Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Obudziłem się cały sztywny, całą minutę zajęło mi rozmasowanie karku. Znajdowaliśmy się już na ziemi. No i dobrze. Wysiadłem z helikoptera, gdy ktoś z powrotem mnie tam wrzucił. 

-Nigdzie nie idziesz - powiedziała Alice - Najpierw musisz coś zjeść.

Nawet nie próbowałem się z nią kłócić, byłem głodny jak diabli. Wziąłem od niej kanapkę i zacząłem jeść.

-Skąd ją masz? - Spytałem, gdy zjadłem już połowę.

-Z zapasów w helikopterze. Powinno nam starczyć na jakiś tydzień, dwa jak będziemy odpowiednio racjonować.

-Gdzie reszta? 

-Poszli na zwiady, orientujemy się gdzie jesteśmy.

Minęła godzina, przez ten czas chodziłem po łące na której był helikopter. Zastanawiałem się czy Justin i Olivia nas tu znajdą. 

-Alice, a co będzie jak nas znajdą w sensie ZERO? Helikopter i telefony na pewno mają jakieś pluskwy. Za parę godzin pewnie tu przylecą i nas złapią.

-Noah o tym pomyślał i znalazł pluskwy w telefonach i rozmontował GPS w helikopterze.

W końcu zauważyłem 4 sylwetki na horyzoncie. 

-I jak? - Spytała się Alice, gdy podeszli bliżej.

-Do miasta jest jakieś 20 kilometrów - powiedział Noah - Jednak odległość to nic. Miasto jest otoczone murami. Są bramy, ale mogą przez nie wejść tylko Czyści.

-Jakie miasto? - Spytałem, nie cierpiałem być w temacie.

-Madryt, został zamknięty 10 lat temu by zapobiec rozprzestrzenianiu się epidemii. Mieszkają tam tylko ludzie którzy nie mają Plusa a ni Minusa.

-Musimy wchodzić do tego miasta? - Spytałem się. Oczywiście popatrzyli na mnie jak na debila. Założę się że ułożyli plan, kiedy ja spałem nafaszerowany środkiem uspokajającym. 

-Jeśli chcemy, znaleźć nocleg, wyżywienie i paliwo do helikoptera to tak. Musimy. - Stwierdziła Bonnie

-A mamy jakiś cel? 

-Oprócz tego by uciekać bliźniakom? To nie nie mamy.

-Bonnie, Rick mówił coś o waszej znaczy twojej mamie, Julia Tyler. Pracuje w DPK pod ONZetem. Wiesz coś na ten temat? 

Dziewczyna pokręciła jedynie głową.

-Świetnie - Noah klasnął w ręce - Skoro wszyscy są gotowi to wyjaśnimy plan.

Noah pokrótce przedstawił swój plan, czasami wrzucaliśmy uwagi że, coś jest niemożliwe lub dawaliśmy łatwiejsze rozwiązania. Gdy wszystko było ustalone rozpoczęliśmy włamanie do miasta.

Stałem z Alice jakieś sto metrów od budki strażników. Było ich z dwóch, ubrani w żółte kombinezony chroniące je przed wirusami. Nie są odporni, bardzo dobrze. Alice kiwnęła mi głową i zaczęła przedstawienie. Nie wiem co mówiła do strażników, ale zajęła ich do reszty. W pewnej chwili zaprowadzili ją do budki. Mój ruch. Sprintem pobiegłem w jej stronę, w ręce nóż znaleziony w helikopterze. Otworzyłem drzwi i rozdarłem kombinezon jednemu strażnikowi. Alice ogłuszyła w tym czasie drugiego. Wyciągnąłem igłę ze strzykawką z kieszeni i wbiłem ją w jednego strażnika, a potem w drugiego. pół dawki powinno wystarczyć. Do pomieszczenia wpadł Noah, chwilę popatrzył się na maszynę i nacisnął odpowiednie guziki. Brama się otworzyła. Alice zawibrował telefon. 

-Bonnie i Ellie znalazły pojazd, mamy iść trzy ulice dalej. 

-Szybkie są - stwierdziłem.

Wyszliśmy z budki, wcześniej wziąłem tabliczkę z napisem KWARANTANNA i powiesiłem ją na drzwiach.

Weszliśmy do miasta, a brama za nami się zamknęła. Na całe szczęście od wewnątrz nie było straży. Przeszliśmy dokładnie 3 ulice, gdy znaleźliśmy duży wóz. Wsiedliśmy do niego i ruszyliśmy. Musieliśmy się dostać do centrum miasta, im szybciej to zrobimy tym lepiej. W końcu Bonnie zatrzymała się na uboczu i wszyscy wysiedliśmy. 

-Łatwo poszło - Stwierdziła Ellie - Nawet nie zauważyli, że weszliśmy do środka.

-A co z kamerami? - Spytałem się.

Noah wyciągnął telefon i pomachał mi przed nosem.

-Za pomocą tego je wyłączyłem, to wcale nie jest takie trudne.

-Dobra, nie możemy tutaj stać i zwracać na siebie uwagę - Alice przejęła dowodzenie. - Musimy iść na te zakupy i kupić najpotrzebniejsze rzeczy. 

-Na przykład bilety na samolot - Rzekł Noah patrząc w telefon. - Znalazłem Nowy York, nie masz szans byśmy dolecieli tam helikopterem. Chyba że z między lądowaniem na Grenlandii, ale i tak podróż będzie 3 razy dłuższa niż samolotem.

-Dobra, o samolot pomartwimy się później, teraz najważniejsze jest byśmy mieli co jeść i spać.

-I za co my to wszystko kupimy? - Spytała się Bonnie - Przecież nie mamy pieniędzy.

-Płatność telefonem? - Zdziwił się Noah, oglądając jeden sklep. - Poczekajcie - I zaczął znowu coś klikać.

-I gotowe - Uśmiechnął się - Idziemy.

Weszliśmy do jednego sklepu, spożywczego. Było tam tyle jedzenia, że nie wiedziałem co wybrać. Wybraliśmy najpierw te produkty, które mają długą datę do spożycia, napoje oraz parę słodyczy. Ellie wzięła też z 5 paczek żelek. Podeszliśmy do kasy, kasjerka skasowała nam towary i podała kwotę. Noah zbliżył telefon do czytnika. Maszyna piknęła i już. Zakupy zrobione. Wyszliśmy ze sklepu, obładowani wielkimi siatami. 

-Przydałaby się nam jakaś baza wypadowa. - Stwierdziłem.

-Pasuje jaśnie panu 5 gwiazdkowy hotel? - Uśmiechnął się do mnie Noah - Jest jakieś 3 przecznice stąd. Zarezerwowałem nam już najlepszy apartament.

-Skąd ty bierzesz tą kasę? - Spytała się Alice, gdy z siatami szliśmy do hotelu.

-Powiedzmy, że pewna organizacja "charytatywna" prosi sławne osoby i milionerów o przysłanie pieniążków. - Wyjaśnił białowłosy.

Doszliśmy w końcu do hotelu. Ellie, Bonnie i ja schowaliśmy się trochę dalej. A Noah i Alice weszli do środka, by odwalić szopkę, która pozwoli nieletnim zarezerwować pokój.

Mój telefon zadzwonił. To Alice. Odebrałem, niepewny co zaraz usłyszę.

-Cześć tato, słuchaj rezerwowałeś nam pokój prawda?

-Alice? - Zdziwiłem się - Co ty robisz?

-Zarezerwowałeś? Ale na komputerze w recepcji nic nie ma. Mam ci dać recepcjonistę do telefonu? Nie? No dobrze.

Alice przykrzyła telefon słuchawką i nic nie słyszałem.

-Facet z recepcji mówi, że może dać nam pokój jak do godziny wyślesz e-maila. No to super. Kocham cię tatusiu. - Rozłączyła się.

-Co chciała? - spytała się Ellie.

Wzruszyłem tylko ramionami i zrobiłem zdziwioną minę.

-Minęło 10 minut - Powiedziała Bonnie - Wchodzimy.

Weszliśmy do hotelu, wcześniej dokładnie ukryliśmy jedzenie do plecaków. Całe szczęście że Ellie i ja wzięliśmy po jednym z helikoptera. Ja wziąłem bo nigdzie się nie ruszę bez apteczki i innych leków. A Ellie ze względu na to że chodzenie z bronią raczej nie jest dobrym pomysłem. Bez problemu weszliśmy do środka i wpadliśmy do pustej windy. Mieliśmy jechać na ostatnie piętro. 

-Nie boisz się podróżować windą? - Spytała się mnie Bonnie - W końcu winda też tak jakby lata.

-Nie, bo nie widzę podłogi. Zresztą, nawet gdyby winda się zepsuła to nie spadnie tylko zawiśnie.

Drzwi się otworzyły. Wyszliśmy z kabiny i skręciliśmy w lewo. Zapukałem do drzwi i czekaliśmy. W końcu otworzyła nam Alice. Weszliśmy do środka zachwycając się widokiem. Na końcu pokoju znajdowało się ogromne okno, a pod nim łóżko. Już wiem gdzie nie będę spał. Apartament składał się z 3 pokoi i wielkiej łazienki z wanną. Tak bardzo zapragnąłem się wykąpać, że olałem ich wszystkich i wszedłem do łazienki. Napuściłem wody do wanny, wybrałem żel, goździkowo-orzechowy. Zdjąłem ubranie i wszedłem do wanny. Woda była taka ciepła, przez chwilę bawiłem się pianą jak dziecko. Na chwilę zamknąłem oczy i zasnąłem.

Dobra teraz trzeba zmienić narratora, bo 3 rozdziały pod rząd to przesada.

Ellie

Noah

Alice

Peter (Jak tak bardzo kochacie, to niech będzie)

Bonnie






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: