Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30.

Następny dzień 5:47

Wyplątuję się z ramion Simona i cieplutkiej kołdry. Kieruję się do łazienki. Po załatwieniu swojej potrzeby ubieram się w bieliznę i jeansy boyfriendy.

W samym staniku wychodzę z pomieszczenia. Sprawdzam czy brunet śpi, następnie wyciągam z szafy ciepły sweter. Mam już opuszczać pomieszczenie , gdy nagle lecę na ziemię jak długa.

Patrze o co się potknęłam. Jest to sportowa koszulka z numerem 5, a wyżej jest napis R.BONES. Zagryzam wargę i staram się odgonić wspomnienia z mojej głowy.

-Tęsknisz za nim?- słyszę głos z seksowną poranną chrypą. Wzruszam obojętnie ramionami.

-Trochę...

-Bardzo?- przytakuję twierdząco głową.

-Idź spać, jeszcze zostały ci dwie godziny snu.

Opuszczam pomieszczenie z plecakiem i kieruję się w stronę garażu, by następnie zastąpić Mark'a na patrolu.

14:53

Ed: 4:00 pm zebranie w domu.

Ja:Ktoś mnie zastąpi?

Ed: Nie, masz opuścić swoje miejsce i tak wszystko jest monitorowane.

Ja:Ok

Dziwne. Co jeśli będą chcieli zaatakować w momencie kiedy będziemy mieli zebranie?

Zbieram się gdy jest kilka minut po piętnastej. W domu jestem minutę po wyznaczonej godzinie. Cicho wślizguje się do pomieszczenia i staję w drzwiach niezauważona.

-Gdzie Cat?- pytanie to kieruje zaspany Mark z kubkiem w ręku.

-Pewnie wraca z obserwacji. Zaczniemy bez nie później się wszystkiego dowie.- mówi trochę podirytowany Edgar, ale mi nie chce się wytrącać ich z błędu.

-Dlaczego my musieliśmy się wyrwać z naszych obowiązków żeby tu przyjść, a ona nawet prostego polecenia nie umie wykonać?- co go dzisiaj ugryzło.

-Mark przestań.

-Nie Ed, rozpieściłeś ją.

-Ta i co jeszcze? Może powiedział byś to wszystko do mnie jak masz jakiś problem?- pytam się obojętnie, lodowatym głosem i nagle wszystkie osoby stojące, które mnie zasłaniały rozstępują się.

-Cat? Od kiedy tu jesteś?- pyta zaskoczony ciemnoskóry.

-Od wyznaczonej godziny czyli czwartej zero zero pm. Proszę teraz możesz powiedzieć jak rozpieszczoną smarkulą jestem bez zważania na, to że to ja zapełniłam połowę tej teczki i przez prawie cały tydzień ich obserwowałam.

-O tym właśnie mówię. Chwalisz czego ty nie dokonałaś, ile ty osób nie zabiłaś, oh i zapomniał bym o tym jak jesteś poszkodowana, bo zbili twoich rodziców i Mika oraz, że twój przyjaciel odszedł, bo go okłamywałaś. Każdy kogoś stracił wrzuć na luz,okej?- kładzie swoje łąpsko na moje ramie.

-Okej.-mówię by następnie strzepną jego rękę i usiąść na miejsce po prawej stronie Edgara, które wcześniej zajmował Mark. Wszyscy patrzą się a mnie jakbym co najmniej powiedziała, że jestem w ciąży z marsjaninem i razem lecimy na jednorożcu w przestworza.

-Ekhmm... więc mamy na tyle dużo informacji o australijskim gangu, żeby uderzyć i zlikwidować ich już za tydzień. Akcja może wydawać się prosta, ale trzeba uważać bo jeden zły ruch i wszystko szlag trafi. - mówił szef podniosłym głosem.- Podzielimy się na trzy auta. W jednym ekipa techników czyli Ben i David. Auto numer dwa nawigatorzy lub monitorujący jak kto woli i to będzie Jack i Mark oraz auto wybuchowców-tu kilka osób parsknęło śmiechem- to będzie ja, Cat i Simon.Technicy wyłączą alarmy, zabezpieczenia i inne gówna.Nawigatorzy będą monitorować wszystko co się dzieje w środku, dołączę do was później. No i wybuchowcy najmłodsi i najzwinniejsi oraz mają najtrudniejsze zadanie. Dostaniecie dziesięć ładunków wybuchowych, które w ciągu pięciu minut będziecie musieli rozmieścić po parterze budynku. Kiedy czas minie zostanie włączony licznik. Dodatkowa minuta na opuszczenie budynku później będzie już za późno. Wszystko zrozumiałe?

-Jesteś pewny, że tak chcesz nas rozmieścić?- zapytałam.

-Tak, Cat.

-Okey.

-Jeśli masz jakieś wątpliwości zawsze ja mogę ciebie zastąpić?- uśmiechnął się życzliwie Coltrane.

-Nie trzeba będzie, Mark.- uciął Ed.- Wszyscy wszystko rozumieją, więc możecie wracać do swoich zajęć.

-Mark?- zapytałam z udawaną skrucha w głosie.

-Oh nie musisz przepraszać za bycie rozpieszczoną suką.- mówi chłopak z nonszalancją i nim zdąży się dobrze odwrócić dostaje cios pięścią w nos i upada na ziemię.

-Oh nie musisz przepraszać za bycie hipokrytą i dupkiem.- mówię nachylając się nad nim, następnie kieruje się do pokoju by chwycić ciepłą bluzę.

-Stary przesadziłeś.- słyszę głos Jack'a z dołu.

-Nie moja wina, że powiedziałem w końcu prawdę o wielkiej, shh... ostrożnie, sierotce Cat Black.

-Ona ma rację jesteś dupkiem i pieprzony hipokrytą. Ja na jej miejscu nie złamał bym ci tylko nosa.-Uśmiecham się i nie wiem czemu robi mi się ciepło na sercu gdy słyszę głos Simona, ale słyszę też trzask drzwi.

-No witam wita.- znowu głos bruneta.Schodzę do końca ze schodów i grzebię w torbie szukając mojej zguby.

-Hej widzieliście gdzieś moje kluczyki od auta. - mówię wchodząc do kuchni.

-Ja ich nie widziałem, ale powinnaś sonie zdezynfekować rekę.- no tak moje kostki są obtarte. Wzruszam na to ramionami i siadam na podłodze wyciągając wszystko z torby.

-Tego szukasz.-jakaś ręka podaje mi klucze, ale zamieram rozpoznając ten głos.

-Co ty tu robisz?- pytam podnosząc głowę na twarz Ryana.

-Stoję.- odpowiada.

-Jak chcesz zabrać swoje rzeczy to musisz sobie poradzić sam, bo się spieszę.- sięgam po kluczyki ale on mi utrudnia dostanie ich.

-Nie przyszedłem po rzeczy tylko do ciebie.-mówi.

-Fajnie teraz się spieszę.- mówię i chcę go wyminąć.

-David cie zastąpił. Powinniście pogadać.- Simon łapie mnie za ramiona i odwraca w stronę chyba mojego przyjaciela.

-Um, chodź do pokoju.- pozbierałam swoje rzeczy z podłogi i skierowałam się w stronę schodów.

-Gdzie pojechał David?- pyta chłopak chcąc przerwać milczenie.

-Do dentysty.- mówię bez zastanowienia.

-Kłamiesz.

-Tak, ale nie mogę ci powiedzieć.

-Dobra, ale chcę usłyszeć prawdę o reszcie twojego życia.

-Nie dowiesz się całej prawdy. Poczekaj przebiorę się.

Wyszłam z łazienki w leginsach i koszulce na ramiączkach, bez makijażu.

-Jezu jak ty wyglądasz?!- mówi chłopak kiedy sięgam po bluzę.

-Normalnie.

-Normalnie?! To do cholery nazywasz normalnym wyglądem? Gdyby śmierć stanęła obok ciebie nie znalazłoby się różnicy.

Spojrzałam w lustro. Spoglądał tam na mnie wrak człowieka. Zrzuciłam co najmniej 5 kilo, co się dziwić prawie nic nie jadłam, do tego wory i sińce pod oczami .

-Ok. Mniejsza o to co konkretnie chcesz wiedzieć?

-Wszystko od początku.

Westchnęłam głośno i zaczęłam opowiadać. Po skończonej historii mojego życia siedziałam w ramionach Ryana.

-Tak bardzo cię przepraszam nie chciałam cię okłamać, ale bałam się, że jeśli ci powiem to może się z tobą stać to co z nimi. Przepraszam.- szeptałam ścierając łzy z policzków.

-Cii... Ja też przepraszam, powinienem był cie wysłuchać.

-A co tam w szkole?- pytam kiedy się już uspokajam.

-Simon pokłócił się z Monik, ale to tak ostro, więc to prawdopodobnie koniec 'najsłodszej pary roku', ale ty chyba to już wiesz?

-Czemu miała bym wiedzieć? Wspominał mi, że ich stosunki są teraz dziwne, ale ni...

-Czekaj, czekaj powiedział ci?!- chłopak pisną jak mała dziewczynka na co się zaśmiałam.- Coś więcej między wami było?

-Spał z dwa razy ze mną i może kilka razy przytulił, a tak to nic więcej.- wzruszyłam ramionami.

-O Boziu Jedyny

-Co?!

-Przecież wy będziecie najbardziej zakochaną w sobie parą w szkole.

-Nie.

-Tak.

-Nie

-Tak, tak, tak. Wygrałem.

-Wszystko byle byś lepiej spał. Ide zamówić pizze, znajdź jakiś film.

-Pepperoni, średnia.

-Ok.- wyszłam z pokoju zostawiając otwarte drzwi.-Zamawiam pizze chce ktoś?!- krzyknęłam na korytarzu.

-Średnia, Hawajska.- Jack.

-Średnia, Caprese.- Simon.

-Farmerska, też średnia.-Ed

-A kto płaci?

-Ty.- jak zwykle.

-Płaćcie za siebie.- zamówiłam posiłek, który po 40 minutach przyszedł. Około 11:00 skończyliśmy oglądać nasz maraton filmowy i stwierdziliśmy, że Ryan zostanie u mnie na noc.

Kiedy chłopak poszedł się kąpać ja skierowałam się na balkon.

-Skończyliście już gadać?- zapytał się Simon po wyjściu na balkon.

-Tak.- odpowiedziałam wydmuchują dym i zgniatając papierosa w popielniczce, a brunet w tym czasie przeskoczył przez barierkę.

-I?

-Dziękuję ci.- podeszłam i przytuliłam wcześniej cmokając go w policzek.

-Ale za...? Wygadał się!

-Nie musiał, wiedziałam, że to ty go tu ściągnąłeś. On jest za bardzo uparty.- zaśmiałam się, a Simon objął mnie mocniej ramionami.

-O, tu jesteście... Woaw wo shhh...- dosunęliśmy się od siebie spoglądając na mojego przyjaciela wydającego dziwne odgłosy- Stary jak ty z nią tu wytrzymujesz. Capisz na kilometr.

Wzruszyłam ramionami.

-Właź do środka, wylazłeś przed chwilą spod prysznica.

-Tak jest mamo.

-Dobranoc, Cat.

-Dobranoc, Simon.

-Ta, bo co tam życzyć dobranoc biednemu Ryanowi.

1218 słów

Wróciłam!

Ale z Marka dupek co nie?

Czy może uważacie, że dobrze powiedział Cat?

W komentarzach piszcie jak sądzicie.

Dziękuję i przepraszam za błędy.-Kinga

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro