26.
*wieczorem*
Balkon, papieros, on i ja. Tradycja.
-Jaka była twoja reakcja kiedy Ed pokazał ci pudełeczko z testem?- zapytał Simon nie patrząc na mnie.
-Wcześniej miałam takie testy robione co dwa tygodnie, ale tak od roku może mniej nie widziałm tego wię się troche zdziwłam.
-Czemu cie sprawdzał?
-To przesłuchanie?- zapytałam na co chłopak wzruszył ramionami.-Miałam stałego chłopaka, przez co Edgar sie niepokił. Zreszta przed chłopakami się nic nie ukryje, a ściany nie są dżwiękoszczelne. Coś jeszcze?
-Mam jeszcze kilka pytań.- zaśmiałam się razem z chłopakiem.
-Okey, zgadzam się na wywiad.
-Przeszło ci wtedy przez myśl, że może jednak jesteś w ciąży?
-Oczywiście, że tak. Kilka minut przed podaniem wyniku.
-I ci wtedy? Chodzi o pierwszą myśl.
-Aborcja.
-Była byś w stanie zabić własne dziecko?
-Nie wiem. Pewnie tak. Zabiłam już ponad 20 osób.
-No tak, ale dziecko, kóre sama stworzyłaś.
-I tak pewnie bym go nie donosiła. Zresztą nie wyobrażam sobie tego. Gang i dziecko? To jak by gasic ogień benzyną. Poza tym, ja matką.- prychnęłam - przecież tego nawet się nie da wyobrazić.
-Dzisiaj dobrze sobie radziłaś z Nickiem.
-To też nie o to chodzi. Mówiłam dziecko i gang nie idą w parze. Nawet jeśli chyba nie chciałam bym być matką. Nie chciała bym żeby ktoś przezemnie znowu cierpiał. Takie życie nie pozwala na miłość albo... dziecko.
-A na co pozwala?- zapytał, a ja dopiero teraz zauważyłam,że nasze palce sie stykają.
-Na niespodziewaną śmierć w każdym momencie.
291 słów.
To wszystko na dziś. Mój net to gówno więc nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, ale pewnie niedługo.
Dziękuje i przepraszam za błędy.- Kinga.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro