14.
*następny dzień*
18:00
Nasza akcja zaczyna się o 20:30-21:00 wszystko zależy od tego w jak szybkim tempie się wyrobię. Pokrótce w akcji uczestniczą 4 osoby.: ja, Edgar, Nowy aka Wrzód na Dupie i Marck.
Więc wychodzę spod prysznica i osuszam ciało puszystym ręcznikiem, nakładam koronkową bieliznę, następnie blond perukę i układam ją w . Na nogi ubieram cieliste rajstopy. Moja sukienka jest obcisła, koloru nude z frędzlami, takiego samego koloru szpilki nakładam na nogi. Kolejnym krokiem jest makijaż, który robię w 20 minut. Wstaje od toaletki i przeglądam się w lustrze. Wyglądam okey. Słyszę wołanie z dołu, więc pakuję do niewielkiej torebki szminkę, telefon, papierosy i niewielki nożyk. Mimo, że jestem przyzwyczajona do szpilek te są dość wysokie dlatego ostrożnie schodzę po schodach. Gdy tylko pojawiam się w polu widzenia chłopaków słyszę gwizdy i wiem, że Marck jest za nie odpowiedzialny.
-No, no wyglądasz pięknie,mała - mówi Jack podchodzą do mnie - uważaj na siebie i pilnuj Nowego, bo chyba się zresetował jak ciebie zobaczył.
Popatrzyłam na Simona i rzeczywiście patrzył na mnie z lekko rozwartymi ustami. Zaśmiałam się na ten widok.
-Zawsze, bro! - powiedziałam szczerząc się do chłopaka.
-Dobra dzieciarnia zbieramy się!-do pokoju wszedł Edgar.- ooo no proszę tym razem blond. Świetnie wyglądasz Cat.
Wyszczerzyłam się do niego w odpowiedzi i skierowałam się do drzwi.
Gdy wsiadłam do auta Simon usiadł obok mnie.
-Ładnie wyglądasz.-szepnął mi ma ucho. Zaśmiałam się.
-Wiem.-odszepnęłam..
-Okey! Więc za część odpowiada Cat, która jest przynętą. Zwabia naszego pana Wats, ale najpierw trochę spije. Jak wiadomo nasz delikwent lubi piękne kobiety, więc bez wahania pójdzie za naszą gwiazdą. Wyjdziesz z nim na tyły baru. Tam będziemy już czekać na niego i tam chyba wiadomo co się będzie działo.- zakończył swój monolog w momencie, gdy zatrzymał swój samochód pod barem Laguna jedna z lepszych melin tego miasta. Wszyscy, po kolei, wysieliśmy z auta. Ed miał iść na tyły, a ja, Marck i Wrzód - do środka. Wysoki i umięśniony ochroniarz wpuścił mnie bez problemu, za jeden uśmiech.
Znalazłam się w środku całej tej rzeczy. Od razu uderzył mnie smród potu, alkoholu i dymu papierosowego. Śmieszne, sama pale, a zapach mi przeszkadza. Podeszłam wolnym krokiem do baru, co chwilę przeciskając się przez tańczące pary. Wreszcie dotarłam.
-Witam, co podać?- pyta mężczyzna za barem, następnie mierzy mnie wzrokiem.
-Poproszę sok pomarańczowy.- informuję barmana. Po chwili dostaję moje zamówienie.
Minęło może z 40 minut i spławionych kilku gości, kiedy zjawia się nasz delikwent.
-Whisky z colą, proszę.- powiedział, gdy podszedł do baru.
Sączyłam już kolejny sok i udawałam, że się nim nie interesuje. Dopiero po czwartej lub piątej szklance zwrócił się do mnie.
-Co tak śliczność robi sama tego wieczoru? - zapytał i jednocześnie położył swoją ohydną łapę na moim kolanie.
-Czekam na odpowiedniego mężczyznę na tą noc.- odpowiedziałam i zalotnie się do niego uśmiechnęłam. Zarejestrowałam Marck'a i Simona na balkonie.
-Poproszę czystą.- zwrócił się do faceta za blatem- a co dla ciebie słoneczko?
-Dla mnie to co wcześniej.
Na szczęście barman pamiętał co wcześniej zamówiłam, za co dziękowałam mu w duchu. Dopiłam wszystko do końca i poszłam na parkiet ruszając przy tym, zmysłowo, biodrami. Zaczęłam tańczyć i dałam jednocześnie znak chłopakom. Podchodzili do mnie jacyś faceci, z nie którymi tańczyłam, ale gdy zobaczyłam, że obok faceta, którego dzisiaj miałam wyciągnąć na tyły, pojawiły się jeszcze dwie szklanki olałam ich i podeszłam do pana Wats'a i złapałam go za rękę. Zanim jednak opuściliśmy lokal pod szklankami położyłam banknot i puściłam oczko barmanowi.
Szliśmy ciemnym korytarzem, musiało to śmiesznie wyglądać, ponieważ gościu był o głowę niższy odemnie. W pewnym momencie poczułam jego rękę na mojej tali.
-Jaka ,dzisiaj, dla mnie będziesz?- zapytał mnie, ledwo trzymał się na nogach.
-Bardzo niegrzeczna!- zaśmiałam się pod nosem. Pchnęłam metalowe drzwi, które otworzyły się z raniącym uszy skrzypnięciem. -Miałaś go lekko spić, a nie upić do nieprzytomności!- zaśmiał się Marck jak tylko wywlokłam go na świeże powietrze. Strzeliłam mu rozbawione spojrzenie. -Stój tu spokojnie, zaraz się zabawimy. - szepnęłam mu na ucho. Podprowadziłam go pod mur.
-Pamiętasz mnie, Peter?- tym razem głos zabrał Edgar.
-Ta...ak, kochanie!- odpowiedział facet.
-To nie ma sensu Ed, niech lepiej już go zastrzeli.- jęczał zniecierpliwiony Marck. Szef podał Nowemu pistolet. Ten przeładował go a następnie wycelował. Klik, który wydała z siebie broń widocznie ocuciła trochę naszego Petera. Wyjął z kieszeni nóż i zaczął nim wymachiwać i podchodzić coraz bliżej.
-Nie strzelaj teraz - wyszłam kawałek przed wszystkich.- zabawimy się teraz, kochanie.
Powoli zbliżałam się do faceta a ten stopniowi opuszczał nóż. Lecz, gdy chciałam dotknąć jego ramienia ten gwałtownie podniósł rękę i drasnął mnie nożem. Puściłam wiązankę przekleństw w jego kierunku. Następnie zamachnęłam się i zadałam mu cios w szczękę, gdy się wywrócił kopnęłam go w krocze. Po skończeniu z gracją motyla odeszłam. Czułam lekkie pieczenie w okolicy rany. Spojrzałam na nią. Z miejsca skaleczenia wypływała ciemno czerwona ciecz, to też świadczy o tym, że jakaś żyła mogła być uszkodzona.
-Mamy jeszcze długo czekać?- spojrzałam na wyraźnie podirytowanego Marck'a, następnie na wahającego się Simone i w końcu na ofiarę, która z trudem się podnosiła.
-Strzelaj, Simon!- powiedział spokojnym, lecz surowym głosem Edgar. Harrison nie wykonał narazie żadnego ruchu. Westchnęłam i wyjęłam swój pistolet z pod sukienki. Następnie nakierowałam na Nowego.
-Strzelaj, albo ja to zrobię. - przekręcił lekko głowę, ale kiedy napotkał moje zimnie spojrzenie odwrócił zestresowany głowę. Zaczęłam odliczać od trójki w dół. Po dwójce odbezpieczyłam broń i przytknęłam do skroni. Po jedynce usłyszeliśmy strzał i upadanie ciała.
-Dobra zwijamy się, panowie i pani. - powiedział Ed, gdy Simon ukatrupił tego gościa. Z bagażnika wyciągałam właśnie apteczkę kiedy wyczułam czyją obecność.
-Dzięki. - powiedział Simon wsiadając za mną do auta.
-Za co?- zapytałam go nie wiedząc o co chodzi chłopakowi.
-Nie wiem czy bym strzelił, a ty skutecznie mnie zmotywowałaś.
-A, nie to spoko. Przecież jestem twoim mentorem.
Podczas drogi staram się zakleić ranę, która wbrew pozorom wcale nie jest płytka. Czuje na sobie wzrok Simona.
-Pomóc ci?- pyta się mnie niepewnie.
-Mógłbyś tu przytrzymać- wskazuję na początek opatrunku, gdzie kilka sekund później znajduje się jego palec. Kiedy przez przypadek jego skóra styka się z moją skórą przechodzi mnie dreszcz, ale zrzucam winę na jego zimne ręce.Gdy bandaż jest już zawiązany, proszę Marck'a o podanie mi batona, który znając życie znajduje się w schowku. Wpakowałam kawałek batona do ust.
-Nie powinnaś podchodzić do tego faceta.- strofuje mnie Edgar na co wywracam oczami.- i nie wywracaj mi tu oczami, gdy do ciebie mówię.- spotykam w lusterku surowy wzrok mojego ojca chrzestnego na sobie.
- Przepraszam, okey? Po prostu bałam się, że ten facet może wam coś zrobić, a tak to nic strasznego się nie stało.
-Nic się nie stało, dziewczyno mogłaś się wykrwawić!- Ed prawie już krzyczy. Od domu dzieli nas tylko jeden skręt w prawo. - Obiecałem twoim rodzicom, że nie zginiesz wczesną śmiercią tak jak oni.- to jedno zdanie wkurzyło mnie jeszcze bardziej.
-Gdyby oni też nie ryzykowali i nie wstąpili do tego gównianego gangu pewnie teraz strofowali by mnie, że za późno wracam z jakiejś imprezy, wiec nie wytykaj mi tu ich błędu, bo ten właśnie jeden pieprzony błąd odbił się najbardziej na mnie!- wykrzykuję i wyskakuję z auta nim zdążyło się ono zatrzymać. Otwieram drzwi od domu i wbiegam po schodach. W korytarzu mijam zdezorientowanego Jack'a. Wchodzę do pokoju jak burza. Ściągam perukę i sukienkę by następnie założyć leginsy i dużą czarną bluzę z adidasa. Biorę z biurka kluczyki i z powrotem zbiegam. Z garażu wyprowadzam mój motor i odpalam go. Wjeżdżam na szosę. Przyspieszam. Czuję tą wolność. Zwalniam i skręcam w leśną dróżkę. Po chwili ukazuje mi się niewielki domek i jezioro. Maszynę wstawiam do prowizorycznego garażu. przechodzę na front domu by następnie wyjąć z doniczki klucz i otworzyć drzwi. W środku panuje mrok. jedyne światło to księżyc, którego blask wpada przez okna. Zapaliłam kilka świec. Zauważyłam koło kominka kilka kawałków drewna i położyłam na miejscu paleniska. W jednym pokoju znalazłam dwie karimaty, które położyłam blisko, ale nie za blisko kominka. Na maty położyłam kilka kocy i poduszek. Nie zdążyłam usiąść kiedy usłyszałam skrzyp zawiasów. Po cichu zbliżyłam się do kuchni i wyjęłam nóż. Kroki były coraz bliżej.
-Nie strzelaj.- usłyszałam znajomy głos.
-I tak nie mam pistoletu.- uśmiechnęłam się w stronę Jack'a.- skąd wiedziałeś, że tu będę?
-Po prostu intuicja. Chcesz pogadać?- widziałam jego zmartwioną twarz w świetle jakie dawała jedna ze świec. Pokiwałam przecząco głową. Chłopak sięgnął do plecaka i wyjął z niego torbę ze słodyczami i termos, następnie rozłożył ręce, żebym go przytuliła. tak też zrobiłam. Większość wieczoru spędziliśmy przed kominkiem śmiejąc się lub po prostu zapychając sobie paszczę słodyczami i popijając ciepłą kawą z termosu. Do domu wróciliśmy około czwartej nad ranem. Przed snem wyszłam jeszcze zapalić, gdy odwróciłam głowę w stronę pokoju Simona zobaczyłam ruch firanka, a kilka sekund później zgaszenie światła. Z pełną pytań głową, położyłam się spać.
________________________________
1411 słów.
Więc oto mamy już 14 rozdział a was przybywa coraz więcej. DZIĘKUJĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
D
Z
I
Ę
K
U
J
Ę
,że czytacie i gwiazdkujecie te moje wypociny.
Przepraszam za błędy.~ Kinga
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro