六
Bump.
Macie, paskudy. Ale nie zawsze będzie mnie tak łatwo ubłagać. Kolejny rozdział za 8 gwiazdek :p
Znacie mnie, wiecie że i tak wstawię.
Zdziwiony przywódca sekty spojrzał na Naczelnego Kultywatora.
Obaj zajmowali ważne stanowiska w świecie kultywacji, byli poważni i powszechnie szanowani.
A teraz obaj zamierzali babrać ręce w zupie, wszystko dla osoby którą kochali.
Brata i ukochanego.
- jeszcze coś pamiętam. Masz nasiona i suszone kwiaty lotosu? Potrzebne będzie też mięso, najlepiej żeberka. - westchnął Jiang Cheng i ruszył w stronę kuchni.
- Mn. - Lan Wangji kiwnął głową i zajął się organizacją składników do zupy.
***
Powietrze było takie ciężkie... kłuło i uciskało w płuca. Powieki były zbyt ociężałe, aby podnieść. Oddychał mocno, mimo to dusił się, dostarczając sobie minimalną dawkę powietrza. Energia urazy aż w nim wrzała, czuł jak pali go w dłonie i gardło.
Zabij...
No zabij...
Zemsta za wszystko!
Słyszał różne głosy, krzyki, czuł dotyk na nogach.
Psy. Wszędzie psy, czuł jak go gryzą, jak drapią i wyją.
- Nie! - krzyknął, podnosząc się do siadu. Oddychał ciężko i szybko, próbując się uspokoić. Westchnął i otarł pot z czoła.
Przypomniał sobie, że udało mu się uciec. Już go nie dopadnie.
Wei Ying rozejrzał się po znajomym sobie wnętrzu. Miękkie łóżko, promienie porannego słońca i cudowny zapach zupy z lotosu.
Starsza siostra?
Nie, to Jingshi. A siostra nie żyje...Jęknął mimowolnie, czując kłujący ból wielu ran i głowy. Był też nieziemsko głodny i zmęczony. Ostrożnie położył się spowrotem na łóżku wspólnym jego i Lan Zhana. Czuł się taki wykończony, jakby ktoś wyjął mu część wspomnień z życia. Najbardziej bolała go głowa, jakby miał w niej dwa, ogromne kolce. Westchnął i zamknął oczy, będąc zbyt wykończonym na cokolwiek.
Jakby z daleka słyszał echo rozmów i tupanie, ponownie jęknął, zasłaniając twarz zabandażowanymi rękoma. - cicho... boli... - mruknął niezadowlony.
Zaraz radosne rozmowy ustały i ktoś do niego podbiegł. Poczuł czyiś dotyk na nadgarstku, ale widział tylko rozmazane cienie i światła. Krzyczał i wyrywał się, nie mógł pozwolić aby on go znów skrzywdził.
- Seniorze Wei, seniorze Wei! - ktoś próbował go przytrzymać, poczuł coś mokrego na ustach i brzuchu. Głosy dochodziły z oddali i były drażniące - tato... tato, proszę uspokój się. Nie umieraj, zaraz przyjdzie lekarz.
Wei Ying rzeczywiście zastygł. "Tato"?!
Kiedy stał się ojcem? Przecież nigdy z żadną kobietą...
Nie rozumiał już co się dzieje, opadł na poduszki i próbował cokolwiek zobaczyć. Gdzie był? W Jingshi. Czyli... był bezpieczny, prawda? Pozwolił się ułożyć na poduszkach i ktoś chyba mu zawiązał ręce do łóżka, pewnie dlatego że nimi machał i próbował walczyć.
- Wei Ying. - usłyszał jakiś głos.
Nie, nie jakiś głos. TEN głos.
Czyli na pewno był już bezpieczny.
- Lan Er Gege...- szepnął i po zobaczeniu zarysu białej plamy, która zapewne miała być jego narzeczonym, uśmiechnął się delikatnie. Inne białe plamy odsunęły się - jesteś największą plamą...- mruknął do niego, powoli odpływając. Poczuł jednak dziwny zapach ziół i nie zasnął. Silne ręce przyszłego męża trzymały go za barki, troskliwie nawilżając usta wodą.
Lan Zhan nie posiadał się ze szczęścia... Jego ukochany wracał do zdrowia. Miał już otwarte oczy i nawet mógł mówić, ruszać się. Choć nadal trochę bredził, to rozpoznał go i tym razem powiedział jego imię.
- Lan Er Gege... jestem taki głodny. - szepnął słabo Wei Ying, nie wiedząc ile już nie jadł, ale czuł że żołądek przysysa się do obolałego kręgosłupa.
- Już, kochany. - ktoś wytarł mu usta i szyję, czyżby zwymiotował wcześniej na samego siebie? - wycieram krew, poczekaj. Nie, nie ruszaj się. - Lan Zhan w takich chwilach pokazywał swoją opiekuńczą stronę. Dużo wtedy mówił, robił wszystko za niego, cierpliwie znosił jego marudzenie. - już. Zrobiłem dla ciebie zupę z lotosu. Zjesz? Zjesz, podniosę cię na poduszce. - podstawił mu poduszki pod plecy i usiadł obok niego. Zaczął karmić ukochanego, jego ulubioną zupą, łyżeczka po łyżeczce. Widział, że on jeszcze niezbyt rozumie co się dzieje wokół niego, bezmyślnie przełykał to co podawał mu Wangji. Był bardzo głodny, co było widać ponieważ łapczywie zjadał. - Powoli, zakrztusisz się, słońce. Nie ucieknie, zjesz tyle ile zechcesz... - mruknął słabo. Domyślał się, że jego narzeczony był okrutnie głodzony... W końcu zjadł całą miskę zupy z lotosu, jednak chwilę później wszystko zwymiotował do miednicy, sprawnie podłożonej przez Lan Zhana, trawionego przeczuciem że tak właśnie się stanie. Pogłaskał po plecach mężczyznę, który łkał, że zmarnował pyszną zupę - jest jeszcze dużo w garnku, później zrobię ci jeszcze więcej, dobrze? Może to za mocne... może powinieneś wypić samą wodę z cukrem lub kleik ryżowy? Zapytam medyków, możesz sam tu poleżeć chwileczkę? Nie ruszaj się i nie próbuj wstawać - poprosił go i pośpiesznie wyszedł, szukając kogoś kompetentnego, jednak musiał jeszcze wysłać patrol na nocne łowy, gdyż doszło ich zgłoszenie z wioski atakowanej przez żywe trupy. Miał nadzieję, że przez ten czas Wei Wuxian grzecznie leżał w łóżku.
***
Gdy tylko Lan Zhan wyszedł, obolały Wei Ying się podniósł powoli i stanął na nogi. Nie miał zamiaru leżeć, czuł się zbyt skołowany. Wstał i zaraz też się przewrócił, omdlewając. Dał jednak radę, powoli zaczął wstawać, wykończony. Kierował nim czysty obłęd, chciał uciekać przed kimś, lub czymś. Niewiele widział, słyszał też szumy. Wyszedł z Jingshi, bosy i w samej szacie wewnętrznej. Było mu ciężko chodzić, w zasadzie czołgał się na czworaka, przewracał co chwila. Sam nie wiedział gdzie i po co idzie, musiał się ukryć...
- Co ty wyprawiasz, nieboskie nasienie? - Lan Qiren widząc Wei Wuxiana, czołgającego się po kamieniach, niczym mała gąsiennica - wracaj do łóżka. - podszedł do niego bliżej, ale zauważył, że Wei Wuxian nie jest o zdrowych zmysłach, był blady i spanikowany, błędnymi oczami rozglądał się dookoła. Desperacko próbował uciekać, jakby bardzo się czegoś bał. Staruszek Lan poczuł się nieswojo. Wei Ying nigdy nie okazywał strachu ani pokory, zawsze był butny i uśmiechnięty w ten swój bezczelny sposób. Później, od Lan Xichena (jedynego godnego następcy Gusu, który nie łamał zasad!) dowiedział się, że Patriacha Yiling tak naprawdę cierpiał wewnątrz siebie i ogólnie miał złamaną psychikę. Średnio chciało mu się w to wierzyć, a widok tak żałosnego Yinga, obudził w nim pewne wyrzuty sumienia i współczucie. Ten, kto doprowadził mistrza udawania do takiego stanu, musiał być wyjątkowo okrutny. Aż bał się myśleć co musieli mu zrobić - wstawaj, bo będziesz przepisywał zasady Gusu. - powiedział szorstko, mimo tego że bardzo delikatnie podniósł mężczyznę na nogi i pozwolił mu oprzeć się o siebie. Wei Ying cały zgorączkowany, zaczął protestować i mówić coś o zmarnowaniu jedzenia - krzyczenie jest zabronione w Gusu Lan, cicho bądź - z pewnym wysiłkiem, zaniósł go z powrotem do Jingshi, zastanawiając się, gdzie jest Lan Zhan i czemu nie pilnuje tego diabła. Ułożył go na łóżku i przykrył prześcieradłem. Dotknął jego czoła.
Gorące, nawet bardzo. Starszy Lan pokręcił głową i położył mu na głowie ręcznik zamoczony w wodzie. Poszukał ziół w półkach bratanka (znalazł odrobinkę kurzu i zamierzał go za to ukarać), wziął suszone kwiaty lipy, sprowadzane z Zachodu i imbir.
- wypijaj to - podał mu kubek, z którego łapczywie napił się Wei Ying - lepiej śpij, bo jesteś chory. Nie rób problemów. - trzymał go za drżące ramiona i usiadł przy nim. Lan Qiren przypomniał sobie jak Wangji miał gorączkę, gdy siedział pod domem matki w śniegu. Był wtedy tylko słabym dzieckiem i mógł nawet umrzeć. Wuj siedział wtedy trzy dni przy jego łóżku, odchodząc tylko do toalety i po nowe okłady na czoło dziecka. Nie wiedzieć czemu, poczuł to samo uczucie, gdy bał się straty bratanka. Wei Wuxian wyglądał jakby płakał, coś jęczał pod nosem o psach i linach - no już. Spokojnie, przecież jesteś tutaj. To niegodne młodego mężczyzny aby tak płakać - pogłaskał dwukrotnie jego włosy, pamiętając aby później szczegółowo umyć dłoń albo ją odciąć - Lan Zhan do ciebie wróci zaraz. Jesteście nieznośni, wiesz? - poprawił mu poduszki i zaczął przekazywać mu swoją energię duchową - lepiej jak szybko wyzdrowiejesz i opowiesz nam kto ci to zrobił. Sekta Lan nie przepuści takiego aktu bezprawia.
- wolałbyś... wolałbyś, żebym nie wrócił. - Wei Ying spojrzał na niego spod przymrużonych powiek - nienawidzisz mnie.
Staruszek Lan prychnął - nienawiść jest zakazana w naszej sekcie, nonsens. W końcu jesteś...co swoją drogą też jest zakazane i obrzydliwe, ukochanym mojego bratanka. Głupim pomysłem jest nienawidzenie ciebie. Śpij już i nie zwracaj mi głowy, diable. - przykrył go raz jeszcze i postanowił poczekać tu, aż Lan Zhan wróci.
Wujaszek zajmie się Wei Yingien czy go udusi?
Jak się podobało?
Do następnego, misie! Polecajcie znajomym tę ksiomszkę. Elo śmietana.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro