiami, rozmawiał z kimś i chwile potem wszedł do środka. Również zasalutował i następne co tylko zrobił to przytulenie go mocno. Capela zaprowadził go piętro komendy. Tam rozmawiali sobie trochę i wspominali sobie dawne czasy, po jakimś czasie dołączyła Elena, dziewczyna szatyna. Było bardzo miło, widać było, że Capeli i Elenie bardzo brakowało rozmów z chłopakiem. Śmiali się, rozmawiali, jak kilka miesięcy temu. Jak wtedy, gdy wszystko wydawało się takie kolorowe i niewinne...
- Ogólnie to mam o 20 samolot do Japonii - oznajmił smutno.
Po tym Dante i dziewczynie zrobiło się przykro. Zwolnienie z policji to nie koniec świata, nie musi od razu lecieć tam. Może zostać w LS i zatrudnić się gdzieś indziej lub ponownie aplikować do policji. Capela próbował rozluźnić atmosferę żartując, że jak Japończyk to on może wyglądał wcześniej, teraz to wygląda inaczej zupełnie. Mówiąc to czarnowłosy miał przebłysk raportu, lecz starał się to ignorować, wolał odrzucić tą myśl. Zniszczyło by go to, gdyby się to okazało prawdą. Chwilę jeszcze sobie rozmawiali, aż było za piętnaście dwudziesta.
Zeszli na dolny parking komendy i podeszli do czarnego mustanga.
- Masz tu klucze, one last ride, jak to mówią - mruknął.
Wyjechali powoli z komendy. Mijali różne ulice, na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy. Czas jakoś powoli płynął, była to ważna chwila. Nikt nic nie mówił, właśnie miał się zakończyć jeden z etapów życia policjanta i policjantki. Bolesne rozstanie właśnie miało się wydarzyć. Wjechali przez furtkę na lotnisko. Jechali pasem wzdłuż hangarów, które było puste. Aż w końcu zatrzymali się przy jednym.
Stał tam duży czarny samolot, a obok było pełno zamaskowanych ludzi z bronią w ręku... Capela od razu pomyślał, o tamtym cholernym raporcie. Mylił się, wmawiając sobie, że to nie prawda. Ernest nagle wysiadł z samochodu.
- Jednego ci nie powiedziałem tato, w Japonii nie pracowałem wcześniej w policji, a pracowałem dla yakuzy
Dante miał szeroko otwarte oczy, nie umiał nic z siebie wyrzucić. Czuł mieszankę uczuć gotującą się w nim. Jednym z tych uczuć była nadzieja, że może to tylko jedyna rzecz, w której Ernest kłamał. Wszystko inne było prawdziwe, te chwile spędzone z nim były na serio, prawda? Nie długo trze było czekać by dostał odpowiedzieć na te pytanie...
- To wszystko było moją grą, owinąłem was sobie wokół pieprzonego palca! Nie myśleliście, chyba że to wszystko było prawdziwe co?
Capela czuł, jak coś w nim pękło, jak coś rozrywało go od środka.
- Oj no proszę cię Dantuś, myślisz, że ta cała relacja "ojciec syn" była git? Jeśli tak to jesteś pierdolnięty nigdy w życiu bym nie zrobił czegoś tak żałosnego
Czarnowłosy nie umiał się nawet poruszyć. Stał w miejscu patrząc się prosto na twarz chłopaka, który wykrzykiwał tak bolesne słowa w jego stronę. Był tak bardzo przepełniony emocjami, że nawet nie wiedział, kiedy zaczęły lecieć mu łezki.
- Ojoj ktoś tu się rozpłakał... Akcja z pumą to dopiero był hit, najgorsza rzecz do jakiej mnie zmuszono. Te udawanie relacji z Eleną czy z tobą. Kimś tak, nijakim jak ty. Kimś tak kurwa żałosnym, nie śmiesznym. Nie mam zielonego pojęcia jakim cudem jesteś tak wysoko w policji, przyjęli cię kurwa na litość z powodu depresji czy co?
Dante nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. Chciał wierzyć to zły syn, z którego lada chwila się obudzi, naprawdę chciał. Ponieważ jego serce zostało złamane na tysiące małych kawałeczków, które trudno będzie połączyć znowu w jedną całość. Został zdradzony, zeszmacony przez najbliższą mu osobę w jego życiu. Był przekonany, że może mu zaufać. Myślał, że może mu powiedzieć o wszystkich swoich smutkach i nie tylko. Myślał, że cała ta relacja była co najważniejsze prawdziwa, nie fałszywa, jak niektórzy jego koledzy z pracy.
- Wiesz co, nie masz żadnego wyrazu na twarzy NUDA. Więc już zaraz odlatuje
- Oj nigdzie nie odlatujesz zanim mi go kurwa nie przeprosisz - warknął ktoś za plecami Capeli.
Postać w czarnym ubiorze wyszła za pleców Dante z bronią w ręką. Był to nie kto inny, jak Gregory Montanha. A zaraz obok niego pojawiło się więcej SWATowców. Yakuza na ten ruch i odstawiła broń na ziemie i podniosła ręce do góry, wszyscy oprócz Ernesta.
- Krackers odłóż tą broń... Nie będę się wahał strzelać do ciebie - powiedział ostro.
- Kto tu mówi coś o strzelaniu, wiesz co żegnaj "tato"
Nagle Ernest szybkim ruchem wziął w obie ręce broń i próbował celować, jednak coś go powstrzymało. Konkretnie to kula, która przeleciała przed jego klatkę piersiową.
- KRACKERS NIE - wydarł się Capela i ruszył migiem do niego.
Trzymał rękę na jego policzku i próbował wmówić, że wszystko będzie dobrze. Sam w to nie do końca wierzył, ale chciał by tak było. Szlochał, jego łzy spływały po jego bladej twarzy.
- To wszystko przez yakuze... - szepnął słabo leżący.
- Co to ma znaczyć? Odpowiedz
Capela spojrzał na jego klatkę piersiową, przestała się ruszać...
- Hej, Ernest mów do mnie... Słyszysz mnie prawda? Musisz mnie słyszeć! - krzyczał jeszcze bardziej zalewając się łzami przy tym.
Położył swoją głowę na brzuch już zmarłego syna. Płakał, jak nigdy, dokąd. Nie wiedział czy to wszystko było w końcu prawdziwe czy nie. Mimo to nadal nie przestał i nie przestanie go kochać. Mimo krzywdy, którą mu wyrządził. Nagle usłyszał głos Montanhy by już szli z tąd. Capela powoli wstawał, chwiejąc się. Zauważył małą karteczkę w spodniach Ernesta. Od razu ją wyjął i schował do swojej kieszeni. Postanowił przeczytać ją w domu.
Po wstaniu od razu przytulił się mocno do Gregorego. Ten go trzymał i klepał po plecach w geście wsparcia. Wypłakiwał wszystkie swoje uczucia w te ramiona. Po jakiś 10 minutach się trochę uspokoił, chociaż i tak był nadal roztrzęsiony. Montanha trzymał go pod ramieniem i zaprowadził do radiowozu. Zawiózł go do swojego mieszkania, wolał go nie zostawiać w jego. Cała droga minęła w ciszy. Wysadził chłopaka, a ten wszedł do środka. Sam jechał z powrotem na lotnisko zająć się tamtą sprawą.
Capela od razu poszedł do sypialni, wyciągnął wcześniej zabraną karteczkę i ją przeczytał.
"Hej, jeśli to czytasz to coś nie poszło z planem. Najprawdopodobniej nie żyje. Mówiłem te wszystkie ohydne rzeczy według planu. Oni mnie znaleźli kilka miesięcy temu, przyjechałem tu by się od nich uwolnić. Jednak i tak mnie wywęszyli. Kazali mi z nikim nie rozmawiać poza nimi, kazali nie wracać do policji. Ten plan wymyślili jakiś tydzień temu i zmusili mnie do zrealizowania go. Grozili, że zabiją ciebie albo Elene, a nie mogłem na to pozwolić. Dlatego muszę ci powiedzieć, że czas spędzony z tobą, mamą czy Eleną był najlepszym jakim miałem kiedykolwiek. Nie mogłem sobie wyobrazić lepiej tych wakacji. Kocham cie i zawsze będę, twój kochany Krakersik <3"
Dante się znowu rozpłakał, jego oczy był jeszcze czerwieńsze i bardziej wycieńczone niż wcześniej. Nie mógł zrozumieć nic z tego co się stało. Wszystko mu się mieszało. Wiedział tylko, że Ernest, był i nadal będzie jego synem. W końcu po kilku minutach zasnął na łóżku, przytulając się do zapłakanej karteczki. Był to cholernie ciężki dzień dla niego.
Przez najbliższe dni został u Montanhy, ten go wspierał i pomagał w dojściu do siebie. Nie chodził do pracy, Sonny dał mu urlop po tym, jak Gregory opowiedział wszystko to co się zdarzyło. Niestety Capela musiał dać zeznania tego co się wydarzyło. Więc poszli razem na policję, gdzie Dante wszystko opowiedział, pomijając, jednak kwestię kartki. Grzesiek cały czas przy nim był wtedy.
Kilka dni potem odbył się pogrzeb Ernesta Krackersa, a yakuze aresztowano. Na pogrzebie zjawił się tylko Capela, Elena, Montanha i kilka policjantów co znali chłopaka. Czarnowłosy z Lovato oczywiście najbardziej płakali za zmarłym, był im najbliższy. Karteczki nadal nie pokazał nikomu, zachował ją na zawsze dla siebie. Ciągle ją nosił w kieszeni, gdy po jakimś czasie wrócił do pracy.
Tak zakończyła się cała ta istnie smutna historia...
Trochę pomieszane, ale mam nadzieję, że się podoba :D
A tak w ogóle chcecie, te obiecane zakończenia (neutralne, dobre)do Silly Bet czy olać?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro