Rozdział 24
I znów mamy Petera jako narratora, ostatni raz jak coś. Czas innym dać szansę
Ze snu wyrwało mnie łomotanie do drzwi, to świetnie znowu zasnąłem.
-Peter wyłaź! - Krzyczał Noah - Siedzisz tam już z dwie godziny!
Jedynie westchnąłem i wstałem z wanny, woda była już zimna, a ja byłem pomarszczony jak stara rodzynka. Wziąłem jakiś szlafrok i się nim owinąłem. Zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem z łazienki.
-Baliśmy się że nie żyjesz - Powiedziała Ellie siedząc na łóżku i przeglądając telefon.
-To pewnie skutki uboczne tych środków na uspokojenie, nadal jestem lekko przymulony - Odpowiedziałem siadając na łóżku. - I głodny.
-Planujemy zaraz zejść na kolację, znaczy najpierw musimy się wszyscy umyć. Bo tak nie pójdziemy.
-Jeszcze raz przepraszam - Popatrzyłem się na swoje rzeczy, no nic założymy te brudne - Musimy iść też kupić jakieś ciuchy.
-Zrobimy to po kolacji - Odpowiedziała Alice i weszła do łazienki.
Jakieś pół godziny później byliśmy gotowi do zejścia.
Zjechaliśmy windą na parkiet i udaliśmy się do dużej sali. Na środku stał ogromny szwedzki stół, a dookoła były rozrzucone kwadratowe stoły. Usiedliśmy przy jednym z nich, po kolei podchodziliśmy do stołu. Nabrałem sobie chyba najwięcej żarcia.
-Więc jaki jest plan? - Spytała się Bonnie
-Zakupy, potem trzeba zorientować się gdzie jest lotnisko, jeśli jest opcja kupić bilety do Nowego Jorku to je kupujemy. Później musimy znaleźć matkę Bonnie, a potem nie wiem co dalej - Przedstawiła swój plan Alice
-Wstąpimy też do apteki po tonę środków nasennych dla mnie - skomentowałem to wszystko - Skoro mamy lecieć, a właśnie nie będzie robiona kontrola przy wylocie i jak będziemy wlatywać do Nowego Jorku?
-Postaram się załatwić nam fałszywe paszporty, ale będziemy musieli się wybrać do urzędu by je nam zrobili.
-Okay, to urzędowe bzdety zostawcie mnie - odparła Alice - A teraz już chodźmy.
Po kolacji od razu wyszliśmy na zewnątrz. Przez kilka chwil błądziliśmy bez celu, aż jeden sklep zwrócił na nas uwagę. Właściwie to tylko Noah go zauważył bo na witrynie była koszulka ze skórzanym kawałkiem. Zaczął się drzeć jak debil i musieliśmy go wepchać do sklepu by, ludzie na ulicy nie zwrócili nam uwagi. Był to mały, ale bardzo przestrzennie urządzony butik z licznymi ciuchami i innymi dodatkami. Spędziliśmy tam jakieś dwie godziny w tym czasie zwróciłem uwagę na parę rzeczy u innych, w tym u siebie. Ellie zawsze brała naszyjniki, Alice zawsze coś wpychała we włosy, czy to spinka czy opaska. Noah z kolei szukał wszystko co skórzane, prawie się wydarł na kobietę w sklepie, kiedy powiedziała mu że nie ma skórzanych spodni. Przecież ma już jedną parę po co mu kolejna? Bonnie musiała mieć buty przed kostkę zupełnie odwrotnie niż ja. Gdy miałem odsłonięte kostki czułem się...dziwnie. Zrobiliśmy zakupy, Noah dał się namówić na lekką skórzaną kurtkę by nie robić większej afery i zapłaciliśmy. Ogarnęliśmy też lotnisko i bilety. Nie trzeba na szczęście było przechodzić kontroli czystości. Jedynym naszym problemem były paszporty, o które Alice miała się jutro postarać.
Obczailiśmy też Urząd Paszportowy, głównie chodziło o elektronikę i internet. Noah bez problemu do niego się włamał i wpisał tam nasze dane. Jutro wystarczyło odebrać paszporty.
-Trzeba jeszcze iść po prochy dla Petera - Stwierdziła Alice. - No chyba że chcemy by się darł przez te 12 godzin
-12 godzin?! - Wystraszyłem się - Będę potrzebował coś mocniejszego niż ostatnio.
Po około godzinie znaleźliśmy aptekę otwartą w nocy. Weszliśmy tylko ja i Alice by nie robić niepotrzebnego tłumu.
-Dobry wieczór - przywitał się - Poproszę 6 paczek Valeriaronu.
-Słucham? - zdziwiła się ekspedientka - Valeriaronu?
-Tak, dobrze pani słyszała.
-Jest już usunięty od jakiś 4 lat. Skąd o nim wiesz?
Ekstra, to się wkopałem. I co mam teraz powiedzieć? Na szczęście Alice przybyła z pomocą.
-Mama kiedyś go zażywała jak miała depresję, ale przestała i już go nie kupowaliśmy. Potrzebujemy go bo mój brat źle znosi podróż samolotem. Ma aerofobię.
-Rozumiem, niestety nie mam tego leku, ale mogę zaproponować wam coś innego. - Odeszła od okienka i chwilę siedziała na zapleczu.
Wróciła z kilkoma pudełkami. Popatrzyłem uważnie Relaxen. Nawet mocniejsze niż Valeriaron.
-To takie 4 paczki poprosimy.
Kobieta skasowała nam to wszystko, wzięliśmy też dla każdego po jednym lizaku owocowym.
-Dziękujemy, do widzenia.
Pozostał nam urząd paszportowy i kontrola celna na lotnisku.
Późnym wieczorem wróciliśmy do hotelu i od razu padliśmy na łóżka. Znaczy tylko ja padłem, bo reszta chciała się umyć. Zrezygnowałem z kąpieli, bo wiedziałem że tam zasnę. A nie chciałem wyglądać jak stara rodzynka w wieku 20 lat.
-No moje drogie dzieciaczki - zaśmiała się Alice - Ząbki umyte? Paciorek zmówiony? To gasimy światełko, pobudka o 8 rano.
-9 - zadecydowałem - nie będę wstawać w środku nocy. Zresztą Urząd jest otwierany od 10.
-Dobra, niech będzie 9 a teraz spać. - Alice zgasiła światło i zapadła cisza.
Na chwilę zasnąłem, nie wiem ile spałem, ale obudził mnie głośny przyśpieszony oddech. Usłyszałem głośne kroki, a zaraz potem zostałem oślepiony przez światło.
-Przepraszam - odezwała się Ellie - ale już nie mogłam wytrzymać.
-Zgaś to światło - syknął Noah i zasłonił twarz poduszką.
Ellie chcąc nie chcąc go posłuchała i wróciła do łóżka. Po paru minutach znów usłyszałem szybkie oddychanie. Tym razem to ja wstałem i zapaliłem światło.
-Jak mamy się wyspać, to proponuje nie gwałcić tego kontaktu co 3 minuty. - Stwierdziła Alice.
-Sorki, ale wpadłem na pomysł. Potrzebuje prześcieradeł.
Z prześcieradeł zrobiliśmy prowizoryczną przegrodę dla Ellie.
-Peter tam jest ciemniej, niż tutaj.
-Tak wiem, ale będziesz miała to - tu pokazałem jej telefon. - Ma funkcję latarki więc...
-Ja będę miała światło, a wam nie będzie świeciło. Sprytne.
-Dziękuje, a teraz dobranoc.
W nocy nie mieliśmy już więcej problemów. I punkt 9 wszyscy byli gotowi na śniadanie.
Po śniadaniu, znowu naleśniki, udaliśmy się do urzędu paszportowego. Na całe szczęście było mało osób. Alice podeszła do okienka i zaczęła gadkę. Po chwili wróciła do nas i wręczyła nam paszporty.
-Ellie Goulding - podała paszport naszemu strzelcowi
-Noah Cinder -paszport otrzymał nasz geniusz matematyczny
-Bonnie Tyler - szofer też dostał paszport
-Peter Van Houten - Odebrałem swój paszport
I mój Alice Kingsleigh. - Zapamiętajcie swoje nazwiska i daty urodzenia jak coś
Kto wymyślił mi takie nazwisko i tą datę urodzenia 13 kwiecień 2035?
-Dobra, coś jeszcze mamy do załatwienia? - Spytała się Alice - Czy możemy już ruszać? Nie? To świetnie
Wróciliśmy do hotelu, zabraliśmy swoje rzeczy i posprzątaliśmy. Noah włamał się do systemu. Usunął nas z monitoringu i z listy gości. Dzięki temu gdyby Zero nas szukało nie znalazłoby tutaj śladu.
Dojechaliśmy na lotnisko, na szczęście nie mieliśmy dużego bagażu, więc nie staliśmy w kolejce. Musieliśmy przejść przez bramki. Łatwizna. Wszyscy przeszli bez problemu. Również Ellie która miała pistolet w plecaku. Na szczęście Noah włożył jakieś gówna, która zakłócają sygnał. A gdyby to nie pomogło mamy zgodę na przewóz broni. Przechodząc przez bramkę coś zapikało. Ochroniarz pomacał mnie od góry do dołu, kazał mi opróżnić kieszenie. Wyciągnąłem lizaki i telefon. Przeszedłem jeszcze raz i dalej pikało.
-Zdejmij buty - powiedział
Zajęło mi 3 minuty rozwiązanie moich glanów.
-Nie za gorąco ci w nich? - Zdziwił się ochroniarz
-Nie - Odparłem zdawkowo i przeszedłem przez bramki. Tym razem cisza.
Wzięliśmy swoje rzeczy i udaliśmy do strefy wolnocłowej. Tam przez 10 minut wiązałem sznurówki.
-A mówiłam kup sobie dziesiątki, ale ty się uparłeś na dwudziestki piątki. I teraz masz. - Krytykowała mnie Ellie
-W dziesiątkach moje nogi wyglądają jak baleron. Te są bardziej majestatyczne, zresztą wiedziałem że trzeba je wiązać.
Po około godzinie czekania na samolot, wreszcie do niego wsiedliśmy. Upchali mnie koło okna, obok Noah. Gdy steewardesa kazała zapiąć pasy, połknąłem paczkę tabletek i popiłem wodą. Samolot zaczął ruszać, w pewnej chwili Noah złapał mnie za rękę.
-Boję się - wyszeptał
On się bał? Zabawne, on chyba nie wiedziałem co ja czułem. Miałem ochotę zacząć wrzeszczeć, jednak tabletki zaczęły robić swoje i nim zaczęliśmy się wznosić, zasnąłem.
Przepraszam że tak długo czekaliście, ale macie dłuższy rozdział w nagrodę. Teraz wybieramy narratora kolejnego rozdziału
Noah
Alice
Bonnie
Ellie
Z pośród tych wybieramy. Petera nie ma bo był za długo i śpi więc...
Podobało ci się? Zostaw gwiazdkę i komentarz
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro