Rozdział 47
*Dominika*
Nadal odkładam rozmowę z Maćkiem. Wiem, że nie powinnam, lecz nie mam pojęcia, jak się do niej zabrać.
Dzisiaj sylwester. Miałam spędzić go w domu z przyjaciółką, ale wczoraj wieczorem zadzwoniła, że musimy nieco zmienić nasze plany. Byłam zdziwiona, ale przystałam na to, bo od czasu pamiętnej kłótni z chłopakiem było mi wszystko jedno.
- Przyjdę po ciebie przed 18 - oznajmiła Ala poprzedniego dnia.
Zegar pokazywał, że minęło już kilka minut po 17, więc nie pozostało mi nic innego, jak zacząć się zbierać.
Wzięłam odświeżający prysznic, zrobiłam makijaż, założyłam wygodne jegginsy oraz czerwoną tunikę, którą kupiłam ostatnio z... Dawidem. Przeszedł mnie zimny dreszcz. Ubranie tak bardzo przypominało mi o sprzeczce z Maćkiem.
A może jednak ubiorę co innego? Nie, muszę przestać o tym myśleć. To ciuch jak każdy inny. No dalej, czas się uśmiechnąć -pomyślałam, patrząc w lustro, jednak wyszedł mi tylko dziwny grymas.
Dobrałam jeszcze kolczyki, delikatnie skropiłam się ulubionym perfumem i przeczesałam moje rozpuszczone włosy. Właśnie wtedy do drzwi zadzwoniła Ala.
- Już idę! - zawołałam, chcąc wykrzesać z siebie choć odrobinę radości, ale chyba nie zabrzmiało to zbyt entuzjastycznie. Od kilku dni nic mnie nie cieszyło.
Założyłam buty i kurtkę,ubrałam szalik, czapkę i rękawiczki, bo na dworze było mroźno.
- Gdzie idziemy? - zapytałam w drodze.
- Zobaczysz.
Skierowałyśmy się w stronę ogródków działkowych. Byłam coraz bardziej zdziwiona, za to Alicja tylko się uśmiechała.
- To tutaj - odezwała się wreszcie, gdy zatrzymałyśmy się przed jednym z domków, które stały tutaj na działkach. Otworzyła drzwi. - No dalej, choć - zachęcała.
- Po co? Czuję się teraz jak w ,,Jasiu i Małgosi", a ty przypominasz mi czarownicę, która chce mnie upiec w piecu - udało mi się nawet zachichotać.
- Aż tak źle? - moja przyjaciółka parsknęła śmiechem. - Spokojnie, tu nie ma wiedźmy.
- Skoro tak mówisz...
Weszłyśmy do wąskiego przedpokoju. Zdjęłam zimowe okrycie i powiesiłam je na wieszaku. O dziwo, Alka nadal stała w kurtce i butach.
- A ty tak zostajesz?
- Tak, bo na razie będzie to osobna część zabawy. Niedługo wszystkiego się dowiesz. Przyjdziemy z Filipem coś około wpół do jedenastej. Idziemy do kina.
- Ej, czy to znaczy, że ja tu zostaję? O co w chodzi?
- Zaraz zobaczysz - mrugnęła do mnie tajemniczo. - To część planu. Na wprost jest pokój, trafisz. I pamiętaj, zachowaj spokój. Do zobaczenia!
Przytuliła mnie pospiesznie i najzwyczajniej w świecie wyszła.
O co w tym wszystkim chodzi? Jaki plan?
Cóż, nie pozostało mi nic innego, jak udać się we wskazanym kierunku. Podążyłam tam, a do moich uszu dobiegły łagodne dźwięki muzyki.
Znalazłam się w niewielkim saloniku. To z głośników, które stały na półce dobiegała ta melodia. Pomieszczenie oświetlały świeczki przyćmione lampy. Było tu bardzo przytulnie.
- Witaj - usłyszałam znajomy głos. Aż podskoczyłam. Chciałam jednocześnie uciec i podejść bliżej.
- Cześć... M-Maciek - wyjąkałam. - Dlaczego Alicja mnie tu przyprowadziła? - zapytałam pewniej, mimo że już chyba wiedziałam, co to za ,,plan".
- Wiesz... -spojrzał na mnie. - Chciałem porozmawiać. I przeprosić. Zachowałem się jak głupek. Ta kłótnia nie miała sensu. Wybaczysz mi?
- Raczej to ja powinnam prosić cię o wybaczenie. To wszystko przeze mnie. Poniosło mnie, emocje się skumulowały, no i wybuchło. Powinnam była już dawno się odezwać, ale jakoś nie mogłam. Głupio mi. Przepraszam za wszystko - spuściłam głowę.
- To co? Zgoda? - chłopak zrobił kilka kroków w moją stronę.
- Tak - sama nie wiem, kiedy wpadłam w jego ramiona. On chyba też się tego nie spodziewał, ale zaraz mnie przytulił. Długą chwilę żadne z nas się nie odzywało.
- Chciałabyś coś zjeść? - zapytał Maciek po kilku minutach, na co akurat zaburczało mi w brzuchu. - Słyszę, że tak - zaśmiał się, a ja razem z nim.
Dopiero teraz zauważyłam stół stojący w głębi pokoju. Był zastawiony dla dwóch osób, a na obrusie stał świecznik.
- Kolacja przy świecach? Serio? - nie mogłam wyjść ze zdziwienia.
- Serio. Sam wszystko przygotowałem -uśmiechnął się.
- Ale ja na to nie zasługuję... A już na pewno nie po tym wszystkim...
- Zasługujesz, bo jesteś moją dziewczyną. Chciałem cię jakoś pozytywnie zaskoczyć. Każdy czasem się z kimś kłóci. To normalne. Najważniejsze, żeby później umieć się pogodzić. Strasznie za tobą tęskniłem.
- Ty zawsze mnie zaskakujesz. Ja za tobą też. Okropnie mnie ta sytuacja męczyła. A tak w ogóle, to czyja to działka?
- Moich rodziców - odparł, odsuwając dla mnie krzesło. - Zgodzili się, żebyśmy tu przyszli - zniknął na chwilę, podejrzewam, że poszedł do kuchni. - Ta-dam!
Postawił na stole półmisek. Nałożył mi porcję makaronu ze szpinakiem.
- Może nie jest to zbyt wykwintne danie, ale od wczoraj nie zdążyłem się niczego więcej nauczyć.
- To... to niesamowite. Jeszcze nikt nigdy nie przygotował dla mnie tak wspaniałej niespodzianki.
Zdjedliśmy, wspominając ostatnie miesiące. Śmialiśmy się, było tak, jakby sprzeczka wcale nie miała miejsca. Słuchaliśmy muzyki, Maciek grał na gitarze. Później dołączyli do nas Alicja i jej chłopak. To był chyba najlepszy sylwek jaki każdy pamiętam.
Tuż przed północą ubraliśmy kurtki kurtki i wyszliśmy na dwór zobaczyć fajerwerki. Były we wszystkich kolorach tęczy.
- Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku - złożyliśmy sobie wzajemnie życzenia.
Zrobiło mi się zimno, więc przytuliłam się do Maćka.
- Kocham cię - szepnęłam.
- Ja ciebie też.
Hej. To już ostatni ostateczny rozdział. Tak bardzo w moim stylu XD No nie umiałam inaczej xd Będzie jeszcze epilog, ale nie wiem kiedy ;) Dajcie znać o błędach.
zaczytana18
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro