五
Medyk i LanXichen wyszli już z Jingshi i Lan Zhan miał czas aby się przebrać i umyć. Gdy już się nieco ogarnął, spojrzał na śpiącego ukochanego i uśmiechnął się lekko do siebie. Taki uroczy, nawet blady i z brudnymi włosami. Usiadł przy nim i pogłaskał lekko jego twarz, oddając się wspomnieniom czasu, gdy robił to po raz ostatni.
Po odejściu A-Yuana i Wen Ninga, Lan Zhan i Wei Ying mieli... cóż, mieli owocną noc na polance przy lesie.
Po niej Patriacha Yiling był mocno obolały, więc Lan Zhan postanowił nieść go na plecach, jego ukochany nie mógł nawet siedzieć na osiołku.
Może przesadził wtedy, to możliwe, ale to był pierwszy raz dla każdego z nich i nie wiedzieli jak się przygotować, nie mieli też nic do nawilżenia. Powolnym krokiem wracali do Gusu Lan, spali po drodze, przy ognisku.
Wtedy też siedział na rozłożonym kocu, pozwalając Wei Wuxianowi spać na swoich kolanach. Rozplątywał wtedy jego włosy i gładził twarzyczkę. I był chyba najszczęśliwszy w życiu.
- Wei Ying, musisz się obudzić - powiedział cicho do niego, pocierając miękkie policzki ukochanego. W poprzednim ciele Wei Wuxian był mniej delikatny, twarz miał szlachetną i pociągłą, był również wysoki...
Teraz w ciele Mo był równie piękny, choć inaczej. Twarz miał bardziej uroczą, dłonie małe a ciało nieco cherlawe. Nadal piękny. A może i piękniejszy. - Jak się obudzisz to przeżyjemy razem tyle pięknych chwil, obiecuję. Obiecałeś mi - Jęknął z pretensją - że codziennie... Codziennie znaczy codziennie, Wei Ying. Masz się obudzić...- kiedy nikt go nie słyszał mówił dużo.
Wszystkie emocje blokowane w "Mn" wypływały z niego dopiero gdy był sam... lub gdy był z Wei Wuxianem. Przy nim zaczynał się otwierać. - mój ukochany, przeżyjesz, dobrze? - chciało mu się płakać, ale nie mógł. Musiał być silny dla niego. - może nawet pozwolę ci raz być na górze przy naszym zbliżeniu.
Ale tylko raz. - tak. Był w stanie się poświęcić.
Ocieplał ciało ukochanego swoim, postanowił nawet umyć mu chociaż końce włosów. Tak, nie miał nic lepszego do roboty.
Poprosił Lan Xichena aby ten zajął się jego obowiązkami. Jego brat na szczęście pozbierał się już po śmierci Lidera sekty Jin.
Jiang Cheng miał przybyć do Gusu Lan. Cóż.
Mimo tego, że z Wei Wuxianem nadal nie miał jasnych relacji, zmartwił się poważnie o brata i już wybierał się do niego.
Pogłaskał raz jeszcze jego twarz i wycisnął jego włosy do misy. Nie wiedział co jeszcze powinien zrobić, w końcu zmęczony położył się obok ukochanego i zasnął, był już środek nocy.
Przytulił się do ciała Wei Yinga... tak mu tego brakowało. Zupełnie jak wtedy, gdy Patricha Yiling zmarł, choć wtedy Lan Zhan tęsknił za czymś czego nigdy nie doświadczył. Tęsknił za budzeniem się i zasypianiem przy nim, za jego pocałunkami i uściskami. Nigdy nie spał z Wei Wuxianem i dlatego tęsknił, ponieważ chciał to zrobić, ale nigdy nie miał wystarczająco odwagi na to... i myślał, że w tym życiu już nie spotka się z wybrankiem. Jednak los miał inny plan.
Zasnął przytulony do A-Xiana, jednak spokój nie trwał długo. Obudził go krzyk ukochanego i ciche jęki. Przerażony podniósł się i zapalił świecę. Na bladej skórze Wei Yinga świeciły się krople potu, niczym małe perełki. Z zaciśniętych oczu leciały łzy a ze spierzchniętych ust co raz słychać było jęk cierpienia. Lan Zhan nie dokończa wiedział co powinien zrobić aby mu pomóc. Może to koszmar? Zaczął lekko gładzić ramię ukochanego i przemawiać do niego niskim, spokojnym głosem. Było tu dziwnie duszno.
- Wei Ying - powiedział po przełknięciu uciążliwej guli w jego gardle. Czuł narastający stres, nie powinien spać, powinien czuwać przy nim - Wei Ying, obudź się.
Jęki nie ustały a wręcz narastały, mężczyzna zaczął wyginać się w agonii i zaciskać pięści, przez co jego rany mogłyby się otworzyć.
- Wei Ying, musisz przestać. Obudź się i spójrz na mnie - Lan Zhan po prostu bał się, że tamten umrze. To mogłoby się stać...ale on tego nie chciał i nie zamierzał na to pozwolić! Odstąpił od niego i zaczął grać na guqin Pieśń Jasności, aby uspokoić Wei Wuxiana. Na szczęście to przyniosło chociaż minimalny efekt. Gdy skończył, złapał go za rękę i próbował daremnie obudzić. - Wei Ying, otwórz oczy... XianXian - zdrobnił czule jego imię - mój drogi, obudź się. - prosił.
Wei Ying rzeczywiście otworzył oczy, czerwone i szklane, źrenice miał rozszerzone - Starsza siostro? - mruknął niewyraźnie i choć Lan Zhan wiedział, że to tylko majaki gorączki, wcale nie potwierdzające, że Wei Wuxian będzie przytomny, jednocześnie ucieszył się, że Patriacha Yiling coś powiedział...ale dlaczego to nie było imię Wagjiego? Nieważne.
- Nie, to nie panienka Jiang, wybacz. Ale to ja, XianXian i jestem tu z tobą. To ja, twój Lan Zhan - gładził dalej jego twarz, ścierając pot z czoła ukochanego chusteczką. Mówił łagodnie i czule, nie chcąc go niepotrzebnie wystraszyć - to co widziałeś było tylko złym snem. Cały czas byłeś w łóżku i nie stało się nic złego - nie wiedzieć czemu, Huangung-Jun miał nadzieję, że tymi słowami jakoś zahipnotyzuje Wei Yinga aby ten nie myślał o złych chwilach - obiecuję, że będzie dobrze - zapewnił go jeszcze i zaczął zwilżać mu usta czystą wodą z miednicy - teraz śpij i śnij coś dobrego. - poprosił go łagodnie i ponownie uspokoił. Delikatnie podniósł jego głowę i nalał mu do ust trochę herbaty z wywarem z imbiru i kory wierzbowej, następnie posmarował mostek ukochanego olejkiem z narcyzów. To wszystko powinno go uspokoić i zmniejszyć ból. Wkrótce już Wei Ying ponownie spał w ramionach Wangjiego. Mężczyzna westchnął zmęczony i po chwili znowu zasnął, jednocześnie mocno trzymając na sobie Wei Wuxiana, przez co jego biała szata po raz setny w trakcie ich znajomości pobrudziła się krwią. Rozumiał już dlaczego A-Xian wolał czarne tuniki...cóż.
Rano obudził się z ulgą, czując że Wei Ying jest nadal w jego ramionach i jest już cieplejszy niż wczoraj oraz jego oddech zdaje się być silniejszy. Zerknął w bok i zobaczył co go obudziło. A raczej kto.
- Przywódco sekty Yunmeng - kiwnął mu uprzejmie głową. Jiang Cheng wyglądał na zmartwionego i zawstydzonego, pewnie pukał i nikt mu nie otwierał, więc postanowił sam wejść. Nie lubił widzieć brata w takim stanie i zawsze, mimo jakichkolwiek kłótni martwił się o jego zdrowie, które niestety pogarszało się łatwo odkąd nie miał złotego rdzenia.
- Czy on...?
- Nie, w nocy na chwilę się obudził i majaczył. Dalej śpi, jednak jest już lepiej.
"Jest lepiej? To jest lepiej? To jak wygląda gorzej, skoro to lepiej jest jak żywy trup?" - pomyślał brat A-Xiana i podszedł bliżej. Lan Zhan delikatnie wyszedł spod Wei Yinga i ułożył go na łóżku. Poczuł się nieco skrępowany. Przywódca Jiang widział go właśnie bez opaski na czole, w samej nocnej szacie na niepościelonym łóżku.
- Pozwolisz, że pójdę się odziać - mruknął cicho - zaopiekujesz się nim?
- Oczywiście, że tak! To mój brat, nie twój - Wanyin od razu przypadł do boku brata i dla potwierdzenia swoich słów, zaczął przemywać jego czoło i oglądać bandaże, które przez noc już zrobiły się lekko czerwone. Może było to dziecinne, ale po prostu bardzo żałował. Zupełnie obcy dla Wei Wuxiana... no może nie obcy, ale to Jiang Cheng powinien być bliższy swojemu bratu, to on powinien go znaleźć i przy nim trwać.
Nieco uspokojony Naczelny Kultywator nic nie zrobił sobie z braku szacunku ze strony Jiang Chenga, znał go przez opowieści Wei Yinga i wiedział, że czymś takim nie należy się przejmować. Kiwnął tylko głową i odszedł za parawan. Pomyślał o tym jak bardzo głodny musi być jego ukochany.
- Jiang Cheng - zwrócił się do niego mniej oficjalnie - czy znasz przepis na zupę z lotosu?
Witajcie w rozdziale! :3
Jak myślicie, Wei Ying obudzi się szybko?
Jak wam się podoba?
Jestem otwarta na wszelkie propozycje. Kolejny będzie za dwa tygodnie, do zobaczenia!
Żartuję, będzie za tydzień.
Żartuję, w sobotę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro