Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Xichen niewiele już rozumiał. Działy się dziwne rzeczy, ale przecież to żadna nowość w świecie kultywacyjnym. Westchnął.
- wybacz, ale nie słyszałem o takich ludziach. Wiem, że istnieją inne krainy i kraje, więc może i tacy są. Przeszukam bibliotekę i znajdę informacje o nich. - obiecał, choć stanowczo wolałby już zapomnieć o wszystkim i wtulić się w Chenga, nacieszyć się nim przed ich ślubami z innymi kobietami...

Ale czy w przypadku takiego zagrożenia nadal się one odbędą?
Zerknął na Lan Zhana, trzymał on męża za rękę i gładził bladą twarz zemdlonego mężczyzny.
Zawsze tak na niego patrzył. Nigdy nie krył troski i swoich uczuć do niego, bo gdy go już stracił, nie mógł do tego dopuścić drugi raz.
Nie obchodziło go, co pomyślą inni ludzie. Wybrał Wei Yinga i zdobył go, mimo wszelkich przeszkód.
Sam czasem też chciałby mieć taką siłę i pewność siebie.

Lan Zhan nie bał się rozwinąć skrzydeł, nigdy nie zawahał się czy warto oddać życie za swoją miłość.
I w końcu dostał to samo od Wei Wuxiana.

Martwił się o nich, to oczywiste. Przecież pokochał wybranka swojego brata, jak własnego młodszego brata. Zawsze współczuł mu ciężkiej przeszłości i zdolności pakowania się w kłopoty, ale Wei Ying kochał jego młodszego braciszka i chronił go.
On sam musiał też ich chronić.

***

Wei Ying powoli otworzył oczy i zobaczył zmartwioną twarz Lan Zhana. Widok, którego najbardziej się spodziewał.

- Lan Er Gege... hej. - uśmiechnął się lekko i westchnął, rozciągając się.

- nie wstawaj. - ten poprawił mu mokry ręcznik na czole i podał zioła do wypicia. Obok niego siedział Lan Sizhui.
A dalej Lan Qiren.
I Jiang Cheng.
I cała masa juniorów zerkała na nich przez okno, nie wpuszczana przez medyków. Gdy się obudził, zaczęli machać i krzyczeć "seniorze Wei, seniorze Wei, obudziłeś się!".

Wei Wuxian uśmiechnął się blado i poczuł takie dziwne, miłe ciepło gdzieś przy piersi.
Oni... naprawdę martwili się o niego. Nie byli źli, że sprowadził upiora. Nikt nie wyglądał na wściekłego. Nawet Lan Qiren.

- odpoczywaj, Wei Wuxian. - zwrócił się do niego - a my dopilnujemy, by tobie i dziecku nic się nie stało.

- Wuju. Czy mogę poprowadzić oddział szukający żywego trupa, który manipulował Wei Yingiem? - Wangji wstał.

- tak. - pozwolił Qiren.

- nie! - mąż Naczelnego Kultywatora, zerwał się do siadu i zaczął protestować.

Jiang Cheng nie mógł słuchać tych bzdur.
- to moja wina. Nie mogę pozwolić, by ktoś przeze mnie zginął znowu! Sam rozwiążę tę sprawę, tylko odzyskam siły. On chce tylko mnie, nikt nie musi tracić życia... - nalegał jego głupi brat.

Zatkał mu mordę ręką ku niezadowoleniu Lan Zhana. - zamknij się. Myślisz, że wszystko kręci się wokół ciebie? Pokonamy upiora, bo jest zagrożeniem dla wszystkich a ty w spokoju będziesz tu siedział, bo jesteś w ciąży. Nie narażaj dziecka. Masz leżeć i odpoczywać, my zabijemy drania, który nie pozwala nam w spokoju żyć. Mam rację, Lan Wangji? - zwrócił się ostro do szwagra.

- tak. - możliwe, że Lan Zhan pierwszy raz w pełni zgodził się z liderem sekty Jiang. Lan Xichen patrzył na niego lekko zarumieniony, ze spokojnym czołem.
Wiedział, że każdy z nich jest silny i stawią czoła przeciwieństwom.
- Lan Sizhui, każ przygotować broń i niech połowa seniorów sekty Lan...

- i sekty Yunmeng Jiang. - dodał Wanyin patrząc hardo w oczy wzruszonego Wei Yinga.

-... tak. Niech przygotowywują się do misji. Wyruszamy na misję przeciw niebezpiecznemu trupowi, który próbuje zagrozić mężowi Naczelnego Kultywatora i zepsuć dobre imię jego. To obraza przeciw wszystkim sektom. - powiedział oficjalnie jak ma brzmieć rozkaz.
Zachwycony Yuan skłonił się i szybko oddalił wykonać zadanie.

Serce Wei Yinga biło szybko. Wszyscy jednoczą się, nie by go pokonać, a obronić.
Jest z nimi, nie przeciw nim. Nie sam. Tylu ludzi chce mu pomóc, z żadnego innego powodu jak... miłość?
Poczuł lekkie kopnięcie i otarł łzę. - dziękuję. - powiedział tylko.

- między nami nie ma potrzeby słów dziękuję i przepraszam. - przypomniał mu mąż.

- uważaj na siebie. - poprosił tylko cicho Wei Ying, rozumiejąc swoją sytuację. Tym razem jego rolą było po prostu czekać. Nic nie robić i z pokorą i wdzięcznością oczekiwać pomocy. Pozwolić na nią.
Abstolunie do tego nie przywykł, ale właśnie zrozumiał, że tak ma być.
- a ty nie psoć.

- dobrze. - pocałował tylko krótko usta Lan Zhana, ufając że wróci cały i zdrowy.
Chciałby wziąć sprawy w swoje ręce i rozwiązać tę sprawę.
Ale nie mógł. Położył dłoń na brzuchu. Nie zastraszy go nikt. Dziecko jest darem, nie żadną sztuczką trupiego Wei Wuxiana z przeszłości.

"To nie jestem ja. To nie jestem ja." Powtarzał sobie w myślach.

***
Hanheian-Jun - Pan Niosący Ciemność przystanął i dotknął miejsca, gdzie powinno być jego serce, ale oczywiście w piersi nie miał nic prócz mroku i zgnilizny.
Poczuł tam jakieś dziwne, bolesne ciepło.
Wzruszył ramionami. Niemożliwe, by Wei Wuxian uniknął kary. On był NIM. Znał jego i wszystkiego jego lęki. I zamierzał go nimi wykończyć. Wystarczy zostawić go samego.

W tym celu odwróci od siebie uwagę kultywatorów...nimi.

- Pojawicie się na weselu mojego brata - zaśmiał się dusząco - i tam was poznają jako przybyszów niosących pokój...

Białogłowy mężczyzna, w swoich stronach zwany po prostu blondynem, kiwnął głową, rad z możliwości opuszczenia tej cholernej jaskini i spełnienia planu.

Siema siema
Oto nowy rozdział
Możecie się radować :)
I martwić co siedzi mi w głowie.
Btw, zachęcam do lektury moich innych książek:* papa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro