Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

prolog

- jak mnie boli ta głowa! - narzekaniom nie było końca.
To, że Wei Ying był nadpobudliwy i humorzasty było jasne jak słońce.
To wiedział każdy, kto spędził z nim więcej niż pięć minut.

A tak się składa, że Lan Zhan spędzał z nim każdy dzień i każdą noc. Bynajmniej, nie narzekał.

Jednak, gdy jego mąż się przeziębił i dostał przymus pozostania w domu, energia go wręcz roznosiła i gdyby nie osłabienie, pewnie by rozsadził całe Jingshi.
Jingshi, w którym już powoli przygotowywali miejsce dla dzidziusia.
Dzidziuś ów, ostatnio uaktywnił się i prócz systematycznego kopania, Wei Wuxian przeżywał wariacje żołądkowe.
Żartował, że ta ciąża jest karą za wszystkie jego grzechy.

Po ostatniej nocy, obudził się z zesztywniałymi z zimna palcami, posmakiem krwii w ustach i katarem.
Lan Qiren, gdy dostał wezwanie od zaniepokojonego bratanka, przybył do Jingshi i po zbadaniu znienawidzonego menela, obwieścił:
- wygląda jak zwykłe zapalenie dróg oddechowych, ale może to się zmienić w zapalenie płuc. Nie wychodzisz z łóżka przez tydzień.

Wyobraźcie sobie Weia siedzącego w łóżku przez tydzień bez żadnych atrakcji!
Po trzech dniach już wariował. Nocami, męczony dziwnymi snami, febrowymi wytworami traum, pełnymi czarnych kształtów i zapachu krwii.
Rankiem witały go mdłości, potem katar i ból głowy.
A przez ten caaaały czas okropna nuda!

Lan Zhan, widząc jego okropną mękę, ulitował się i został dziś z nim w domu, pozostawiając swoje obowiązki na kolejny dzień.
Nie wiedział jednak, jak tragicznie się to dla niego skończy!
Wei Ying wymyślił sobie rozrywkę w postaci malowania twarzy.
Oczywiście, nie swojej, a swojego męża.
Umalował go na biało mokrym pudrem, na czole namalował znak ochronny, potem powieki na czerwono i policzki. Zniszczył mu też brwii, mażąc na czarno.
Miłość wymaga jednak poświęceń a widząc jak dobrze bawi się Wei Wuxian, Wangji postanowił przystać już na tę dziwaczną zabawę. Nucąc miejską muzykę uliczną, niesamowicie mroczny Patriacha Yiling, naśladując ruchy dłoni artystek scenicznych lub płochliwych dam, malował policzki swojego męża na różowo, po domu chodząc w wygodnej, ciążowej szacie.
Nie założył jej nigdy publicznie, ponieważ była typowo babska, ale w domu chętniej w niej spał, niesamowicie wygodna!
Niezwykle mroczny Patriacha w ciążowej szacie.
Mógł na chwilę zapomnieć o swoich obawach i głosach w głowie. Martwiły go, ale naprawdę nie chciał powtórki z rozrywki.
A, gdyby Lan Zhan dowiedział się o tych głosach i wizjach, warowałby przy nim każdą sekundę i pewnie znowu przywiązałby go do łóżka...

Nie w tym sensie! Nie w ten sposób przywiązał.
Ah, nieważne.
Brak seksu też mu źle robił, ale był zbyt wykończony.
W zasadzie to ledwo się trzymał, choć był mistrzem w udawaniu. W zasadzie siedzenie w domu z Lan Zhanem podobało mu się, mógł odpocząć i nie był sam.
Niemniej, na każdy głośniejszy dźwięk, spinał się.

Tak jak teraz, gdy usłyszał kroki na tarasie Jingshi i wysoki cień, zamarł z pędzęlkiem przy twarzy Lan Zhana...

Druga część Obietnicy i dalsze przygody naszych wariatów.
Dajcie znać czy jesteście!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro