27.
Z racji tego, że w nocy spadło pół metra śniegu odwołali nam dzisiaj lekcje.
-To co kawiarnia, kino, zakupy?- zapytał Ryan dzwoniąc do mnie około 10.
-Będę za pół godziny.- rozłączyłam się i pobiegłam pod prysznic.
Zatrąbiłam trzeci raz stojąc pod domem mojego przyjaciela.
-No nareszcie.- powiedziałam, gdy chłopak wsiadł do auta.
-Co ty taka nerwowa? Okres masz?- zapytał blondyn trzaskając drzwiami.
-Złe przeczucie po prostu.
-Matczyny instynkt?
-Co wy macie z tymi matkami?- zapytałam otwierając drzwi 'Blue Coffee'
-A co?- zapytał chłopak wracając z naszymi zamówieniami.
-Nic, porostu wczoraj gadałam z Simonem i pytał się mnie czy chce być matką i inne bzdety.- wzięłam łyka czarnej kawy.
-A więc coś się pomiędzy wami dzieje.
-Nie, tylko gadamy częściej niż na początku.
-Wiesz, ostatnio kłóci się ciągle z Monik, nie chodzi tak często na imprezy.
-Skończ, on mnie nie interesuje.
-To który film?
-Sam wybierz ja idę po popcorn.
Tak oto wylądowaliśmy na jakiejś bajce dla dzieci.
Niestety zimą szybko robi się ciemno, a ja zostawiłam auto obok kawiarni. Wieczorem nie jest to ciekawa dzielnica.
-Cat daleko jeszcze?- jęczał Ryan.
-Nie, jeszcze kawałek.- powiedziałam na skraju wytrzymania nerwowego.
-Proszę, proszę kogo my tu mamy? Czarny Kotek.- w pewnym momencie zza winkla wyszło dwóch facetów.
-Przepraszam, ale ja panów nie znam.
-To poznasz.- powiedział szyderczo ten drugi i złapał mnie za łokieć.
-Ej, zostaw ją!- wykrzyknął milczący do tej pory przyjaciel.
-Twój chłoptaś?- chudszy, ale dalej bardziej umięśniony od blondyna mężczyzna podchodzi do niego.
-Zostaw go, frajerze.- jak tyko wypowiedziałam te słowa poczułam pieczenie na policzku, a po otworzeniu oczy zobaczyłam szarpaninę Ryan'a i tego chudego.
-Szacunek.- wysyczał ten grubszy, a po chwili zarobił ode mnie kopniaka w krocze
-Odejdź od niego!- krzyknęłam mierząc z pistoletu do faceta, który szarpał się z Ryanem. Ten tylko się zaśmiał, a ja oddałam zabójczy dla niego strzał. Mój przyjaciel szeroko otworzył oczy w zdziwieniu, ale ja nie zwróciłam za to uwagi gdyż poczułam uderzenie
w plecy i upadłam na ziemie. W jak najszybszym tempie podniosłam się i uderzyłam wroga w szczękę. Za to ja zarobiłam w łuk brwiowy, z którego pociekła krew. W szybkim tempie podhaczyłam delikwenta i wytrąciłam mu z ręki nóż, który przed chwilą wyciągną.
Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam okładać go pięściami. Gdy już był na skraju świadomości zostawiłam go.
-Pozdrów swojego szefa.- powiedziałam na odchodne.
-A ty Edgara, słońce.- zdziwiona kopnęłam frajera, a ten zemdlał.
Nachyliłam się nad nim i następnie nad trupem. Oboje za uszami mieli te same tatuaże. Strusia i kangura.
-Cat?- na śmierć zapomniałam o Ryanie. Przecież on nie miał się dowiedzieć prawdy. Na samą myśl o ty zawrzało we mnie.
-Wsiadaj do auta.- wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Podniosłam z ziemi mój pistolet i wsiadłam do samochodu odpalając go.
-Połącz z Edgarem!- wykonuje polecenia wciskając odpowiedni guzik koło radia.
-Cat? Coś się stało?- z głośników usłyszałam charakterystyczny głos szefa.
-Tak. Za 15 minut będę w domu i wszystok wyjaśnię. Zwołaj natychmiastową naradę.
-Coś jeszcze?
-Tak.- odwróciłam wzrok na mojego przestraszonego przyjaciela.- Ryan jest ze mną.
-Przyjąłem.
Weszłam do domu, a za mną ociągający się Ryan. Na wejściu słyszało się gwar rozmów. Po chwili wyłapywałam już poszczególne słowa. Głównie pytania. Gdy weszliśmy do pomieszczenia zapadla cisza.
-Napadli nas i nie to nie przypadek. Znali mnie i znają ciebie.- powiedziałam wskazując na Eda.
-Podejrzewasz kogoś?- zapytał Jack.
-Nie, ale oboje mieli tatuaże to był kangur i struś za uchem w okolicy szyji.
-Przynajmniej wiemy, że pochodzą z Australii.-powiedział Benjamin.
-I że maja naprawdę obciachowe tatuaże.- zażartował Mark.
-Dobra. David poszukaj czegoś i zrób te swoje informatyczne sztuczki, a i została nam jeszcze sprawa Ryana.
-NIE!!!- krzyknęłam.- Nigdy nie przyłączysz jego go gangu.
-Cat wiesz jakie są zasady.
-Mam w dupie te zasady stracę kolejna ważną mi osobę przez to, ale przynajmniej wiem, że jest żywa. Jeśli chcesz go przyłączyć to mnie więcej nie zobaczysz!- powiedziałam patrząc Edgarowi prosto w oczy.-
Chodź, Ryan przemyjemy rany.
Skierowaliśmy się do łazienki znajdującej się na dole. Weszłam z przyjacielem do pomieszczenia i wyciągnęłam z szafki apteczkę i przyjrzałam się twarzy mężczyzny.
Ten patrzył się przed siebie ale jego wzrok nie kierował się na mnie, usiadł na skraju wanny. Zauważyłam, że chłopak ma tylko rozciętą wargę, ja natomiast miałam rozwalony łuk brwiowy i siniaki między innymi an policzku i plecach.
Nasączyłam gazę wodą utlenioną i zbliżyłam się do Ryana. Delikatnie podniosłam jego głowę dwoma palcami i do jego ust przyłożyłam trzymany w ręku przedmiot. Blondyna nawet to nie ruszyło w dalszym ciągu nie spojrzał na mnie ani nic nie powiedział.
-Masz... gdzieś jeszcze rany? - zapytałam cicho, prawie szeptem. Ten pokiwał powoli głową raz w prawo, a raz w lewo wyrażając 'nie'.
Odwróciłam się do lustra i wzięłam wdech. Nowym gazikiem przetarłam draśnięcie by następnie nakleić plaster ściągający. Spojrzałam w lustro, a on dalej milczał uciekając od mojego spojrzenia.
-Powiedz coś, do cholery!- krzyknęłam szeptem.
-Co mam ci powiedzieć? Dobrze Cat, że przez cały czas mnie oszukiwałaś? Że nasza przyjaźń była jedną pieprzoną fikcją?- chłopak pytał spokojnym prawie obojętnym głosem. Milczałam.
-Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć?
-Nie wiem.
-Zapytam inaczej. Zamierzałaś mi kiedyś powiedzieć?
-Nie wiem.
Prychnął po czym wyszedł z łazienki. Przez parę sekund stałam zmrożona przed drzwiami by po chwili szeroko je otworzyć i pobiec do przedpokoju.
-To nie tak!- krzyknęłam widząc jak Ryan ubiera czapkę.
-A jak? Powiedziałem tobie o sobie wszystko. A ty, okłamywałaś mnie na każdym kroku.
-Co miałam ci powiedzieć? Cześć! Mam na imię Cat. Mam 17 lat od piętnastego roku życia biorę czynny udział w akcjach gangu, do którego należę, zabiłam 24 osoby. To chciałbyś usłyszeć?- zapytałam przesłodzonym, ale w dalszym ciągu nerwowym głosem.
-Chciałbym usłyszeć prawdę.- spojrzał mi prosto w oczy i otworzył drzwi.
-To było dla twojego dobra!- ale on tego chyba nie usłyszał, bo trzasnął drzwiami. Całemu zajściu przyglądała się reszta mojej 'rodziny'.
-Cat?-zapytał ostrożnie Edgar.
-Było ich dwóch. Jednego zabiłam drugi zemdlał. Więcej chyba nic szczególnego.- powiedziałam to obojętnie zgarniając z blatu pistolet.
-Cat?- usłyszałam to samo pytanie z ust tej samej osoby gdy, jak wcześniej Ryan, otwierałam drzwi.
-Wrócę późno nie czekajcie na mnie z kolacją.- mój ton głosu i maska jaka przybrałam nie wskazywały na, to że w środku jestem dziewczynką skuloną w kącie i opłakującą stratę przyjaciela.
Usiadłam wygodnie w samochodzie i odpaliłam go by po chwili zobaczyć na liczniku coraz to wyższe liczby.
Weszłam do domu z rozmazanym makijażem, przetartymi kostkami u rąk i z ubraniami ubrudzonymi krwią.
-Cat to ty?- zapytał Ed, a ja już przygotowywałam się na kazanie z jego strony.
-Tak, to ja.- odpowiedziałam i weszłam do salonu, ale szef nie był sam na kanapie i fotelu siedzieli kolejno Dav, Jack i Simon oglądający telewizję.- Idę do siebie.
-Czekaj. Ilu tym razem?- wiedziałam o co pytał. Chodziło mu ile osób zabiłam by dać upust emocją.
-Coś około sześciu.- powiedziałam obojętnym tonem by potem usłyszeć wciągane ze świstem powietrze, bo zazwyczaj było ich mniej.
-Catharine Violette Evita Black jak możesz narażać nas wszystkich na takie niebezpieczeństwo!- użył wszystkich moich imion co znaczy że jest mega wkurzony, ale ja też jestem mega wkurzona.
-Niebezpieczeństwo! Gdybym czterech z nich nie zabiła leżała bym teraz półprzytomna, zwijająca się w bólu, nie mówiąc już że zgwałcona za jakimś pieprzonym klubem. A gdybym następnej dwójki nie zabiła pewnie to samo działo by się z innymi dziewczynami!- wykrzyczałam te słowa i weszłam po schodach kierując się do swojego pokoju.
Jak ja nienawidzę tego gówna.
_____________________________
1138 słów.
Wiem że ten rozdział nie jest jakiś super, ale mamy drame pomiędzy Cat i Ryanem. :)
Przepraszam za wszelkie błędy i dziękuję za uwagę - Kinga.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro