Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 49 ~

~ Pomocny Skrzat ~


Udałam się do domu Malfoy'ów, odpowiadając na pilne wezwanie Narcyzy.

W posiadłości zastałam Narcyzę, Bellatrix, Dracona oraz Lucjusza.

Temu ostatniemu posłałam ostrzegawcze spojrzenie, kiedy mijałam go by przywitać się z Draconem.

— Co to za pilne wezwanie? — zapytałam zakładając ręce na piersi.

— Mamy Pottera! — odparła rozentuzjazmowana Bellatrix.

— Chwila, chwila — wtrącił nieznany mi dotąd mężczyzna — To my pochwyciliśmy te dzieciaki.

— Zamilcz! — warknęła na niego Bellatrix.

Mężczyzna, który jak przypuszczałam był Szmalcownikiem, usunął się w kąt, bacznie wszystkich obserwując.

— Więc gdzie on jest? — zapytałam siląc się na obojętny ton.

— Nie jesteśmy pewni czy to Potter... — zaczęła nieśmiało Narcyza — Prawdopodobnie jego koleżanka, szlama, rzuciła na niego zaklęcie.

— Glizdogonie! — krzyknęła Bella — Przyprowadź tutaj tę dziewuchę.

Chwilę później do pomieszczenia wszedł Glizdogon, prowadzący dziewczynę z burzą ciemnych loków.

Zalała mnie fala niepokoju.

Wielokrotnie widziałam ową dziewczynę w towarzystwie Harry'ego. Była jego bliską przyjaciółką. A skoro ona tutaj jest, to Harry prawdopodobnie również.

Bellatrix szarpnęła ciemnowłosą za ramie po czym zapytała szyderczo:

— Rzuciłaś na tego chłopaka zaklęcie?

— N-nie — jęknęła przerażona.

Szmalcownik stojący w kącie zrobił krok do przodu i pokazał nam małą torebkę, z której wyjął wielki miecz.

— Co to? — zapytałam lecz nagle wrzask mojej najstarszej siostry przeszył pomieszczenie.

W mgnieniu oka obezwładniła Szmalcownika po czym kazała mu się wynosić.

Chwyciła mocniej przerażoną dziewczynę i szepnęła groźnie:

— Czeka nas długa rozmowa. Skąd masz ten miecz!?

Przyjaciółka Harry'ego milczała, toteż Bella wyjęła mały sztylet i przyłożywszy go do jej ramienia, wbiła go w skórę.

— Bello! — krzyknęłam podbiegając do siostry.

Bellatrix odrzuciła mnie do tyłu zaklęciem po czym nie przystając, wyryła na ramieniu dziewczyny kilka liter: S Z L A M...

Chwyciłam się za bolącą od uderzenia w ścianę, głowę.

Ciemnowłosa krzyczała błagając o pomoc.

— Zostaw ją natychmiast! — wrzasnęłam wyciągając swoją różdżkę i celując nią w siostrę.

Bellatrix posłała mi rozeźlone spojrzenie, niechętnie wstała i rzekła:

— Chyba o czymś zapominasz, siostrzyczko. Nie zapominaj o wieczystej przysiędze.

— Słucham!? — zapytała szczerze zaskoczona Narcyza — Wieczysta Przysięga?

— To nie Twoja sprawa, Cyziu — rzekła Bellatrix.

— Wymusiłaś na Lyssie złożenie przysięgi?

Narcyza była wyraźnie rozzłoszczona. Ruszyła w stronę Belli, gdy nagle do pomieszczenia wpadło dwóch chłopców.

Był to Harry i jego rudowłosy przyjaciel.

Wytrącili różdżkę z rąk Belli po czym rzucili zaklęcia w stronę moją, Narcyzy oraz Lucjusza.

Harry, wykorzystując chwilę naszej dekoncentracji, podbiegł do Draco i wyrwał z jego dłoni kilka różdżek. Zapewne należących do nich.

Lucjusz bez wahania ruszył do walki, posyłając ku nim kilka zaklęć.

— Wystarczy! — krzyknęła Bellatrix.

Wszyscy spojrzeliśmy na nią i ciemnowłosą dziewczynę, której Bella przyłożyła sztylet do gardła.

— Zostaw ją, Bello... — rzekłam ostrożnie.

— Ani mi się śni! — odparła rozeźlona siostra.

Staliśmy w ciszy, czekając na rozwój sytuacji, gdy nagle usłyszałam cichy pisk dobiegający z sufitu.

Uniosłam oczy ku górze i dostrzegłam Zgredka – starego skrzata Malfoy'ów.

Nim zdążyłam cokolwiek rzec, wielki żyrandol zaczął spadać na ziemię wprost na Bellatrix oraz przyjaciółkę Harry'ego.

Siostra rzuciła się do tyłu, wyswobadzając dziewczynę z uścisku, która wykorzystując chwilę wolności, ruszyła w stronę przyjaciół.

— Hermiono! — Zawołał rudowłosy chłopak.

Zgredek znalazł się przy Harrym i jego przyjaciołach po czym szybkim zaklęciem wyrwał różdżkę Narcyzy z jej rąk.

— Jak śmiesz sprzeciwiać się własnym panom!? — zawyła wściekłe Bella.

— Zgredek nie ma już Panów. Zgredek jest wolnym Skrzatem! — odparł dumnie Skrzat po czym chwyciwszy Harry'ego i jego przyjaciół deportował się.

Ku memu przerażeniu Bellatrix rzuciła swoim sztyletem wprost na nich.

Z z szeroko otwartymi oczami przyglądałam się jak owy sztylet znika wraz ze Zgredkiem i jego towarzyszami.

— Na Merlina... — szepnęłam zasłaniając usta dłonią.

— Lyssie! — Krzyknęła do mnie Bella — Znajdź Glizdogona i sprawdźcie lochy! Upewnij się, że Olivander, goblin i ta głupiutka dziewucha wciąż tam siedzą.

Co? — Zastanawiałam się co wytwórca różdżek robi w posiadłości Malfoy'ów oraz o jakiej dziewczynie mowa.

Niepewnie ruszyłam w stronę schodów, prowadzących do lochów. Ku memu zaskoczeniu, drzwi były otwarte, co oznaczało, że Olivander zbiegł.

Weszłam do pomieszczenia, wzdychając z ulgą, upewniwszy się, że jest puste.

Już miałam opuścić lochy, kiedy dostrzegłam coś dużego, leżącego pod ścianą.

Zbliżyłam się powoli, a kiedy światło z mojej różdżki padło na przeciwną ścianę, zamarłam.

U mych stóp leżał Peter Pettigrew. Martwy.

Mężczyzna z szeroko otwartymi oczami, wpatrywał się przed siebie, a jego sztuczna dłoń spoczywała na jego gardle.

Mogłam się jedynie domyślić co tutaj zaszło. Pettigrew wypuścił Harry'ego i jego towarzyszy z lochów, w skutek czego dłoń, stworzona przez Voldemorta, udusiła go.

Zginął, ponieważ okazał miłosierdzie.

Nie żałowałam go. Żałowałam tylko, że nie okazał tego miłosierdzia wiele lat temu. Dla mnie już na zawsze miał pozostać zdrajcą swoich przyjaciół.

Kto wie jak potoczyłoby się nasze życie, gdyby Glizdogon nie wydał Potterów...


Kochani! Pod wieczór opublikuję jeszcze jeden rozdział, jutro kolejne 3 i pojutrze zakończymy już ową książkę ☺️ Kto się cieszy? 😃

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro