36.
-Puls spada, tracimy ją!
-Siostro defibrylator!... Odsunąć się - strzelam...
-Nic.
-Strzelam...
-Bez zmian.
-Strzelam...*
Pewnie nie raz widzieliście jak w kreskówka na postacie spadają jakieś ciężkie przedmioty typu fortepian, sejf czy kowadło. Przygniatają je i te postacie wychodzą spod nich takie cienkie jak kartka papieru. Zawsze mnie to śmieszyło. Teraz sama czuję się jakby takie wielkie kowadło miażdżyło mi pierś. Otwieram oczy, a w ustach mam Saharę.
Odgarniam włosy wpadające mi do oczu i wstaję z kanapy kierując się do kuchni po wodę. Po wypiciu całej butelki zastanawiam się co jest nie tak. Za cicho i za czysto, zdecydowanie i za jasno jak na tę godzinę. Która w ogóle jest? Zerkam w stronę zegarka, ale go tam nie ma. Wzruszam ramiona i celuję do kosza, nie trafiam.
-Cholera.- szepczę pod nosem.
-Nie ładnie młoda damo.- odzywa się kobiecy głos za mną.
-Kim jesteś?!- patrzę na nią mrużąc oczy.
-Skarbie, patrz jak wyrosła, jest taka śliczna.- zaraz za nią pojawia się mężczyzna.
-Kim. Wy. Do. Cholery. Jesteście. I. Co. Robicie. W. Tym. Domu?!- zaciskam dłonie w pięści.
-Lilia, ona nas nie pamięta.- i wtedy uderzyło we mnie to podobieństwo.
-Mama? Tata? Ale jak?- szepnęłam.
-Normalnie. Nie przytulisz nas.- powiedziała brunetka z wyrzutem. Ostrożnie zrobiłam kilka kroczków w przód i rozłożyłam ręce jak orzeł, a oni wpadli mi w ramiona. Tylko to nie było takie przytulenie jak Ryana czy Edgara. To było jakby przytulenie waty.**
-Chodź, pokarzemy ci cały dom i twój pokój.- powiedziała podekscytowana... mama?
-Tu jest główna łazienka, zaraz obok nasza sypialna...- Czy ona ma guzik STOP!, proszę. Teraz zorientowałam się jak bardzo się myliłam. Ten dom wcale nie przypominał mojego. Ustawienie pokoi było całkiem inne, a dom był jasny, aż w oczy razi.
-I jak ci się podoba twój pokój.- zapytał on. Rozejrzałam się po pomieszczeniu większym od mojego pokoju, ale nie miał balkonu, nie miał wkurzającego sąsiada za ścianą. Ten dom był pusty i cichy.
-A gdzie balkon?- zapytałam niepewnie.
-Nie ma balkonu, trzeba się wyzbyć twojego brzydkiego nałogu.- powiedziała ona, a uśmiech rozdzierał jej twarz na dwie części.
-Okej, więc niby wy jesteście moimi rodzicami?
-Nie niby, naprawdę.
-Okey, ale wy nie żyjecie więc ja... jaa?
-Narazie jeszcze żyjesz, ale zostań z nami.
-Nie oni sobie tam bezemnie nie poradzą.
-Poradzą zostań z nami.- zaczęli powtarzać to jak jakąś pieprzoną mantrę. Co chwilę robiłam kroczek w tył, a oni w przód. Jakiś horror, w dodatku tandetny. Myślałam, że trafię w końcu na ścianę, ale to się nie stało.
Zaczęłam spadać. Leciałam dobre kilka minut. Upadłam na coś twardego tracąc oddech i świadomość.
Znów ta zasrana ciemność.
405 słów.
*Chodzi o ten wyraz clear wypowiadany przy defibrylacji. Idk jak to naprawdę powinno być.
** Cat mistrz porównań xD
Przepraszam za błędy i pozdrawiam- Kinga :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro