Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

三十三

No cze

Spotkanie się z bratem było ciężkie. Mógł go skrytykować, mógł wyśmiać. W końcu nie codzień twój brat zachodzi w ciążę w niewiadomych okolicznościach.
Było ciężko po tylu latach, bitwach i ranach, udawać że wszystko gra. Ale mogli powoli starać się to odbudować.
Jednak w odróżnieniu od rodzeństwa Lan, Jiang Cheng i Wei Wuxian byli uparci. Unosili się dumą i byli obaj temperamentni i kłótliwi. Mimo teoretyczno-oficjalnego pogodzenia, ich relacje nigdy nie wróciły do tego co te dziesięć lat temu...

Stał przed lustem w ciążowej szacie, ale na tyle neutralnej, że wyglądała zwyczajnie.
Wziął głęboki wdech i złapał za rękę miłość swego życia. Towarzysza, który stał przy nim i był w pełni gotów bronić swego męża i nienarodzonego dziecka.
I to właśnie matrwiło Wei Wuxiana - nie chciał bitwy pomiędzy Lan Zhanem i Jiang Chengiem, bo nie będzie wiedział kogo wesprzeć a obaj, jeśli szło o urażoną dumę, mogli zabić tego drugiego.

- obiecaj, że będziesz spokojny.

- Wujek, ale nie wściekaj się, dobra? - idący obok Jiang Chenga, Jin Ling znał już trochę wujka a nie chciał bójki w Gusu.

- i nie atakuj go.

- i bądź miły dla Lan Wangjego.

- nie przewracaj oczami.

- i nie rób min, wujek.

Niezręczna atmosfera wszystkich dookoła, plotkujących o bójkach Jiang Chenga tylko potęgowała zabawne uczucie.
Ale widząc Jiang Chenga, powoli zbliżającego się do oficjalnego miejsca spotkania, w jednej z pięknych altan, poczuł aromatyczne lotosy i zupę siostry, w odległej pamięci, przywołując najdalsze wspomnienia dzieciństwa. Ich dwóch przeciw całemu światu.
Dlaczego musiał wybierać między Lan Zhanem a Jiang Chengiem?
Nie był Lanem, nie był Jiangiem, nie był Wenem, jednocześnie będąc nieco każdym z nich. Może to znaczy być Weiem?
Nie chciał stawać po stronach, chciał mieć rodzinę.

Zrobił pewny krok do niego i pokłonił się z szacunkiem swojemu dawnemu bratu.
Jiang Cheng wyczuł tę nagłą, dziwną zmianę - Wei Wuxian. - pokazał by ten się nie skłaniał.
Przeszli wiele złego...ale wspólnie mogli naprawić ich relacje, nie patrząc na przeszłość. Mogli?
Mogli chociaż spróbować - bratanek czy bratanica? - zapytał.

Twarz Wei Yinga rozjaśnił uśmiech i ku zazdrości męża a zdziwieniu szwagra, ufnie przytulił Jiang Chenga. A ten oddał uścisk. Wyglądało na pogodzenie się?

Ale Lan Zhan patrzył na niego uważnie.

Lan Zhanowi oczywiście ciężko było zaakceptować ten wybór.
Tyle razy już wypuszczał Wei Yinga z rąk, że drżał cały widząc go w kłopotach. A jego ukochany miał przedziwną właściwość robienia sobie krzywdy.
Tyle lat spędził szukając go i czelając na niego, pomagając mu i ratując go.
Nie lubił Jiang Chenga i polubić nie mógł, on był tym, którzy wbił Wei Wuxianowi miecz w brzuch, obraził, zasmucił, pobił biczem i zostawił by umarł. Nie mógł lubić tej osoby, nawet jeśli Wei Ying go kochał.

Przypominał mu czasy, gdy kiedyś został bez niego na tak długo. Wszystko zdawało się martwe tak wiele lat, choć ludzie dalej żyli. Nie mógł wtedy zrozumieć dlaczego drzewa rosną, kwiaty kwitną, ludzie się rodzą i umierają, kultywatorzy uczą a kupcy handlują. Po co, na co? Po co to wszystkie, gdy Wei Ying nie żyje? Po tylu dramatycznych próbach ratunku go?

Gdyby miał przeżyć to kolejny raz, bez zastanowienia ukróciłby swoje męki mieczem. Czy był uzależniony? Może. Mógł bez niego żyć, ale po co? Bo i co to za życie? Ot wegetacja.

Wiec nie, nie chciał Jiang Chenga tutaj. Ale rozumiał, że będzie on wujkiem ich dziecka i akceptował to dla dobra męża.

Choć z bólem serca patrzył na nich razem. Stał obok brata z rękoma na plecach, poważnie obserwując to drugie rodzeństwo, gdy się oddalali by rozmawiać.

- Nie ufam mu. - powiedział krótko i cicho do brata.
Lan Huan drgnął zaskoczony, bo nie spodziewał się inicjacji rozmowy.

- dlaczego? - zdziwiony zapytał młodszego brata, patrząc na niego z troską. Kochał go i martwił się jego przeczuciami.

- krzywdził Wei Yinga.

Odpowiedź była prosta i krótka. W oczach Lan Zhana było to czarno-białe.
Kto krzywdzi Wei Yinga - zły - nie lubię go.

Xichen lekko się uśmiechnął i kiwnął mu głową. On też nie lubił ludzi, którzy krzywdzili Lan Zhana.
A kiedyś tych, co obrażali Yao... koniec końców...? Mieli rację.

- ja lubię przywódcę kla-

- widziałem was. - odpowiedział Lan Zhan, przerywając mu i nie patrząc na niego.

Xichena zmroziło. Widział... ich... razem?






Witajcie w kolejnym rozdziale, misiaczki, trochę porozwalany i pewnie słaby bo pisałam w odstępach, ale mam nadzieję że mimo wszystko jest okej <3
Jak się podoba?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro