Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

E.F
Na szczęście, w poniedziałek czułam się już na tyle dobrze, że poszłam do szkoły. Nikomu powiedziałam o tym, co się stało, a Marc obiecał, że nie powie nawet słówka Hectorowi. Byłam mu za to wdzięczna, bo i tak już za dużo zrobiłam w ostatnim czasie, a ta sytuacja tylko dolałaby oliwy do ognia. Fakt, że rodzice wrócili do domu wcale mi nie pomagał. Już po godzinie, odkąd wrócili zdążyliśmy się pokłócić, a raczej oni zaczęli wrzeszczeć na mnie, bo nic nie było zrobione w domu. Co z tego, że Hector mógł to zrobić.

Dlatego właśnie tak bardzo polubiłam spędzanie czasu w szkole. Tutaj chociaż nie myślałam o tym wszystkim. Nie mam co prawda za dobrych wyników w nauce, ale mam przyjaciółki, które potrafiły poprawić mi humor, nawet w najtrudniejszych momentach.

Już dawno przestałam słuchać, co nauczycielka angielskiego dyktowała do zapisania i nawet nie skupiałam się na tym, co mówiła do mnie jedna z moich przyjaciółek, Chiara.

- Słuchasz mnie w ogóle? - Chiara klepnęła mnie dość mocno w ramię, żebym się otrząsnęła.
Odwróciłam wzrok w jej stronę, a moje oczy spotkały się z gniewnym spojrzeniem szatynki.
Pokręciłam głową.

- Strasznie rozkojarzona jesteś, a ja tutaj tak pięknie ci opowiadam. - Wywróciła oczami i odgarnęła sobie włosy z twarzy.

Chiara była najbardziej rozrywkowa z całej naszej grupy i zawsze miała najwięcej do powiedzenia, co chwilami robiło się irytujące, bo nigdy nie dawała dojść nikomu do słowa.

- Eleni potrzebuje trochę rozrywki. - Rzuciła siedząca za mną Luisa. - Dlatego dzisiaj idziemy razem na plażę. Weźmiemy jeszcze Maye, bo nie daruje nam, że wyszłyśmy bez niej. - Dodała.

Westchnęłam tylko. Wiedziałam, że przez ostatnie dwa dni zapewniłam sobie aż za dużo rozrywki, ale już w zeszłym tygodniu obiecałam, że z nimi pójdę.

- Wiecie co? Ja chyba odpuszczę sobie. - Chciałam pójść, ale wiedziałam też, że nie powinnam.

Do rozmowy nagle dołączyła się Nicole, najmłodsza z nas wszystkich.

- Daj spokój. Przecież obiecałaś. - Nicole zaczęła nalegać.

Już miałam znów zacząć wymyślać jakąś pozbawioną sensu wymówkę, ale zauważyłam, że na mój telefon przyszła wiadomość. Zaskoczyło mnie to, bo nikt nigdy do mnie nie pisał w czasie, kiedy miałam lekcje. Zaskoczona podniosłam telefon i przeczytałam wiadomość.

Hector: Leni, Musimy pogadać. Wiesz, że zawsze trzymam i będe trzymał twoją stronę, ale dlaczego wyszłaś wczoraj nawet nic mi nie mówiąc?

Serce podeszło mi do gardła i zacisnął mi się żołądek. Nie miałam pojęcia skąd o tym wiedział. Cała ta sytuacja kurewsko mnie przestraszyła. Miałam świadomość, że brat nie powie o niczym rodzicom, ale gdzieś tam w głębi duszy cały czas wiedziałam, że moje gówniarskie zachowania będą miały konsekwencje i obawiałam się, że konsekwencje przyszły właśnie teraz.

- Wiecie co, pójdę z wami. - Powiedziałam pewnie do przyjaciółek. Ze wszystkich pomysłów jakie miałam w głowie, wybrałam zdecydowanie ten najgorszy, ucieczkę. Nie powinnam była tego robić, ale to było coś w rodzaju mechanizmu obronnego i to takiego nad którym już dawno przestałam panować.

Przez cały czas byłam zestresowana. Przyszłam tutaj, żeby nie myśleć o czekającej mnie rozmowie z bratem, ale z każdą minutą spędzoną, siedząc na piasku, myślałam o tym coraz częściej. Nie bałam się Hectora, ale było mi wstyd. Zaufał mi, a ja to wykorzystałam i nadwyrężyłam zaufanie.

- Wszystko okej? - Maya usiadła obok mnie i odpaliła papierosa. Objęła mnie ramieniem i delikatnie przysunęła mnie bliżej siebie. Pomimo tego, że była młodsza ode mnie, to własnie tą blondynkę lubiłam najbardziej. Znałam się z nią praktycznie od podstawówki i czułam, że ona jako jedyna rozumiała mnie i wspierała mnie najmocniej.

Położyłam głowę na jej ramieniu i wzięłam od niej papierosa.

- Wszystko jest w porządku. - Zaciągnęłam się i wypuściłam dym z ust.

Maya wywróciła oczami. Znała mnie już za dobrze, żeby uwierzyć w to kłamstwo.

- Gadaj, co się stało? Zakochałaś się? - Blondynka zaśmiała się pod nosem. Znów się zaciągnęłam i prawie się udusiłam.
- Nie i nawet nie gadaj takich głupot. - Zaśmiałam się. Tak szczerze, to nie uważałam zakochania się za głupotę, ale nie odczuwałam specjalnej potrzeby posiadania drugiej połówki.

- Skoro nie o to chodzi, to co się stało? - Spojrzała na mnie, wyraźnie naciskając na odpowiedź.

Westchnęłam z niechęcią i w końcu uległam. Opowiedziałam jej dokładnie to, co wydarzyło się w weekend. Chciałam pominąć fragment obudzenia się w jednym łóżku z Marcem.

Gdy tylko wspomniałam imię Marca, od razu mnie oświeciło. To on powiedział o wszystkim Hectorowi. Zaufałam mu, a on mnie oszukał. Znaczy no, teoretycznie byłam wtedy pijana, więc zaufanie mu było jedną z najłatwiejszych dla mnie rzeczy, ale i tak obiecał. Zaczęłam czuć coś dziwnego, gdy o nim pomyślałam. Czułam, że nie mogę o nim myśleć, bo gdy tylko nawet przez chwilę myślałam o nim, to czułam rosnącą w moim ciele wściekłość.

Maya spojrzała na mnie, wryraźnie rozbawiona moją wkurzoną miną.
- Słuchaj, wyluzuj sobie troszkę, nie przejmuj się niczym. Możesz sobie popatrzeć jak tamci grają w siatkówkę. - Wskazała palcem na grupę chłopaków odbijających piłkę. Postanowiłam się jej posłuchać i rzeczywiście spróbować się wyciszyć.

Przypatrywałam się grupce chłopaków, a mój wzrok co chwila wędrował za piłką. Znaczy do pewnego czasu, bo w pewnym momencie odwróciłam się dosłownie na moment i dostałam piłką w bok głowy.

Złapałam się za głowę i przeklnęłam pod nosem. Ktoś musiał cholernie mocno ją wybić, bo czułam jakby ktoś uderzył mnie kamieniem.

Jeden z chłopaków podbiegł i wziął piłkę.

- Nic ci się nie stało? - Zapytał już zanjomy mi głos.

Powoli odwróciłam głowę z cichą nadzieją, że nie zobaczę tej osoby, o której myślałam, ale nadzieja matką głupich, jak to mówią. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Marca, wpatrującego się we mnie najpierw z troską, a potem zdziwieniem.

- Eleni? Co ty tu robisz? - Od momentu, gdy otworzył usta, czułam narastającą we mnie irytację.

- Nie powinno cię tu być. - Przewróciłam oczami na jego słowa.

- Ale tu jestem. - Zaśmiałam się, ale bardziej sama z siebie i swojego okropnego żartu.

- Wracaj do domu.

Patrzyłam na niego wzrokiem, jakby był jakimś psychopatą. Za kogo on się w ogóle uważa, żeby rozkazywać mi, co mam robić.

- Nie jesteś moim ojcem, Marc. - Upomniałam go - Dlaczego powiedziałeś Hectorowi, że wyszłam?

Marc nie spodziewał się takiego pytania. Przez chwilę nawet nie miał odwagi na mnie spojrzeć.

- Martwiłem się, to nie wyglądało dobrze... - Podrapał się po karku i wciąż na mnie nie spojrzał.

- Obiecałeś mi, że nie powiesz - Mój głos już bardziej brzmiał, jak rozgoryczony, niż wściekły. 

Marc patrzył na mnie przez chwilę, zastanawiając się najprawdopodobniej nad doborem słów.

- Po prostu uznałem, że powinien wiedzieć. Eleni, twój brat się o ciebie martwi i chce ci pomóc. - Za wszelką cenę próbował się usprawiedliwić.

W sumie miał trochę racji, bo tak naprawdę Hector tylko mnie krył, nie pomagał, bo gdy chciał, odpychałam go od siebie.

Marc złapał mnie delikatnie za ramię, ale odepchnęłam go.

- Zostaw mnie i idź już.

O dziwo, Marc chyba zdał sobie sprawę, że w tym momencie miałam go dosyć. Puścił mnie i odszedł.

Maya patrzyła na mnie jakby była oszołomiona. Zgasiła papierosa i zamrugała kilka razy.

- Kto to był?

Zaczęłam zbierać swoje rzeczy i założyłam na siebie bluzę.

- Nikt. - Powiedziałam wymijająco.

To zabrzmi głupio, ale po tym co dla mnie zrobił, miałam nadzieję, że utrzymamy ze sobą w miarę dobrą relacje, ale niestety się pomyliłam. Stał się dla mnie osobą, na której się zawiodłam i znienawidziłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro