Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 38 ~

~ Ostatnia nadzieja ~


Smierć Syriusza zapoczątkowała lawinę nieszczęść.

Od powrotu Voldemorta wiedziałam, że wojna jest nieunikniona, jednakże nie spodziewałam się tego, że najedzie tak szybko.

Śmierciożercy ponownie zaczęli siać zamęt i postrach. Ulica Pokątną, Hogsmade i wiele innych miejsc zaczęło pustoszeć.

Niegdyś miejsca, pełne radosnych czarodziejów zamieniły się w puste i ciemne uliczki bez żywej duszy.

Każda wizyta mojej siostry oznaczała kłopoty. I tak było i tym razem.

Sklep Borgina&Burkes'a, wyjątkowo podejrzane i tajemnicze miejsce, do którego nigdy nie zawitałam i nie miałam zamiaru.

Bellatrix zaciągnęła mnie do środka po czym przedstawiła nieznanym mi dotąd Śmierciożercom.

Następnie kazała wejść do wielkiej, starej szafy, w której śmierdziało stęchlizną i spróchniałym drewnem.

— Co to ma znaczyć? — zapytałam, czując jak łokieć siostry wbija mi się w żebra.

— Cierpliwości, siostrzyczko — szepnęła podekscytowana Bella po czym otworzyła szafę.

Ku memu zaskoczeniu nie znajdowałyśmy się w sklepie Borgina i Burkes'a.

— Gdzie my... — zaczęłam lecz nagle rozpoznałam to miejsce.

Miejsce, w którym spędzałam wiele godzin w towarzystwie Remusa.

Pokój Życzeń.

Znalazłam się w Hogwarcie.

Bellatrix zatrzasnęła za sobą szafę rozglądając się dookoła.

— Nie wiem co planujesz ale musimy wracać — oznajmiłam poważnie — Nie podoba mi się to. Nie chcę w tym uczestniczyć.

— A Ty znowu to samo — mlasnęła Bella z poirytowania — Kiedy w końcu zrozumiesz, że powierzyłaś mi swoje życie składając Wieczystą Przysięgę?

Utkwiłam wzrok w podłodze wiedząc, iż nie mogę się jej sprzeciwić po czym szepnęłam:

— Dumbledore nas powstrzyma. Jest najpotężniejszym czarodziejem, żadne z nas nie może się z nim równać.

Siostra posłała mi triumfalny uśmieszek i odparła:

— Na razie.

Wtedy drzwi od szafy ponownie się otworzyły i wyszli z niej kolejni Śmierciożercy.

— Ruchy — warknął Fenrir Greyback — Nie mamy zbyt wiele czasu.

Ruszyłam za Śmierciożercami obawiając się najgorszego.

Spodziewałam się wszystkiego, lecz widok zapłakanego Draco celującego różdżką w bezbronnego Dumbledore'a zupełnie zwalił mnie z nóg.

To nie może się dziać naprawdę... — pomyślałam z trwogą.

Najpotężniejszy czarodziej naszych czasów, bezbronny, otoczony przez bandę plugawych Śmierciożerców.

Gorzej być nie mogło.

Lecz kiedy na wieży astronomicznej pojawił się Severus Snape, wiedziałam, iż czas pozbyć się wszelkiej nadziei.

— Severusie... — szepnęłam błagalnie.

Mężczyzna, nie zaszczyciwszy mnie ani jednym spojrzeniem uniósł różdżkę na Dumbledore'a po czym rzekł z powagą:

Avada Kedavra.

— Nie! — wrzasnęłam rzucając się na Severusa.

Niestety było już za późno.

Niczym w spowolnionym tępie widziałam ostatnie spojrzenie jakim obdarzył mnie Dumbledore po czym spadł w nicość.

— Nie, nie... — mamrotałam pod nosem podczołgując się w stronę barierki — Proszę nie.

Wyjrzałam za barierkę a widok jaki ujrzałam zamroził mi żyły.

W tamtym momencie nasza ostatnia nadzieja na uratowanie świata przepadła.
Nadzieja na lepsze życie, na udaną przyszłość i życie bez strachu.

Oparłam czoło o zimną barierkę i zapłakałam gorzko.

— Wstawaj — syknęła Bella szarpiąc mnie za ramie — Nie odwalaj scen.

Inni Śmierciożercy przyglądali mi się podejrzliwie lecz Bellatrix poganiając ich wrzasnęła:

— Ruchy! Nie mamy czasu!

Ciągnięta przez siostrę zbiegłam po długich, krętych schodach czując tępy ból w sercu.

Byłam odrętwiała, nie dopuszczając do siebie faktu, iż straciliśmy Dumbledore'a.

Przekroczyliśmy drzwi i ku wszystkich zaskoczeniu wpadliśmy na Zakon Feniksa.

Momentalnie rozpętała się bitwa.

Wciąż nie mogąc opanować drżenia rąk nawet nie sięgnęłam po własną różdżkę.

Oparłam się o zimną ścianę czując jak dopada mnie obojętność.

Zapragnęłam zapaść się pod ziemię.

Zamknęłam oczy pozwalając łzą płynąć po twarzy.

Zbyt wiele bólu i strat...

— Lysandro?

Otworzyłam oczy i dostrzegłam przerażonego Remusa.

— Co Ty tutaj robisz? — zapytał.

Już miałam odpowiedzieć gdy nagle dobiegł do nas przeraźliwy krzyk:

— Dyrektor nie żyje!

Z twarzy Remusa odpłyneły wszystkie kolory.
Z szeroko otwartymi oczami spojrzał na mnie a ja dostrzegłam niewyobrażalny ból w jego oczach.

— Tak mi przykro — szepnęłam drżącym głosem.

Remus jednak zrobił coś, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała.

Na jego twarzy pojawiła się wściekłość.

Powoli wycelował we mnie różdżką po czym wycedził przez zęby:

— Starałem się Ciebie usprawiedliwić. A Ty za każdym razem wbijałaś mi nóż w plecy!

— Remusie... — jęknęłam błagalnie.

Drętwota!

Czerwone światło pomknęło w stronę Remusa, który natychmiast wyczarował przed sobą tarczę.

Bellatrix podbiegła do mnie po czym chwyciwszy mnie za ramię pociągnęła w stronę głównego dziedzińca.

Nie byłam w stanie się odwrócić.

W tamtym momencie czułam, że straciłam go bezpowrotnie.

Po tym jak wycelował we mnie różdżką, wiedziałam, że jego miłość zaczyna przeradzać się w nienawiść.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro