~ 53 ~
~ Widmo przeszłości ~
Kroczyłam przez ciemny, las zmierzając na ostatnie spotkanie z Voldemortem. Na terenie szkoły zostały jeszcze dwie osoby, które musiałam uchronić. Narcyza i Draco.
Pociągałam cicho nosem, nie mogąc zrozumieć dlaczego los postanowił być dla mnie taki okrutny. Straciłam wszystkich. Zabiłam nawet własną siostrę by móc pojednać się z Remusem.
Wszystkie moje starania, wszystkie lata spędzone w cierpieniu i samotności, poszły na marne. Nie tak to sobie wyobrażałam.
Ból jaki mi towarzyszył był nie do opisania. Czułam jakby wyrwano mi serce, pozbawiając mnie wszelkich emocji.
Została jedynie rozpacz.
Łkałam pod nosem, nie chcąc pogodzić się z własnym losem, gdy nagle dostrzegłam z daleka ciemną postać stojącą samotnie w lesie.
Nie zważając już na własne bezpieczeństwo podeszłam bliżej chcąc przyjrzeć się owej osobie.
Ku memu przerażeniu był to Harry.
Rozejrzał się dookoła po czym ruszył pewnie przed siebie.
— Czy on oszalał? — pomyślałam z trwogą.
Ruszyłam w ślad za nim, chcąc ostrzec go o czyhającym w lesie Voldemorcie, kiedy nagle dostrzegłam niewielki przedmiot leżący na mokrym mchu.
Podniosłam owy przedmiot, który okazał się małym wygładzonym kamieniem.
Trzymałam go w ręku, zastanawiając się czym był ten kamień oraz jakie miał właściwości.
Uniosłam nieprzytomny wzrok i nagle z mojego gardła wyrwał się cichy krzyk.
Przede mną stali Lily, James, Syriusz, Remus oraz Nesta.
Ogarnęła mnie fala rozpaczy. Padłam na kolana i zakryłam twarz dłońmi.
— To nie dzieje się naprawdę... — jęknęłam pod nosem — To pewnie jakaś sztuczka.
— Jesteśmy prawdziwi, kuzyneczko.
Na dźwięk znajomego głosu uniosłam gwałtownie głowę, nie mogąc wydać z siebie żadnego dźwięku. Z szeroko otwartymi oczami, w których gromadziły się łzy, spojrzałam na swoich przyjaciół.
— Jak to możliwe? — zapytałam szeptem, wstając chwiejnie na nogi.
— Przywołałaś nas — oznajmiła radośnie Nesta, wskazując na kamień, który trzymałam kurczowo w dłoni.
— Oh, Nesto — szepnęłam na widok swojej dawno zmarłej przyjaciółki — Tak mi przykro. To co zrobiła Ci moja siostra... — język zaczął mi się plątać — Ja nie wiedziałam.
— Wiem o tym, Lyssie — odparłam spokojnie Nesta.
Spojrzałam na Lily i Jamesa, którzy stojąc ramie w ramie, uśmiechali się do mnie krzepiąco.
— Tak bardzo mi was brakuje — rzekłam — Was wszystkich — dodałam wskazując dłonią na piątkę przyjaciół — Harry, wasz syn. Jest taki odważny, prawdziwy Gryfon.
— Jesteśmy z niego piekielnie dumni — oznajmił James — Z Ciebie również, nasza droga przyjaciółko.
— Wiele przeszłaś — szepnęła Lily — Traciłaś nas wszystkich po kolei, lecz nie poddawałaś się. Tiara Przydziału dokonała złego wyboru umieszczając Cię w Slytherinie. Nie znam odważniejszej osoby od Ciebie.
Kiwnęłam głową chcąc odpędzić łzy.
— Cieszę się, że dzięki Remusowi mogłem lepiej poznać własną kuzynkę — powiedział Syriusz — Wiele bym stracił gdybym tego nie zrobił. Jesteś najlepszym co spotkało naszą rodzinę.
Drżącą od emocji dłonią odgarnęłam kosmyk włosów z mojej twarzy po czym zwróciłam się do Remusa.
Stał naprzeciwko mnie, zupełnie jakby był żywy. Jego oczy iskrzyły się radośnie na mój widok, mnie zaś ogarniało poczucie, że nie dam rady żyć na tym świecie bez nich.
— Lysandro... — zaczął czule Remus a mnie zaczęła drżeć broda na dźwięk jego głosu — Jestem z Ciebie taki dumny. Pokazałaś mi co to prawdziwa miłość, szkoda tylko, że nie mieliśmy szansy by się nią dłużej nacieszyć. Jestem wdzięczny losowi za to, że było dane mi Ciebie poznać i spędzić przy Tobie piękne chwile. Wychowałaś naszego syna na wspaniałego młodego mężczyznę, pełnego szacunku i miłości. Słowa nie są w stanie opisać moich uczuć wobec Ciebie.
Pociągnęłam nosem, kiedy cichy szloch wyrwał się z mojego gardła.
— Co ja mu powiem? Co powiem Johnowi? — zapytałam.
— Powiesz mu, że jego ojciec zginął walcząc o lepszą przyszłość dla niego i jego matki. Powiedz mu również, że bardzo go kocham i żałuję, że nie było mi dane spędzić z wami więcej czasu.
Kiwnęłam delikatnie głową nie spuszczając wzroku z Remusa.
Spojrzałam na wszystkich chcąc ich takich zapamiętać. Uśmiechniętych i emanujących miłością.
— Byliście cudownymi przyjaciółmi — rzekłam przełykając słone łzy — Dziękuję za wszystkie piękne chwile. Zasłużyliście na lepsze życie. To niesprawiedliwe co was spotkało.
— Życie nigdy nie było sprawiedliwe — James uśmiechnął się delikatnie — Dla nas jest już za późno, ale Ty możesz dalej walczyć o lepszą przyszłość. Dla Johna.
— Idź zatem — powiedziała Lily posyłając mi promienny uśmiech — Zapomnij o wszelkich udrękach, nie opłakuj nas. Jesteśmy już w lepszym miejscu.
— Kiedyś jeszcze się spotkamy, kuzyneczko — dodał Syriusz.
— Lysandro — spojrzałam na Remusa, który wpatrywał się we mnie z dumą — Pamiętaj, że zawsze będę przy Tobie. Cokolwiek się stanie, jakkolwiek ta wojna się zakończy, moje serce od zawsze należało do Ciebie. W życiu najważniejsza jest miłość, bo to ona daje nam siłę i motywuje do dalszej walki. Twoja walka się nie skończyła. Uchroń tych, których kochasz, a jeśli kiedykolwiek zapragniesz mojego wsparcia, wsłuchaj się w swoje serce. Nigdy Cię nie opuszczę.
— Kocham Cię — szepnęłam szczerze — Was wszystkich i nigdy o was nie zapomnę.
Spojrzałam na kamień trzymany w ręku po czym wzięłam głęboki oddech i posyłając przyjaciołom ostatnie, tęskne spojrzenie, upuściłam go na ziemię pozwalając im odejść.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro