4
E.F
Na szczęście, w poniedziałek czułam się już na tyle dobrze, że poszłam do szkoły. Nikomu powiedziałam o tym, co się stało, a Marc obiecał, że nie powie nawet słówka Hectorowi. Byłam mu za to wdzięczna, bo i tak już za dużo zrobiłam w ostatnim czasie, a ta sytuacja tylko dolałaby oliwy do ognia. Fakt, że rodzice wrócili do domu wcale mi nie pomagał. Już po godzinie, odkąd wrócili zdążyliśmy się pokłócić, a raczej oni zaczęli wrzeszczeć na mnie, bo nic nie było zrobione w domu. Co z tego, że Hector mógł to zrobić.
Dlatego właśnie tak bardzo polubiłam spędzanie czasu w szkole. Tutaj chociaż nie myślałam o tym wszystkim. Nie mam co prawda za dobrych wyników w nauce, ale mam przyjaciółki, które potrafiły poprawić mi humor, nawet w najtrudniejszych momentach.
Już dawno przestałam słuchać, co nauczycielka angielskiego dyktowała do zapisania i nawet nie skupiałam się na tym, co mówiła do mnie jedna z moich przyjaciółek, Chiara.
- Słuchasz mnie w ogóle? - Chiara klepnęła mnie dość mocno w ramię, żebym się otrząsnęła.
Odwróciłam wzrok w jej stronę, a moje oczy spotkały się z gniewnym spojrzeniem szatynki.
Pokręciłam głową.
- Strasznie rozkojarzona jesteś, a ja tutaj tak pięknie ci opowiadam. - Wywróciła oczami i odgarnęła sobie włosy z twarzy.
Chiara była najbardziej rozrywkowa z całej naszej grupy i zawsze miała najwięcej do powiedzenia, co chwilami robiło się irytujące, bo nigdy nie dawała dojść nikomu do słowa.
- Eleni potrzebuje trochę rozrywki. - Rzuciła siedząca za mną Luisa. - Dlatego dzisiaj idziemy razem na plażę. Weźmiemy jeszcze Maye, bo nie daruje nam, że wyszłyśmy bez niej. - Dodała.
Westchnęłam tylko. Wiedziałam, że przez ostatnie dwa dni zapewniłam sobie aż za dużo rozrywki, ale już w zeszłym tygodniu obiecałam, że z nimi pójdę.
- Wiecie co? Ja chyba odpuszczę sobie. - Chciałam pójść, ale wiedziałam też, że nie powinnam.
Do rozmowy nagle dołączyła się Nicole, najmłodsza z nas wszystkich.
- Daj spokój. Przecież obiecałaś. - Nicole zaczęła nalegać.
Już miałam znów zacząć wymyślać jakąś pozbawioną sensu wymówkę, ale zauważyłam, że na mój telefon przyszła wiadomość. Zaskoczyło mnie to, bo nikt nigdy do mnie nie pisał w czasie, kiedy miałam lekcje. Zaskoczona podniosłam telefon i przeczytałam wiadomość.
Hector: Leni, Musimy pogadać. Wiesz, że zawsze trzymam i będe trzymał twoją stronę, ale dlaczego wyszłaś wczoraj nawet nic mi nie mówiąc?
Serce podeszło mi do gardła i zacisnął mi się żołądek. Nie miałam pojęcia skąd o tym wiedział. Cała ta sytuacja kurewsko mnie przestraszyła. Miałam świadomość, że brat nie powie o niczym rodzicom, ale gdzieś tam w głębi duszy cały czas wiedziałam, że moje gówniarskie zachowania będą miały konsekwencje i obawiałam się, że konsekwencje przyszły właśnie teraz.
- Wiecie co, pójdę z wami. - Powiedziałam pewnie do przyjaciółek. Ze wszystkich pomysłów jakie miałam w głowie, wybrałam zdecydowanie ten najgorszy, ucieczkę. Nie powinnam była tego robić, ale to było coś w rodzaju mechanizmu obronnego i to takiego nad którym już dawno przestałam panować.
ꨄ
Przez cały czas byłam zestresowana. Przyszłam tutaj, żeby nie myśleć o czekającej mnie rozmowie z bratem, ale z każdą minutą spędzoną, siedząc na piasku, myślałam o tym coraz częściej. Nie bałam się Hectora, ale było mi wstyd. Zaufał mi, a ja to wykorzystałam i nadwyrężyłam zaufanie.
- Wszystko okej? - Maya usiadła obok mnie i odpaliła papierosa. Objęła mnie ramieniem i delikatnie przysunęła mnie bliżej siebie. Pomimo tego, że była młodsza ode mnie, to własnie tą blondynkę lubiłam najbardziej. Znałam się z nią praktycznie od podstawówki i czułam, że ona jako jedyna rozumiała mnie i wspierała mnie najmocniej.
Położyłam głowę na jej ramieniu i wzięłam od niej papierosa.
- Wszystko jest w porządku. - Zaciągnęłam się i wypuściłam dym z ust.
Maya wywróciła oczami. Znała mnie już za dobrze, żeby uwierzyć w to kłamstwo.
- Gadaj, co się stało? Zakochałaś się? - Blondynka zaśmiała się pod nosem. Znów się zaciągnęłam i prawie się udusiłam.
- Nie i nawet nie gadaj takich głupot. - Zaśmiałam się. Tak szczerze, to nie uważałam zakochania się za głupotę, ale nie odczuwałam specjalnej potrzeby posiadania drugiej połówki.
- Skoro nie o to chodzi, to co się stało? - Spojrzała na mnie, wyraźnie naciskając na odpowiedź.
Westchnęłam z niechęcią i w końcu uległam. Opowiedziałam jej dokładnie to, co wydarzyło się w weekend. Chciałam pominąć fragment obudzenia się w jednym łóżku z Marcem.
Gdy tylko wspomniałam imię Marca, od razu mnie oświeciło. To on powiedział o wszystkim Hectorowi. Zaufałam mu, a on mnie oszukał. Znaczy no, teoretycznie byłam wtedy pijana, więc zaufanie mu było jedną z najłatwiejszych dla mnie rzeczy, ale i tak obiecał. Zaczęłam czuć coś dziwnego, gdy o nim pomyślałam. Czułam, że nie mogę o nim myśleć, bo gdy tylko nawet przez chwilę myślałam o nim, to czułam rosnącą w moim ciele wściekłość.
Maya spojrzała na mnie, wryraźnie rozbawiona moją wkurzoną miną.
- Słuchaj, wyluzuj sobie troszkę, nie przejmuj się niczym. Możesz sobie popatrzeć jak tamci grają w siatkówkę. - Wskazała palcem na grupę chłopaków odbijających piłkę. Postanowiłam się jej posłuchać i rzeczywiście spróbować się wyciszyć.
Przypatrywałam się grupce chłopaków, a mój wzrok co chwila wędrował za piłką. Znaczy do pewnego czasu, bo w pewnym momencie odwróciłam się dosłownie na moment i dostałam piłką w bok głowy.
Złapałam się za głowę i przeklnęłam pod nosem. Ktoś musiał cholernie mocno ją wybić, bo czułam jakby ktoś uderzył mnie kamieniem.
Jeden z chłopaków podbiegł i wziął piłkę.
- Nic ci się nie stało? - Zapytał już zanjomy mi głos.
Powoli odwróciłam głowę z cichą nadzieją, że nie zobaczę tej osoby, o której myślałam, ale nadzieja matką głupich, jak to mówią. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Marca, wpatrującego się we mnie najpierw z troską, a potem zdziwieniem.
- Eleni? Co ty tu robisz? - Od momentu, gdy otworzył usta, czułam narastającą we mnie irytację.
- Nie powinno cię tu być. - Przewróciłam oczami na jego słowa.
- Ale tu jestem. - Zaśmiałam się, ale bardziej sama z siebie i swojego okropnego żartu.
- Wracaj do domu.
Patrzyłam na niego wzrokiem, jakby był jakimś psychopatą. Za kogo on się w ogóle uważa, żeby rozkazywać mi, co mam robić.
- Nie jesteś moim ojcem, Marc. - Upomniałam go - Dlaczego powiedziałeś Hectorowi, że wyszłam?
Marc nie spodziewał się takiego pytania. Przez chwilę nawet nie miał odwagi na mnie spojrzeć.
- Martwiłem się, to nie wyglądało dobrze... - Podrapał się po karku i wciąż na mnie nie spojrzał.
- Obiecałeś mi, że nie powiesz - Mój głos już bardziej brzmiał, jak rozgoryczony, niż wściekły.
Marc patrzył na mnie przez chwilę, zastanawiając się najprawdopodobniej nad doborem słów.
- Po prostu uznałem, że powinien wiedzieć. Eleni, twój brat się o ciebie martwi i chce ci pomóc. - Za wszelką cenę próbował się usprawiedliwić.
W sumie miał trochę racji, bo tak naprawdę Hector tylko mnie krył, nie pomagał, bo gdy chciał, odpychałam go od siebie.
Marc złapał mnie delikatnie za ramię, ale odepchnęłam go.
- Zostaw mnie i idź już.
O dziwo, Marc chyba zdał sobie sprawę, że w tym momencie miałam go dosyć. Puścił mnie i odszedł.
Maya patrzyła na mnie jakby była oszołomiona. Zgasiła papierosa i zamrugała kilka razy.
- Kto to był?
Zaczęłam zbierać swoje rzeczy i założyłam na siebie bluzę.
- Nikt. - Powiedziałam wymijająco.
To zabrzmi głupio, ale po tym co dla mnie zrobił, miałam nadzieję, że utrzymamy ze sobą w miarę dobrą relacje, ale niestety się pomyliłam. Stał się dla mnie osobą, na której się zawiodłam i znienawidziłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro