8
Od wydarzenia w kuchni męczyło mnie coś dziwnego. Byliśmy tu dopiero dwa dni, a ja wcale nie bawiłam się dobrze. Ten pocałunek cały czas siedział w mojej pamięci, powodując dziwny ścisk w sercu. Złe samopoczucie nie skończyło się tylko na tym. Nie mogłam jeść, bo każde spotkanie Marca w domu, kończyło się nieprzyjemnym skurczem żołądka, a jednego razu nawet i wymiotami. Jego obecność mnie stresowała. Nie wiedziałam co mi jest. Może to wyrzuty sumienia? A może zupełnie coś innego, coś czego nie byłam w stanie zrozumieć.
Gdy się obudziłam, Mai nie było już w pokoju. Najprawdopodobniej znowu obudziłam się ostatnia. Poprzedniego dnia prawie w ogóle nie wyszłam z pokoju. Hector kilka razy do mnie zaglądał, ale tłumaczyłam się bólem głowy. Nie mogłam powiedzieć mu prawdy.
Znów ułożyłam głowę na poduszce i przytuliłam do siebie pluszową Hello Kitty. Zawsze zabierałam ją w każdą podróż. To trochę dziecinne, ale nie umiałam zasnąć bez pluszaka.
Zamknęłam znów oczy i starałam się znów zasnąć, ale nagle ktoś wszedł do pokoju i skoczył na łóżko. Poderwałam się do siadu i mocniej ścisnęłam maskotkę w ramionach.
- Chryste, wystraszyłaś mnie, Maya. - Odetchnęłam głęboko, gdy zobaczyłam przyjaciółkę, siedzącą blisko mnie.
Maya patrzyła na mnie poważnym wzrokiem.
- Co się dzieje? - Po tonie jej głosu wiedziałam, że oczekiwała odpowiedzi od razu.
Nie miałam zamiaru jej odpowiadać. W sumie to nic się nie działo. No może poza tym, że nie miałam odwagi wyjść z pokoju, ale to mogę akurat pominąć.
- Nic, jestem zmęczona. - Powiedziałam, chowając twarz w poduszkę.
Maya tylko mruknęła coś pod nosem i pociągnęła mnie za ramię, żebym usiadła. Spojrzałam jej w oczy i zauważyłam, że jest lekko zirytowana.
- Nie pierdol, przecież widzę, że coś jest nie tak. Nie jesz, nie wychodzisz z pokoju, a ostatnio nawet rzygałaś. - Zaczęła wyliczać na palcach. W pewnym momencie spojrzała na mnie przerażona. - Jezu, ty w ciąży jesteś! - Wykrzyczała.
Popatrzyłam na nią jak na idiotkę i zakryłam jej usta ręką. Nie spodziewałam się, że w ogóle przyjdzie jej takie coś do głowy, jak nawet nie mam z kim sobie tego dziecka zrobić.
- Uspokój się, idiotko. - Zabrałam jej dłoń z ust. - To, że ty i twój chłopak martwicie się co miesiąc, czy nie zostaniecie nastoletnimi rodzicami, nie musi od razu znaczyć, że ja też mam takie zmartwienia. - Wywróciłam oczami.
Maya pokiwała głową z uśmieszkiem na twarzy.
- Ale za niedługo będziesz miała takie zmartwienia. - Zaśmiała się pod nosem.
Wzięłam poduszkę i rzuciłam jej w twarz.
Maya zaczęła się śmiać, ale zaraz potem się uspokoiła.
- Dobra, to o co chodzi? Tylko nie mów mi, że o nic, bo mnie oszukasz.
Westchnęłam. Znałam Mayę na tyle długo, że na moje nieszczęście była w stanie zauważyć, kiedy sprzedawałam jej jakieś tanie kłamstwo. Zrezygnowana poddałam się i opowiedziałam jej wszystko, co zaszło między mną, a Marcem. Co jakiś czas przerywałam wypowiedź, bo nigdy nie czułam się aż tak zażenowana rozmową. Gdy udało mi się w miarę składnie dokończyć wyznanie, Maya patrzyła na mnie, chyba nie do końca dowierzając w to, co jej powiedziałam.
- Walnęłaś go w twarz!? - Znowu się wydarła. Niepewnie kiwnęłam głową i znów schowałam twarz w poduszkę.
- Ja chyba ciebie walnę zaraz. Stara, to miało taki potencjał. - Maya złapała się za głowę. - Całujesz się z nim dwa razy, podkreślam DWA razy, a potem walisz go w twarz? Laska, czy ty jesteś nienormalna? - Położyła się obok mnie i zaczęła potrząsać moimi ramionami.
Odepchnęłam ją i usiadłam. Może i miała rację, nie powinnam była sprzedawać mu liścia, ale ta relacja nie miała żadnego potencjału. Ja go nawet nie lubię przecież.
- Nie lubię go nawet. - Założyłam ręce, a Maya wpadła w śmiech. Przysięgam, śmiała się z dobre pięć minut, zanim zaczęła mówić. Myślałam, że się udusi.
- Pierdol, pierdol, a ja posłucham, kochana. - Znów się zaśmiała. - Nie całujesz się z ludźmi, których nie lubisz, a tym bardziej nie tak, że prawie lądujesz z nimi w łóżku. - Spojrzała na mnie tym wzrokiem, mówiącym „W głębi duszy wiesz, że mam rację."
Nie miała racji. Wcale go nie chciałam, a ona tylko wymyślała sobie jakieś historyjki, bo naczytała się za dużo książek.
Wstałam z łóżka. Wypowiedź Mai dała mi motywację do wstania. Chciałam pokazać jej, że się myli. Podeszłam do szafy i wyjęłam strój kąpielowy. Dzisiaj mieliśmy wszyscy iść na plaże, a ja też nie zamierzam z tego zrezygnować.
- Pogadasz z nim? - Maya zaraz pojawiła się obok mnie.
- Ja nie mam z nim o czym rozmawiać. - Wywróciłam oczami i zaczęłam się przebierać.
Nie pozwolę, żeby jedna noc zepsuła mi resztę wakacji.
ꨄ
Może jednak jedna noc jest w stanie mi zepsuć resztę wakacji.
To wyjście na plaże było chyba jednym z moich najgorszych pomysłów. Odkąd tylko dotarliśmy na miejsce, Marc nie spuścił ze mnie wzroku nawet na sekundę, co powoli zaczynało robić się irytujące. Chyba był pewny, że jak ma ubrane okulary, to tego nie widać, ale było to widać i to nawet bardzo.
- Gapi się. - Maya szepnęła do mnie, a ja tylko się skrzywiłam. Ona zdecydowanie zrobiła sobie za dużą nadzieję, że coś międzynami mogłoby się wydarzyć.
Położyłam się na ręczniku i modliłam się, żeby zaraz spadł deszcz, żebyśmy mogli wrócić do domku i żebym mogła znów zamknąć się w pokoju. Wiem, trochę niemądre jest uciekanie od swoich problemów, ale tylko tego teraz chciałam. Uciec, jak najdalej stąd.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy mój brat poszedł z Marcem do wody. W końcu miałam spokój, ale na krótko. Zaczęłam rozmyślać nad tym, czy nie chcę go blisko siebie, bo chcę spokoju od niego, czy od faktu, że może gdzieś w głębi chcę, żeby to się powtórzyło i nie mogę tego znieść. Brzmi to absurdalnie, ale szczerze, już nic w mojej głowie by mnie nie zdziwiło.
- O czym myślisz? - Maya spojrzała na mnie znad swojej książki. Otworzyłam oczy i obróciłam się w jej stronę.
- O tym, że chętnie bym tu zamieszkała.
To była akurat prawda. Już odkąd przyjechaliśmy do Brazylii zastanawiałam się, czy nie zamieszkać tu kiedyś. Chociaż pewnie znając moje szczęście, skończyłabym na obrzeżach Rio, w rozwalającym się domu z dachem z metalowej płytki, przy odrobinie szczęścia oczywiście.
Już miałam znowu się położyć, ale poczułam cholernie silny ból głowy. Ktoś czymś we mnie rzucił. Spojrzałam kawałek dalej, lekko zdezorientowana i zobaczyłam piłkę. Już drugi raz dostaję piłką w łeb. Ja to mam szczęście.
Złapałam się za głowę. Strasznie bolało. Chwilę później podbiegł do mnie chłopak, ubrany w kąpielówki w jaskrawych kolorach. Był opalony i miał brązowe włosy z blond prześwitami w niektórych miejscach, poskręcane w loczki. Popatrzyłam się na niego i zobaczyłam bardzo ciemne, brązowe oczy.
- Strasznie cię przepraszam, nie wiedziałem, że ta piłka poleci w twoją stronę. - Mówił bardzo szybko, z dosyć wyraźnym akcentem. Najprawdopodobniej był tutejszy.
Uśmiechnęłam się do niego lekko. To było całkiem urocze, że tak się przejął.
- Wszystko jest okej, serio. Nic mi nie jest. - Uspokoiłam go.
Oczy chłopaka lekko rozbłysły, co sprawiło, że uśmiechnęłam się szerzej.
- Jestem Thiago. - Uśmiechnął się i podał mi ręke.
- Eleni. - Odwzajemniłam uśmiech.
Spodobał mi się. Nie tylko z wyglądu, ale też przez to, jak uprzejmie się zachował wobec mnie.
- Może w ramach przeprosin dałabyś się zaprosić na kawę? Wiesz, wynagrodzę ci tym, że oberwałaś w głowę. - Podrapał się po karku, lekko zakłopotany.
Stresował się. To wyglądało całkiem uroczo, ale nie mogłam wyciągać pochopnych wniosków. Widzę go pierwszy raz na oczy.
- Bardzo chętnie. - Nie miałam podstaw, żeby odmówić. Może przydałoby mi się poznać kogoś nowego.
Thiago uśmiechnął się sympatycznie.
- Zapiszę ci swój numer telefonu. - Wyjęłam telefon i zapisałam jego numer. Nie ukrywam, lekko cieszył mnie fakt, że jakiś chłopak tak się mną zainteresował.
- Zadzwonię do ciebie później. - Uśmiechnął się poraz ostatni i poszedł, zabierając piłkę.
Maya patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Laska, czy ten chłopak właśnie zaprosił cię na randkę? - Uśmiechnęła się szeroko.
Rozbawiło mnie jej pytanie, bo jeszcze kilka godzin temu, nie była w stanie mi wybaczyć tego, że Marc dostał ode mnie w twarz, a teraz jara się, bo jakiś przypadkowy chłopak chcę mnie gdzieś zabrać.
- Ty jesteś teraz jakimś magnesem na facetów? - Zaśmiała się.
Jej żart mnie trochę rozbawił, bo wcale nie miałam nigdy aż takiego brania, co nie zmienia faktu, że dzisiejsze zaproszenie było dla mnie dużym szokiem.
Może te wakacje wcale nie będą takie złe?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro