Rozdział 17
Podczas, gdy mama witała się ze swoim narzeczonym, ja uważnie mu się przyglądałam. Wydawał mi się dziwnie znajomy. Był to wysoki, szczupły, opalony, dobrze zbudowany mężczyzna o spłowiałych od słońca miodowo-blond włosach. Po chwili zdałam sobie sprawę, dlaczego go kojarzę. On spojrzał na mnie i chyba też próbował sobie przypomnieć, czy mnie zna. Staliśmy tak, gdy mama postanowiła nas przedstawić.
- Skoro wy stoicie jak dwa słupy soli i nie przedstawiacie się sobie, to ja to zrobię-oznajmiła.-Tomasz, to jest Dominka, moja bratanica i przybrana córka. Dominika, to jest mój narzeczony Tomek.
- Dzień dobry, proszę pana-powiedziałam.
- Cześć Dominika-odpowiedział nasz gość.-Proszę, mów mi po imieniu. Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy?
- W takim razie ja jestem Nika. Hmm... Też mi się tak wydaje. Zaraz, zaraz... To nie były tak przypadkiem kolonie nad morzem kilka lat temu?
- Chyba masz rację. Ja byłem wtedy jednym z opiekunów. Nadal nim jestem w wakacje-uśmiechnął się.
Naszą rozmowę przerwała mama.
- Zapraszam do stołu!
Posiedziałam chwilę z nimi, a potem poszłam się przebrać, bo Maciek zaprosił mnie dzisiaj na spacer. Ubrałam się w czarną skórzaną spódniczkę i bardzo dziewczęcą koszulę w czarno-różowo-czerwono-białą kratkę. Do tego rajstopy i baleriny. W prawdzie jest już prawie połowa października, ale pogoda wyjątkowo dopisuje. Włosy zaplotłam w warkocz, żeby nie leciały mi do oczu. Zrobiłam sobie jeszcze delikatny makijaż, założyłam kolczyki, zabrałam torebkę oraz telefon i o 17:30 byłam gotowa. Po chwili przyszedł po mnie Maciek, tak jak się umówiliśmy.
Otworzyłam mu drzwi.
- Cześć-powiedziałam z uśmiechem.
Maciek przez chwilę mi się przyglądał, po czy powiedział:
- Hej Nika. Bardzo ładnie dziś wyglądasz-cmoknął mnie w policzek.
- Dzięki-uśmiechnęłam się.
- Idziemy?-zapytał.
- Już, tylko powiem mamie i Tomkowi, że wychodzę.
Maciek spojrzał na mnie zdziwiony i zapytał:
- Tomkowi? Macie psa?
Zaśmiałam się.
- Nie. Tomek to narzeczony mojej mamy.
- Aha. Sorki-on też się zaśmiał.
- Nic się nie stało. Nie wiedziałeś.
Pożegnałam się z mamą oraz jej narzeczonym i poszliśmy na spacer do parku.
Było całkiem ciepło. Świeciło słońce i spadały liście. Czułam się tak, jakbym chodziła po grubym, miękkim dywanie. Szliśmy mniej uczęszczanymi ścieżkami trzymając się za ręce i rozmawialiśmy. W pewnej chwili Maciek zatrzymał się, stanął na wprost mnie i spojrzał na mnie łobuzierskim wzrokiem.
Co on kombinuje?
W pierwszym momencie pomyślałm, że chce mnie pocałować. Ale nie, on po prostu wrzucił mnie do ogromnej sterty liści leżących za mną, której ja niestety nie zauważyłam.
- Wariat! - krzyknęłam i zaśmiałam się. Zaraz też pociągnęłam go za sobą. Przewrócił się obok mnie i uśmiechnął się do mnie szelmowsko.
- Jak szaleć, to szaleć -bpowiedział.
Zaczęliśmy się obrzucać liśćmi i głośno śmiać. Kiedy mieliśmy już dość, usiedliśmy przytuleni na pobliskiej ławce.
- Uwielbiam, kiedy się śmiejesz-odezwał się mój chłopak po chwili. - Masz wtedy takie słodkie dołeczki w policzkach.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- Ty za to śmiejesz się tak szczerze, serdecznie i zaraźliwie, jak nikt, kogo znam. Dlaczego właściwie, wrzuciłeś mnie w te liście?
- Chciałem zobaczyć twoją radość oraz to, że bawisz i cieszysz się jak dziecko-powiedział z tym samym, co wcześniej szelmowskim uśmiechem.
- Szalony - mruknęłam w taki sposób, żeby usłyszał.
- Czasem warto się pobawić-odpowiedział Maciek, po czym pocałował mnie w usta.
- To też była zabawa? - zapytałam, gdy odsunęliśmy się od siebie.
- Nie. To już była najszczersza prawda - powiedział poważnie.-Kocham cię.
- Ja ciebie też - uśmiechnęłam się. Znowu się pocałowaliśmy.
Powoli robiło się chłodno, więc Maciek odprowadził mnie pod dom.
- Wejdź na chwilę. Zrobię ci herbaty - zaproponowałam.
- Przykro mi, ale nie mogę.
- Dlaczego?
- Muszę coś ważnego przygotować i omówić z siostrą, a nie mam zbyt dużo czasu.
- Co to takiego?
- Nie mogę ci powiedzieć. Tajemnica - powiedział i właśnie taką zrobił minę.
- Na pewno nie możesz mi powiedzieć?-zapytałam przymilnie.
- Nie. To ściśle tajne. Ale nie martw się, już niedługo się dowiesz.
- Szkoda, ale skoro to takie ważne... Jakoś to przeżyję - uśmiechnęłam się trochę kwaśno.
- To ja lecę, bo to jest naprawdę ważne. Pa, kochanie - Maciek przytulił mnie i pocałował w czubek głowy.
- Pa. Powodzenia, cokolwiek to jest.
- Dzięki. Cześć-jeszcze raz mnie przytulił, uśmiechnął się i poszedł do domu.
Tomka nie było już u nas. Podobno poszedł niedługo przed moim powrotem. Mamę zastałam w salonie, gdzie oglądała telewizję. Przysiadłqm się do niej, a ona wyłączyła talewizję i zapytała:
- I co sądzisz o Tomku?-zapytała.
- Świetny facet. Idealny dla ciebie.
- Uff... Kamień spadł mi z serca. Trochę się obawiałam, że go nie zaakceptujesz. Dobrze, że znaleźliście wspólny język. Tomek bardzo cię polubił.
- Też go lubię. Jest spoko. Zresztą, poznałam go już przecież na koloniach - powiedziałam.
- A jak było na spacerze z Maćkiem? - nagle zmieniła temat.
- Bardzo fajnie - uśmiechnęłam się. - Byliśmy w parku.
Mama nie zadawała mi więcej pytań, więc wróciłam do swojego pokoju. Chwilę poczatowałam z Alą, poczytałam książkę i zasnęłam.
*Maciek*
Dzisiaj w parku wygłupialiśmy się z Dominiką, jakbyśmy byli w przedszkolu. To jednak nam nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, śmialiśmy się na cały głos. Razem z Alicją, Filipem i jeszcze kilkoma osobami szykuję niespodziankę dla Niki. Mam tylko nadzieję, że niczego nie dowie się przed czasem.
*Dominika*
Ciekawe, co to za tajemnica...-rozmyślałam praktycznie cały tydzień. Kiedy zapytałam o to Alicję, powiedziała mi, to samo, co jej brat, czyli, że nietety to jest tajemnica. Tym jeszcze bardziej rozbudziła moją ciekawość. Nic jednak nie udało mi się z niej wyciągnąć. Dobrze przynajmniej, że Olka nie ma w szkole. Podobno z powodu choroby. Mam cichą nadzieję , że prędko go nie zobaczę.
***
Dzisiaj jest niedziela, 18 października. Moje szesnaste urodziny. Wszyscy jednak jakby tego nie zauważają. Ala, Maciek i mama nie mieli dla mnie w tym tygodniu za wiele czasu. Nawet Filip i Tomasz byli ciągle zajęci. Szkoda. Wygląda na to, że wszyscy zapomnieli o moim święcie. Po obiedzie mama wysłała mnie do pani Julii, matki mojej przyjaciółki i chłopaka. Miałam jej zanieść trochę cukru, bo akurat jej się skończył. Ani Maćka, ani Alicji nie zastałam. Ich mama za to zatrzymała mnie na na herbatce. Rozmawiałam z nią o kwiatkach, ubraniach, kolorach ścian i wszystkim innym. Kiedy przed piątą udało mi się w końcu od niej wyjść, poszłam prosto do domu. Mamy nie było, więc otworzyłam sobie drzwi własnym kluczem. W domu było ciemno. Właśnie sięgałam do przełącznika, kiedy światło samo się zapaliło i usłyszłam radosny okrzyk:
- NIESPODZIANKA!
Hej :) Ten rozdział ma ponad tysiąc słów, ale mam nadzieję, że was nie zanudzam. Dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki. Proszę, oceniajcie nowy rozdział, jeśli wam się podoba. Jeśli są błędy, to przepraszam. Miłego czytania :) Zaczytana18
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro