Rozdział 37
Znajdowałam się w lesie. Byłam samiuteńka, wokół mnie panowała taka cisza, że aż w uszach dzwoniło. Czułam się nieswojo.
Usłyszałam narastający szmer w krzakach. Niespodziewanie wyskoczył z nich ogromny, szary wilk. Zaczął na mnie warczeć i powoli się zbliżać. W jego ślepiach było coś bardzo...groźnego. Miałam dziwne wrażenie, że kogoś mi przypomina. Już wiem. Aleksandra. Łysego. Co ja mu zrobiłam, że ciągle mnie prześladuje?! Jak nie jako człowiek, to jako wilk. Mam chyba jakieś zwidy. To nie może być prawda. Boję się.
Podobno jeśli spotka się agresywne zwierzę, to nie można okazać strachu. Spojrzałam więc wilkowi prosto w oczy, starając się mu przekazać, żeby trzymał się z daleka. Ten jednak nic sobie z tego nie robił, ba!-zbliżał się jeszcze szybciej. Nie wiedziałam, co mam robić. Strach mnie sparaliżował.
Zwierzę było już całkiem blisko. Jeszcze tylko dwa metry, metr, tylko pół i się na mnie rzuci.
Ratunku!-pomyślałam i w tym momencie obudziłam się z krzykiem. Byłam cała spocona, łzy zasychały mi na policzkach, a przed oczami wciąż miałam tego Olko-podobnego wilka, który chciał mnie pożreć, zranić czy coś w tym stylu. Tylko że normalnie to te zwierzęta nie atakują ludzi...
A więc to był tylko sen... Całe szczęście.
Spojrzałam na budzik. Była 6:23. Stwierdziłam, że i tak już nie zasnę i poszłam pod prysznic. Kiedy już się ogarnęłam, ubrałam jeansy i bluzkę w kwiaty, a włosy zaplotłam w luźnego kłosa. Zeszłam na dół i zrobiłam śniadanie dla siebie i dla mamy. Poczytałam jeszcze przez chwilę ,,Rywalki" i wyszłam z domu. Na stole zostałam jeszcze śpiącej mamie wiadomość: ,,Poszłam już do szkoły, śniadanie masz pod miską. Kocham cię. Nika"
***
Gdy wróciłam ze szkoły, mama miała już przygotowaną obiecaną wczoraj sukienkę. Jest wprost idealna. Jest delikatnie malinowa, z krótkim rękawem, pasuje do mojej figury. I co ważne, nie wygląda zbyt elegancko, tylko schludnie i ładnie. W końcu to szkolna impreza, a nie żadna gala.
- Dziękuję, jest piękna. Ale... Jesteś pewna, że nie będziesz w niej już chodzić?-zapytałam.
- Tak, teraz jest twoja. Już nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam ją na sobie. Tobie się teraz przyda-uśmiechnęła się.
- Jeszcze raz dziękuję!
*Dwa dni później*
Dzisiaj czwartek. A to oznacz, że idę dziś razem z Maćkiem na szkolną zabawę. Za godzinę ma po mnie przyjść.
Poszłam wziąć prysznic i się pomalować. Następnie się ubrałam i rozczesałam wczoraj umyte włosy. Zostawiłam je rozpuszczone. Kwadrans przed umówioną godziną byłam prawie gotowa. Czarne pantofelki na małym obcasie schowałam do torebki na zmianę i czekałam. Po chwili zadzwonił dzwonek. Otworzyłam. To Maciek.
- Łał, ale ty ślicznie wyglądasz-powiedział i na przywitanie pocałował mnie w policzek.
Mój chłopak miała na sobie czarne spodnie i koszulę w kolorze złota, a na szyji miał dosyć popularną ostatnimi czasy drewnianą muszkę. Luźno na to miał założony płaszcz à la Sherloch Holmes, jak żartowałyśmy z Alą.
- Ty też nieźle się prezentujesz, przystojniaku-uśmiechnęłam się.-Ubiorę jeszcze buty zimowe oraz płaszczyk i możemy iść.
- Nie zapomnij o czapce i szaliku-przypomniał Maciek.
- Szalik czy tam komin rozumiem, ale czapka? Przecież nie ma mrozu.
- Ale jest wiatr. Ubieraj i to migiem-powiedział i sam mi tą czapkę założył.
- No już niech ci będzie-westchnęłam.
Po chwili byliśmy na miejscu. Na auli, na której miała odbyć się zabawa, było już sporo osób. Zaraz po nas przyszli Alicja i Filip. Alka miała bardzo ładną sukienkę, bez rękawów, czarną, która na dole miała dwa jaśniejsze paski.
Świetnie się bawiłam. Niby taka szkolna imoreza, ale jednam nie to co w gimnazjum, gdzie wszyscy stoją pod ścianami. Maciek zatańczył ze mną prawie wszystkie tańce. Może z trzy razy tylko tańczyłam z Fipem, raz z ich innym znajomym, Arturem i raz z kolegą z klasy, Kacprem. Po jednym z wolnjejszych tańców, który oczywiście odtańczyłam z moim chłopakiem, poszłam się napić soku i podeszła do mnie wysoka i szczupła wystrojona blondynka.
- Posłuchaj mnie-syknęła.-Lepiej go sobie odpuść. Nie jesteś go watra. Maciek zasługuje na kogoś lepszego. Na mnie-to mówiąc odepchnęła mnie tak, że prawie bym upadła.
Co ona wygaduje? Kto to w ogóle jest?
- Nic ci się nie stało, Nika?-Maciek natychmiast zjawił się przy mnie. Objął mnie.-Paula, zostaw moją dziewczynę. Ile razy mam ci powtarzać, że z nami koniec?
- Jeszcze kiedyś zmienisz zdanie-odezwała się ponownie Panna Jędzowata.-I zobaczysz, kogo tak na prawdę kochasz.
Że co?!
Heej :) Dzieje się i będzie się dziać. Co wy na to? Dziękuję za to, że jesteście. 1,06 Tys. wejść i 192 gwiazdki, to dzięki wam ^^ Jesteście świetni :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro