Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42.

Kilka minut przed 18 wygładziłam swój bordowy, grubo pleciony sweter i zerknęłam w lustro. Rzęsy podkręciłam mascarą, a na powiece narysowałam grubą kreskę.

-Okey dasz radę, Cat. Dasz radę.- szepnęła do swojego odbicia i skierowałam się do drzwi. Gdy schodziłam po schodach naszła mnie myśl żeby ubiec spowrotem do pokoju, ale było za późno zauważył mnie.

-Ślicznie wyglądasz.

-Wyglądam jak zawsze.

-Czyli ślicznie.

-Taak, wiem.- zaśmialiśmy się trochę niezręcznie. Ubrałam kurtkę i buty, Simon podał mi czarną beanie, a sam założył podobną, tylko że granatową. Jako gentleman otworzył mi drzwi do domu i wyszliśmy.

-Nie jedziemy samochodem?- zapytałam patrzą na niego z ukosa.

-Nie.- powiedział z tajemniczym uśmiechem na ustach zatrzymując się na przystanku. Po kilku minutach zatrzymał się autobus do którego wsiedliśmy. Zajęłam ostatnie miejsca, a chłopak poszedł kupić bilety.

-Nie zabierasz mnie an pewno do restauracji...-chłopak pokiwał przecząco głową.-... pewnie też nie do kina, to może lodowisko?

-Nie lodowiska są już pozamykane jest koniec marca.

-No tak. Nie ma więcej pomysłów.

-Hej aż na tak słabych randkach byłaś?

-Czekaj, czekaj, czekaj to jest randka?- udałam zdziwienie.

-Nie żartuj.- uśmiechnął się do mnie tak jak tylko on potrafi przez co nie potrafiłam nie odpowiedzieć.

Wysiedliśmy na dworcu centralnym, kazał mi chwilę poczekać usiadła na ławce, a sam gdzieś poszedł. Wrócił po paru minutach z dwoma biletami w ręce. Gestem poprosił aby podeszła do niego, następnie razem skierowaliśmy się do stacji metra.

-To gdzie teraz?- zapytałam się wsiadając do zatłoczonego metra i chwytając się rączki, na której pewnie znajdowało się tryliard wirusów i bakterii, co trochę mnie odrzucało. Simon stanął nade mną tak jakby chciał zakryć mnie własnym ciałem. Uśmiechnęłam się do niego od dołu na co odpowiedział mi tym samym. Byłam mu wdzięczna za tą ochronę wolałam wdychać jego zapach. Zapach cytrusów i imbiru - drogie perfumy na punkcie, których obydwoje mamy obsesje.

-Na ostatni przystanek.- popatrzyłam na niego nie rozumiejąc o co chodzi.- Jedziemy teraz na ostatni przystanek, a ty chyba troszeczkę odleciałaś.

Po dwóch przystankach zmniejszyło się ludzi mogliśmy w końcu usiąść, zwolniły się akurat dwa miejsca. Kiedy chciałam już usiąść obok Simona pociągnął mnie tak, że wylądowałam u niego na kolanach.

-Co ty...?!

-och dziękuję bardzo. Byłam u córki i bolą mnie wszystkie kości.- powiedziałam starsza pani, której z przymusu zwolniłam miejsca.- Uroczą jesteście parą. Przypominacie mi mnie i mojego męża Hansa. Na wakacje zawsze jeździliśmy autobusem w nieznane...

Chciałam jej przerwać i powiedzieć, że wcale nie jesteśmy razem, ale powstrzymała mnie ręka chłopka, która ściskała moje biodro kiedy otworzyłam usta.

-...pamiętam jak pojechaliśmy do Kanady. Nie spaliśmy całą noc, żeby zobaczyć wschód słońca nad Niagarą. Po tej wycieczce mój mąż poleciał na misje do Afganistanu. Został postrzelony i musiał wrócić, wtedy się pobraliśmy. Kilka miesięcy później urodziła się mam córeczka, później syn i tak zleciało. Wiesz złociutka przedszkole, szkoła, studia i śluby następnie wnuki, aż pewnego dnia mój mąż się nie obudził. To było rok temu.- kobieta zakończyła swoją opowieść cichym westchnieniem.

-Tak mi przykro.- powiedziałam ze szczerym współczuciem.

-Oh kochana miał cudowne życie. Jejciu mój przystanek, do zobaczenia kiedyś.- uśmiechnęła się i podreptała do wyjścia dopiero teraz zobaczyłam, że w metrze jest tylko kilka osób.

-Urocza staruszka.- powiedziałam odwracając się bokiem do Simona, który przez całą rozmowę miał oparte czoło o moje plecy.

-Tia, nawija jak moja babcia nieraz już nie mogę jej słuchać.

-Hm, nie wiem jak to jest mieć babcie, ale starsze kobiety nie wydają sie być takie straszne.- wyraźnie zmieszał się na moje stwierdzenie.

-Przepraszam.

-Nie ważne, ile jeszcze?- zwróciłam spoglądając na tablice, z której nic nie rozumiałam.

-Dwa przystanki.

-Czyli?- zapytałam na co popatrzył na mnie z rozbawieniem.

-Coś około 15 minut.

-To dobrze tyłek mi zdrętwiał.- powiedziałam i przeciągnęłam się.

-Pomasować ci?- zapytał z figlarnym uśmieszkiem.

-Chciałbyś.- Stwierdziłam i przymknęłam oczy kładąc głowę na ramieniu chłopaka.

-Oj nawet nie wiesz jak bardzo.- szepnął mi do ucha na co zachichotałam.- Ookej, nie to, że mi nie wygodnie skarbie, ale zaraz nasz przystanek i trzeba wstać.

-Mhh... No dobra.- wstałam w momencie gdy metro stanęło.

-Chodź.- powiedział i złapał mnie za rękę i pociągną w stronę schodów. Wspinając się w górę z ciekawości liczyłam stopnie było ich 38, a otaczający nas zapach i widok świadczył że znaleźliśmy się w tej części miasta gdzie po zmroku lepiej nie chodzić samemu. Co chwila wymijaliśmy porozbijane butelki, a pod stopami gnietliśmy przedmioty, które nie powinny tam leżeć. Nie wiedziałam gdzie jesteśmy lecz w pewnym momencie Simon zatrzymał się.

-Zamknij oczy.- powiedział delikatnie się uśmiechając się.

-Taa, a jak zamknę oczy to zaciągniesz mnie do lasu i zgwałcisz.- popatrzyłam na niego z kpina na co wywrócił oczami.

-Nie ufasz mi?

-Powiedział gwałciciel przed zgwałceniem.- powiedziałam, ale zamknęłam oczy.Szliśmy przez chwilę w wietrze, gdy nagle uderzył we mnie podmuch ciepłego powietrza. Metaliczny zgrzyt i to dziwne uczucie jak gdyby twoje wnętrzności pochodziły ci do gardła utwierdziło mnie w przekonaniu, że jesteśmy w windzie. Gdy opuściliśmy blaszaną skrzynie poczułam jak moje stopy unoszą się nad ziemią. Pisnęłam z zaskoczenia i zaczęłam wymachiwać nogami.

-Spokojnie to tylko ja. - Simon szepnął mi do ucha a po moim ciele przebiegł dreszcz.- Nie ufasz mi?- nie mógł tego widzieć, ale wywróciłam oczami.

-Ufam ci, więc tego nie zepsuj.- pomimo zasłoniętych oczu czułam, że się uśmiecha. Po chwili twardo stałam na betonie i znów czułam jak zimny wiatr trąca moje policzki.

-Otwórz oczy.- usłyszałam, a przed sobą ujrzałam uśmiechniętą twarz chłopaka. Po chwili odsunął się. Przed moimi oczami ukazał się widok zapierający dech w piersiach. Staliśmy na dachu wieżowca. U stóp rozpościerał nam się widok miasta, które powoli szykowało się do snu, a niebo gdzie nie gdzie miało przebłyski czerwieni.

-Tu jest tak pięknie.- szepnęłam nie chcąc zepsuć tej magicznej chwili.

-Wiem. Chodź usiądziemy.- Simon złapał mnie za rękę i pociągną w stronę rury grzewczej. Wyciągnął z plecaka koc, pościelił go i ruchem dłoni zaprosił. Rura dawała nam ciepło, gdy wpatrywaliśmy się w światła miast u dołu.

-Więc to jest miejsce gdzie zabierasz wszystkie swoje laski.- zażartowałam i trąciłam jego ramie. Uśmiechnął się lecz nie od razu odpowiedział.

-Nie do końca. Jesteś jedyną dziewczyna, którą tu przyprowadziłem. To tu uciekałem gdy rodzice się kłócili, nauczyciele czepiali lub zwyczajnie nudziło mi się.

-O mój Boże... - westchnęłam i schowałam twarz w dłoniach.- Przepraszam nie mam wyczucia czasu z żartami.

-Nie spokojnie. Jesteś może głodna?

-Troszeczkę.- pokazałam palcami pustą przestrzeń i mój brzuch zamruczał.

-Troszeczkę bardziej. - zaśmiał się i powiększył przestrzeń. Następnie wyciągnął z plecaka cheeseburgera dla mnie i dla siebie z frytami oraz termos.

-Wiesz co?

-Hmmm...- mruknął jedzą swoją porcje i brudząc sobie brodę sosem. Zaśmiałam się i wytarłam go serwetką.

-Wbrew pozorom potrafisz być romantyczny.

-Czy to twoja najlepsza randa w życiu?

-Osądzę to na koniec mojego życia.- powiedziałam i spojrzałam w niebo. Granatowe przestworza zaczęły przecinać jasne linie szybko znikające.- Wiedziałeś?

-Tak. Spadające gwiazdy piękne zjawisko. Zdarza się raz na 3 lata. To dość często jak na zjawisko astronomiczne.

-Spełniłeś moje dwa marzenia na raz. Zobaczyć deszcz meteorów i nasze miasto z dachu wieżowca.

-Dużo masz jeszcze tych marzeń.

-Dużo.

-Na przykład jakie.

-Chciałabym zobaczyć Paryż nocą. Chciałabym też kupić takiego starego volswagena ogórka, wiesz takiego hipisowskiego i objechać całe Stany Zjednoczone. To jo jedne z tych tandetnych marzeń. A ty jakie masz?

-Nie to głupie.

-No mów.

-Nie, bo się nie spełni.

-Okej.

-Powinniśmy się zbierać już późno.

-Ale tu jest tak pięknie.- spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.

-Wrócimy tu jeszcze. Obiecuje.- powiedział i wyciągnął do mnie rękę. Drogę powrotną spędziliśmy słuchając piosenek z naszych telefonów. Gdy już dotarliśmy do domu i staliśmy pod drzwiami naszych pokoi. Powietrze wokół nas zgęstniało, a po chwili nasze wargi połączyły się w czułym pocałunku.

1190 słów.

dziękuje i przepraszam za błędy.- Całuję Kinga ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro