Rozdział 32
*Dominika*
Szliśmy w milczeniu, trzymając się za ręce. Hektor biegał obok nas. Po chwili Maciek zatrzymał się.
- Dominika-spojrzał mi w oczy.-Powiedz mi, czy coś się stało? Bo kiedy do ciebie przyszedłeś wyglądałaś na mega przygnębioną.
- Nie, nic. Było mi po prostu trochę smutno, bo byłam dzisiaj na grobie rodziców i ze zdwojoną siłą odczuwam ich brak-to mówiąc, przytuliłam się do niego. Potrzebowałam teraz bliskości.
- To nie jest nic. Wiem, że jest ci ciężko. Ale jestem przy tobie.
- Wiem. Dziękuję ci za to.
Przez jakiś czas trwaliśmy w milczeniu. Niespodziewanie usłyszeliśmy nieznany głos:
- Śpieszmy się kochać ludzi-tak szybko odchodzą.
Zdziwieni spojrzeliśmy na siebie, a potem dookoła. Po pobliskiej ścieżce szedł starszy pan. Pomachał nam. A my odruchowo mu odmachaliśmy. Dopiero w następnym momencie dotarło do nas, że tak nie wypada.
- Dzień dobry-pierwszy odezwał się Maciek.-To pan mówił?
- Witam młodzieży-nieznajomy uśmiechnął się.-Tak, to ja. Nie odpowiada wam to?
- Nie-odpowiedziałam pospiesznie.-Chodzi o to, że trochę nas pan zaskoczył.
- Myśleliście, że jesteście sami, zgadza się?-zadał pytanie retotyczne, lecz nie było ono złośliwe.
- Eee... Tak-odpowiedziałam nieco zakłopotana.
- Nie martwcie się. Ja też się tak zachowywałem, gdy byłem w waszym wieku-tym razem puścił do nas oczko.-Wybaczcie, ale już sobie pójdę. Nie przeskadzajcie sobie.
- Przepraszam, ale pan chyba nie jest stąd?-zapytał pospiesznie Maciek.-To znaczy nie chcę być natrętny, ale nie kojarzę pana.
- Nie, przyjechałem tu ma grób mojej żony. Zmarła kilka lat temu.
- Przepraszam... Przykro mi. Nie wiedziałem.
- Nic się nie stało, młodzieńcze. Przeżyliśmy razem wspaniałe lata. To była cudowna kobieta... Tak jak zapewne panienka-tu wskazał na mnie.-Dbaj o nią i kochaj ją całym sercem, mój drogi chłopcze. A ty, młoda damo, zawsze go wspieraj. Teraz żegnam się z wami, kochani. Życzę wam szczęścia-powiedział z uśmiechem na odchodnym.
- Dziękujemy i do widzenia...-odpowiedzieliśmy lekko zszokowani przemową nieznajomego.
- Mądry gość-powiedział wreszcie mój chłopak.
- Tak-zgodziłam się.-Niezwykle.
- Dominika?
- Co?
- Kocham cię-pocałował mnie delikatnie.
- Ja ciebie też.
- To teraz może choćmy wreszcie pobawić się z Hektorem, co? Bo obiecaliśmy mu zabawę, a teraz zajmujemy się sobą-powiedział przekornie.
- To w takim razie na co czekamy?-zaśmiałam się.
Pies siedział blisko i patrzył na nas tak, jakby wiedział o nas dużo więcej niż my sami.
***
Zabawa z Hektorem trwała w najlepsze. Już mieliśmy wracać, ale aportowaliśmy z nim jeszcze. Maciek zamachnął się i rzucił patyk. Poleciał dakeko, a pies za nim.
Czekaliśmy na niego. Mijały jednak kolejne minuty, a Hektor dalej nie wracał. Zaczęliśmy się niepokoić.
- Powinien już dawno przybiec-denerwował się Maciek.
Postanowiliśmy poszukać zguby. Chodziliśmy, nawołując psa. Coraz bardziej się martwliśmy.
I wtedy go zobaczyliśmy.
- Hektor!-zawołaliśmy w tym samym momencie.
Hej :) Dodaję nowy rozdział, niestety po kolejnej dłuższej przerwie. Wybaczcie, ale mam teraz nawał sprawdzianów, kartkówek i konkursów. Sorki, jeśli są jakieś błędy. Nie miałam dobrego pomysłu na zakończenie, więc jest jak jest xd Jak myślicie, dlaczego Hektor nie wracał? zaczytana18
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro