~ 42 ~
~ Przenosiny ~
Gdy tylko członkowie Zakonu wznieśli się w górę, rozpętało się piekło.
Zaskoczyli Śmierciożerców, ponieważ najprawdopodobniej użyli eliksiru Wielosokowego, teteż nie byliśmy w stanie rozróżnić, który Harry jest tym prawdziwym.
W duchu pogratulowałam im pomysłu, ciesząc się, iż spodziewali się ataku.
Zaklęcia przeszywały nocne niebo, rozświetlając wszystko dookoła. Leciałam na miotle starając się unikać groźnych zaklęć oraz w miarę możliwości osłaniać Zakon przed Śmierciożercami.
Nagle dostrzegłam Remusa w towarzystwie jednego z Harrych, za którym podążało dwóch Śmierciożerców.
Bez zastanowienia rozejrzałam się dookoła, chcąc upewnić się, że nie mam świadków po czym celując różdżką w dwójkę Śmierciożerców szepnęłam:
— Confringo!
Zaklęcie trafiło w jednego ze Śmierciożerców, a fala wybuchu zrzuciła drugiego z miotły.
Uśmiechnęłam się pod nosem, patrząc jak zakapturzone postacie spadają w dół, gdy nagle minęło mnie dwóch czarodziejów. Byli to Artur Weasley oraz jeden z Harrych.
Artur i Harry posłali mi zdziwione spojrzenia po czym pomknęli przed siebie.
Nie było możliwości by nie zauważyli mojej interwencji, w której strąciłam z mioteł dwóch Śmierciożerców.
Nieco zwolniłam chcąc wycofać się z walki, gdy Bella podleciała do mnie krzycząc wściekle:
— Niech to szlag! Wykiwali nas!
Uśmiechnęłam się w duchu patrząc jak ostatni członkowie Zakonu znikają w chmurach.
John uklęknął przed jasnym nagrobkiem, składając na nim wieniec z czerwonych róż.
— To rodzice Harry'ego? Twoi przyjaciele?
— Tak, kochanie — odparłam patrząc na grób — Byli wspaniałymi ludźmi i rodzicami.
— Szkoda, że nie było dane im zobaczyć jak ich syn dorasta — rzekł smutno John — Jest bardzo odważny, parę razy z nim rozmawiałem. Krążą plotki, że jest Wybrańcem. Tym, który jako jedyny będzie w stanie pokonać Sama-Wiesz-Kogo.
— Miejmy taką nadzieję — powiedziałam — Rodzice byliby z niego piekielnie dumni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro