Rozdział 35
Obiecana rozmowa Obiektu 071A, Pana Silverstona i Matki. Zapraszam
-Peter, drogi przyjacielu jak miło cię widzieć - Powiedział Justin - Siadaj, mamy wiele do omówienia.
Totalnie mnie zszokował jego widok. Co on do jasnej cholery robił w Jaskiniach?
-Stephanie, nalejesz biedakowi trochę wina, trzeba go jakoś rozluźnić.
Matka wyciągnęła z biurka kieliszek i położyła go na blacie.
-Siadaj - Justin kopnął krzesło pod moje nogi.
-Co tu tutaj robisz? - Spytałem się gdy usiadłem.
-Szukaliśmy was. I znaleźliśmy. Chodź byliście w dokładnie tych miejscach w których chcieliśmy, byście byli.
-Jak to w miejscach w których dokładnie byliśmy? - Zdziwiłem się.
-Och to całkiem proste, jak by ci to powiedzieć...Ta wasza ucieczka, była zaaranżowana.
-Zaraz! Co? Jak to zaaranżowana?
-Och normalnie, wiedzieliśmy że jak podłożymy wam dane naszych badań ze chcecie uciec. Wystarczyło dać wam powód, a później śledzić was i kontaktować się z odpowiednimi ludźmi.
Powodem dla którego uciekliśmy z Bazy była informacja przy moim nazwisku "Do wyeliminowania"
-Czemu chcieliście mnie zabić? - Spytałem się, trzymając kieliszek w dłoni.
Justin i Stephanie wybuchnęli śmiechem, śmiali się tak długo, że zaczęło robić mi się głupio.
-Och Peter, Peter - Odezwał się w końcu Justin - Myśmy nigdy nie chcieli cię zabić. Gdyby to moja siostra usłyszała to by chyba padła. Zabić ciebie? W życiu.
-To czemu miałem status "Do wyeliminowania"?
-Jakby ci to ładnie z obrazować...-Justin przez chwilę milczał, aż w końcu popatrzył na matkę. - Może ty Stephanie zechcesz wytłumaczyć chłopakowi co znaczy "Do wyeliminowania"
Matka pociągnęła łyk wina i odstawiła kieliszek.
-To znaczy tyle, że zostałabyś uśpiony, byśmy mogli ci pobierać krew 24 godziny na dobę, po to by leczyć innych.
-Przecież to nie możliwe. W pewnym momencie skończyłaby mi się krew.
-Oto nie musisz się martwić, dostarczalibyśmy twojemu organizmowi potrzebne substancje, by produkował krew ze 4 razy szybciej niż normalnie. - Odpowiedział mi Justin - Wystarczyłoby by uratować ludzi chorych na Plusa z grupą 0Rh+ . Zostałbyś ich bohaterem, a i dzięki temu Zero mogłoby dalej działać, bo wiesz twoja krew jest bardzo cenna.
-Przecież Zero, już nie istnieje. Uciekliśmy z niego, a reszta nie żyje.
-Skąd wiesz że nie żyje? - Zdziwił się Justin - Aaaa chodzi ci o status "Martwy"? Oni żyją, więc nie musisz się martwić. Tylko siedzą w pokojach, to wszystko.
-Więc dane z internetu są nadal aktualne? - Zdziwiłem się.
-Jakie dane?
- Hybryda i Zero to ostatnie projekty jakie zajmują się stworzeniem leku.
-Owszem - Powiedziała tym razem Stephanie - Charles i ja zrezygnowaliśmy już na samym początku z tworzenia leku i postanowiliśmy zająć się łapaniem Nosicieli i matek, które nie chciały, by ich pociechom dano Minusa. W sumie to wyszło nam na dobre, bo dzięki temu uratowaliśmy parę tysięcy Minusiaków.
-Czy wam też podawano Minusa albo Plusa? - Spytałem się, już nie byłem tym wszystkim zszokowany. Chciałem się dowiedzieć jak najwięcej.
-Tak podawano, ale na pokolenie Beta, choroby nie działają.
-Pokolenia Beta? - Zdziwiłem się.
-Czyli pokolenie bliźniaków - Wyjaśnił mi Justin - Nie wszyscy mają bliźniaków, ale zdecydowana większość ma. Bliźniakami na pewno są wszystkie osoby zajmujące się projektami. A i twoja matka, której nie pamiętasz.
-Czy ja też mam siostrę bliźniaczkę?
-Masz, ale nie bliźniaczkę tylko młodszą. Nazywa się...
-Megane - przerwał mu. - Ma na imię Megane, mam rację?
-Owszem, masz. I jeśli chcesz możesz sobie przypomnieć o niej. Wystarczy że o to poprosisz.
-Więc, proszę.
Justin zbliżył się do mnie i pstryknął palcami nad moją twarzą. Natychmiast zakręciło mi się w głowie.
Leżałem na kanapie, z miską chrupek na kolanach i oglądałem jakiś film.
-Peter! - Krzyknęła moja mama z kuchni - Nogi ze stołu!
Niechętnie zdjąłem nogi ze stolika i dałem je na kanapę.
-Mamo, mamo! - Z podwórka wypadła moja młodsza siostra, Megane. Miała ciemnozielone oczy po mamie i brązowe włosy po naszym ojcu. Ja odziedziczyłem ich odwrotne cechy. Czarne włosy mam od matki, a czarne oczy po ojcu. - Patrz co znalazłam!
-Och śliczne, pokaż co znalazłaś bratu.
Błagam nie! Tylko nie to, matko dlaczego ty mi to robisz?
-Peter! Peter! - Megane rzuciła się na mnie - Patrz co znalazłam!
-Znowu jakiś robal? - Spytałem się.
-Nie! Patrz!
Pokazała mi kawałek świecącej się skały. Moja siostra miała jakąś manię zbierania kawałków. Też lubiłem siedzieć na dworze, ale bardziej interesowały mnie zwierzęta, a zwłaszcza ich wnętrzności.
Chodź dzieliło nas tylko 2 lata różnicy, ja miałem 7 ona 5 lat. Mieliśmy zupełnie inne zainteresowania
Wspomnienie zaczęło się rozmazywać.
Obudziłem się na podłodze w gabinecie Matki.
Justin podał mi szklankę wody, wypiłem łyka i usiadłem na krześle.
-Co się z nimi stało? Z Megane i moją matką?
-Megane żyje, to jest pewne - powiedziała Stephanie - Ale nie wiemy co się stało z twoją matką.
-Gdzie ona jest?
-Jest tutaj. W Jaskiniach.
-Moja siostra, jest w Jaskiniach i ja o niczym nie wiem?
-My natomiast wiemy, że chcecie się włamać do mojego gabinetu - Powiedziała Matka - Odwołaj tą całą akcję, albo twoja siostra może umrzeć, wystarczy tylko nacisnąć guzik.
-Nie rozumiem?
-Twoja siostra, leży w podziemnym szpitalu dla ciężko chorych, ale nie martw się żyje. No chyba że chcesz by umarła.
-Nie, zrobię wszystko by żyła.
Tak, wiem obiecałem wam rozdział i rozmowę. Niestety macie tylko rozmowę. Peter jest narratorem w kolejnym rozdziale jak coś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro