~ 52 ~
~ Hogwart w ogniu ~
— Gdzie jesteś? — mamrotałam pod nosem, przemierzając kolejny dziedziniec, na którym toczyła się zacięta walka.
Odbiłam dwa zaklęcia lecące w moim kierunku, jedno zaś minęło mnie i uderzyło w wielki posąg gargulca, roztrzaskując go na wiele kawałków.
— Tak trzymaj, Eleanor!
Usłyszałam go. Rozejrzałam się dookoła szukając właściciela owego głosu i dostrzegłam Remusa w towarzystwie ciemnowłosej dziewczyny, którą spotkałam w domu Syriusza.
— REMUS! — krzyknęłam do ukochanego, z ulgą widząc go całego i zdrowego.
Ruszyłam w jego stronę zrzucając dwóch Śmierciożerców nadlatujących na miotłach.
— Lys? — zapytał zaskoczony moim widokiem Remus.
Byłam już coraz bliżej, gdy nagle trzech Śmierciożerców zmaterializowało się między nami.
Bez wahania rzuciłam się do pojedynku, Remus i ciemnowłosa dziewczyna pokonali dwóch mężczyzn, ja zaś trzeciego. Z satysfakcją w oczach patrzyłam jak konają.
Dookoła było słychać jedynie krzyki i płacz. Świat wokół nas płonął.
Nagle kątem oka dostrzegłam czerwony błysk lecący w moją stronę i zanim zdążyłam zareagować Remus rzucił się do przodu, wyczarowując przede mną tarczę po czym obezwładnił napastnika.
Spojrzałam na ukochanego z miłością i wdzięcznością w oczach. Remus odwzajemnił moje spojrzenie, podszedł do mnie i szepnął:
— Czekałem na Ciebie tyle lat, Lysandro. Czekałbym nawet do końca życia by usłyszeć od Ciebie, że wciąż mnie kochasz.
Łzy szczęścia płynęły po mojej twarzy, kiedy wtuliłam się w jego tors.
Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Cieszyłam się jego ciepłem i miłością, która mimo upływu tylu lat wciąż nie zmalała.
Nareszcie go odzyskałam. Teraz mogłam wyjawić mu całą prawdę a następnie myśleć o wspólnej przyszłości. Przed oczami ujrzałam twarz Johna, cieszącego się na nasz widok.
— Oh, Remusie... — szepnęłam łkając w jego ramionach — Tak bardzo Cię ...
Nie było dane mi dokończyć. Poczułam jak wszystkie mięśnie Remusa się napinają po czym szarpnął mną do tyłu.
Uderzyłam łokciem w zimny bruk po czym spojrzałam pytająco na Remusa, który leżał na mnie całym swoim ciałem.
— Co się...? — zapytałam lecz nagle zamarłam.
Z oddali dobiegł do mnie przeraźliwy śmiech lecz on zupełnie mnie nie interesował.
Patrzyłam w oczy Remusa, które były puste, pozbawione jakichkolwiek emocji.
Po jego policzku spływała pojedyncza łza, a ja wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc zrozumieć co się właśnie wydarzyło.
Ręce zaczęły mi drżeć, powieki podrygiwać a łzy zamgliły mi oczy.
— Nie - szepnęłam w panice — Nie, nie, nie...Obudź się, kochanie. Proszę.
Remus jednak się nie poruszył.
Fala rozpaczy zalała moje serce. Krzyknęłam przeraźliwie w panice potrząsając Remusem.
— Tylko nie Ty! Błagam otwórz oczy! To ja, Twoja Lysandra. John czeka na nas w domu, musisz się obudzić!
Z mojego gardła wyrwał się głośny szloch. Położyłam swoją głowę na jego piersi z nadzieją, iż usłyszę bicie jego serca.
Na próżno. On odszedł.
Zalała mnie fala gniewu i rozpaczy. Podniosłam wzrok i dostrzegłam Dołohowa szczerzącego się do mnie triumfalnie.
— To za brak Twojej lojalności! — krzyknął triumfalnie Dołohow.
Patrzyłam na niego z żalem w oczach, wciąż klęcząc przy ciele ukochanego.
W mgnieniu oka deportowałam się za plecy Dołohowa i nim mężczyzna zdążył zareagować, syknęłam z nienawiścią celując w jego plecy:
— Crucio.
Patrzyłam jak mężczyzna wije się z bólu, błagając o przebaczenie, którego nie byłam w stanie mu udzielić.
Dołohow krzyczał w niebogłosy, posyłając mi nieprzytomne, błagalne spojrzenie. Lecz nawet w tym momencie nie był w stanie pojąć, że cierpiałam bardziej niż on.
— Avada Kedavra — szepnęłam kończąc jego tortury.
Z pustym, pozbawionym emocji wyrazem twarzy, ruszyłam ponownie ku Remusowi.
Czułam jak chwieje się na nogach, kiedy pokonywałam kolejne, mozolne kroki.
Z pustką w sercu patrzyłam na ciało Remusa. Na ciało mojego ukochanego, którego dopiero co odzyskałam.
Nagle drogę zastąpiła mi ciemnowłosa dziewczyna i celując we mnie różdżką warknęła ostrzegawczo:
— Nie zbliżaj się do niego! Bo Cię zabiję!
Spojrzałam tępo w jej stronę i odparłam ledwo słyszalnie:
— Chcę się tylko pożegnać.
— Pożegnać?! Jesteś Śmierciożercą! — ciemnowłosa nie ustępowała.
— Nie z własnej woli, dziecko. Każdy w życiu popełnia błędy. Niestety dla mnie jest już za późno by je naprawić — Łzy płynęły po mojej twarzy, kiedy wyminęłam ją i uklękłam przy Remusie.
Dziewczyna stała za mną, bacznie mi się przyglądając.
Odgarnęłam włosy z czoła ukochanego po czym powiedziała drżącym głosem:
— Tak mi przykro... Nie tak to miało się potoczyć. Nie zdążyłam Ci jeszcze wszystkiego powiedzieć — złożyłam na jego czole delikatny pocałunek ,czując jak łzy palą mnie w gardle.
Podniosłam wzrok i ujrzałam ruiny Hogwartu, miejsca, w którym się poznaliśmy i pokochaliśmy. Z tym miejscem wiązały się moje najpiękniejsze wspomnienia.
Podniosłam się na nogi i spojrzałam na ciemnowłosą dziewczynę, po której twarzy płynęły łzy.
Moją twarz wykrzywiał grymas bólu i rozpaczy.
— Expulso! — wycelowałam w Śmierciożercę zbliżającego się w naszą stronę.
Młoda dziewczyna spojrzała za siebie po czym zerknąwszy na mnie rzekła:
— Dziękuję.
Posłałam jej blady uśmiech i szepnęłam:
— Uważaj na siebie, moja droga. Zostań przy tych, których kochasz — ponownie spojrzałam na ciało Remusa — Ponieważ potem może być już za późno.
Z nieznośnym bólem, ciążącym mi na sercu, ruszyłam przed siebie w stronę kamiennego mostu.
Nie chciałam już walczyć. Nie miałam dla kogo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro