Rozdział 23
*Dominika*
Nie, nie, nie. Tylko nie teraz. Tylko nie on. Proszę...
Stałam jak skamieniała ze strachu. Nie mogłam ruszyć choćby małym palcem, a co dopiero cofnąć się i ucieć. Tak bardzo nie chciałam spotkać tej osoby. Tego chłopaka. A dokładniej Łysego.
Kiedy wyszłam z szatni i dochodziłam do zakrętu, on wyłonił się zza niego. To mnie kompletnie zaskoczyło. Nie wiedziałam, jak mam zareagować. Na szczęście był sam. Choć w tej chwili i tak nie mogłam tego wykorzystać, stojąc jak słóp soli.
Olek uśmiechnął się szyderczo i zaczął się do mnie powoli zbliżać. Mimowolnie się wzdrygnęłam. W tym momencie zadzwonił dzwonek. No pięknie. Teraz to już raczej nikt tu nie przyjdzie. Jestem zdana tylko na siebie.
- O, kogo my tu mamy? No, no, panna Obca. Ciekawe, jak sobie poradzisz tym razem-powiedział chłopak, kiedy natarczywy dźwięk szkolnego dzwonka ustał.
Milczałam. Rzeczywiście nie miałam jak stąd uciec. Przełknęłam ślinę.
- Uuu, Obca ma pietra-zachichotał gardłowo Olek.
Skurczyłam się jeszcze bardziej. Łysy zaśmiał się na to i jeszcze się do mnie przybliżył, zmuszjąc mnie tym do cofnięcia się i oparcia plecami o ścianę. Teraz nie miałam już nawet którędy się wycofać w razie czego. Po prostu super.
- Coś mi się zdaje, że czegoś nie dokończyliśmy przy naszym ostatnim spotkaniu-ciągnął w tym czasie mój prześladowca.
O nie.
Łysy zrobił jeszcze jeden krok do przodu, prawie przypierając mnie tym samym o mur. Jego spocone, śmierdące dymem papierosowym ciało było tuż obok mojego. Spróbowałam się jeszcze bardziej przykleić do ściany, co jednak niewiele dało. Chłopak dotknął mojej twarzy. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Olek powiedział cicho z chorobliwym uśmieszkiem:
- O tak. Nareszcie moja. Moja Obca.
Nie! Błagam... Pomocy!
Łysy jedną ręką zdjął mi gumkę z włosów i włożył w nie lewą dłoń. Prawą natomiast chwycił mnie kurczowo w mocnym i bezwględnym uścisku w talii. Przysunął swoje usta do moich. Teraz nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc.
Olek bez mojej zgody (i tak by jej nie uzyskał) pocałował mnie zachłannie. Brrr... To nie było nic przyjemnego. Zupełnie inaczej niż z Maćkiem i jego dużo bardziej delikatnymi, ale za to pełnymi uczucia pocałunkami. Następnie, przy kolejnym pocałunku jego ręka zjechała jeszcze niżej. Łysy próbował włożyć mi ją pod koszulkę! To bezczelne! Co za cham! Tego już za wiele!
Wtedy przypomniały mi się słowa Ali. Te o odwadze.
Nikt nie może tobą pomiatać! Nie pozwól mu na to! Broń się!
Tylko, że to nie takie proste.
Nikt nie może tobą pomiatać!-te słowa raz po raz rozbrzmiewały w mojej głowie, a ręka Olka była coraz bliżej mojego biustu.
Nie pozwól mu na to! Broń się!
No dobrze. Spróbuję.
W akcie desperacji przyszła mi do głowy pewna myśl. Nie zastanawiając się długo (na co zresztą nie było czasu) kopnęłam mojego apsztyfikanta w czułe miejsce. Łysy skulił się z bólu i odsunął się ode mnie.
Ja w tym czasie uciekłam. Biegłam ile sił w nogach przez szkolny korytarz. Zatrzymałam się dopiero, wpadając na kogoś. Nie zdążyłam jednak sprawdzić, kogo potrąciłam, bo ze zmęczenia i strachu chyba zemdlałam. Ostatnie,co pomyślałam to: Tak! Udało mi się! Obroniłam się! A potem nastała ciemność i nic więcej nie pamiętam.
Cześć :) JEŚLI TO PRZECZYTAŁEŚ/PRZECZYTAŁAŚ, BARDZO PROSZĘ, ZOSTAW PO SOBIE ŚLAD. Będę bardzo wdzięczna, a ocena lub komentarz naprawdę motywują :) Mam nadzieję, że was nie nudzę. Za ewentualne błędy przepraszam. Zaczytana18
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro