~ 38 ~
~ Ostatnia nadzieja ~
Smierć Syriusza zapoczątkowała lawinę nieszczęść.
Od powrotu Voldemorta wiedziałam, że wojna jest nieunikniona, jednakże nie spodziewałam się tego, że najedzie tak szybko.
Śmierciożercy ponownie zaczęli siać zamęt i postrach. Ulica Pokątną, Hogsmade i wiele innych miejsc zaczęło pustoszeć.
Niegdyś miejsca, pełne radosnych czarodziejów zamieniły się w puste i ciemne uliczki bez żywej duszy.
Każda wizyta mojej siostry oznaczała kłopoty. I tak było i tym razem.
Sklep Borgina&Burkes'a, wyjątkowo podejrzane i tajemnicze miejsce, do którego nigdy nie zawitałam i nie miałam zamiaru.
Bellatrix zaciągnęła mnie do środka po czym przedstawiła nieznanym mi dotąd Śmierciożercom.
Następnie kazała wejść do wielkiej, starej szafy, w której śmierdziało stęchlizną i spróchniałym drewnem.
— Co to ma znaczyć? — zapytałam, czując jak łokieć siostry wbija mi się w żebra.
— Cierpliwości, siostrzyczko — szepnęła podekscytowana Bella po czym otworzyła szafę.
Ku memu zaskoczeniu nie znajdowałyśmy się w sklepie Borgina i Burkes'a.
— Gdzie my... — zaczęłam lecz nagle rozpoznałam to miejsce.
Miejsce, w którym spędzałam wiele godzin w towarzystwie Remusa.
Pokój Życzeń.
Znalazłam się w Hogwarcie.
Bellatrix zatrzasnęła za sobą szafę rozglądając się dookoła.
— Nie wiem co planujesz ale musimy wracać — oznajmiłam poważnie — Nie podoba mi się to. Nie chcę w tym uczestniczyć.
— A Ty znowu to samo — mlasnęła Bella z poirytowania — Kiedy w końcu zrozumiesz, że powierzyłaś mi swoje życie składając Wieczystą Przysięgę?
Utkwiłam wzrok w podłodze wiedząc, iż nie mogę się jej sprzeciwić po czym szepnęłam:
— Dumbledore nas powstrzyma. Jest najpotężniejszym czarodziejem, żadne z nas nie może się z nim równać.
Siostra posłała mi triumfalny uśmieszek i odparła:
— Na razie.
Wtedy drzwi od szafy ponownie się otworzyły i wyszli z niej kolejni Śmierciożercy.
— Ruchy — warknął Fenrir Greyback — Nie mamy zbyt wiele czasu.
Ruszyłam za Śmierciożercami obawiając się najgorszego.
Spodziewałam się wszystkiego, lecz widok zapłakanego Draco celującego różdżką w bezbronnego Dumbledore'a zupełnie zwalił mnie z nóg.
— To nie może się dziać naprawdę... — pomyślałam z trwogą.
Najpotężniejszy czarodziej naszych czasów, bezbronny, otoczony przez bandę plugawych Śmierciożerców.
Gorzej być nie mogło.
Lecz kiedy na wieży astronomicznej pojawił się Severus Snape, wiedziałam, iż czas pozbyć się wszelkiej nadziei.
— Severusie... — szepnęłam błagalnie.
Mężczyzna, nie zaszczyciwszy mnie ani jednym spojrzeniem uniósł różdżkę na Dumbledore'a po czym rzekł z powagą:
— Avada Kedavra.
— Nie! — wrzasnęłam rzucając się na Severusa.
Niestety było już za późno.
Niczym w spowolnionym tępie widziałam ostatnie spojrzenie jakim obdarzył mnie Dumbledore po czym spadł w nicość.
— Nie, nie... — mamrotałam pod nosem podczołgując się w stronę barierki — Proszę nie.
Wyjrzałam za barierkę a widok jaki ujrzałam zamroził mi żyły.
W tamtym momencie nasza ostatnia nadzieja na uratowanie świata przepadła.
Nadzieja na lepsze życie, na udaną przyszłość i życie bez strachu.
Oparłam czoło o zimną barierkę i zapłakałam gorzko.
— Wstawaj — syknęła Bella szarpiąc mnie za ramie — Nie odwalaj scen.
Inni Śmierciożercy przyglądali mi się podejrzliwie lecz Bellatrix poganiając ich wrzasnęła:
— Ruchy! Nie mamy czasu!
Ciągnięta przez siostrę zbiegłam po długich, krętych schodach czując tępy ból w sercu.
Byłam odrętwiała, nie dopuszczając do siebie faktu, iż straciliśmy Dumbledore'a.
Przekroczyliśmy drzwi i ku wszystkich zaskoczeniu wpadliśmy na Zakon Feniksa.
Momentalnie rozpętała się bitwa.
Wciąż nie mogąc opanować drżenia rąk nawet nie sięgnęłam po własną różdżkę.
Oparłam się o zimną ścianę czując jak dopada mnie obojętność.
Zapragnęłam zapaść się pod ziemię.
Zamknęłam oczy pozwalając łzą płynąć po twarzy.
— Zbyt wiele bólu i strat...
— Lysandro?
Otworzyłam oczy i dostrzegłam przerażonego Remusa.
— Co Ty tutaj robisz? — zapytał.
Już miałam odpowiedzieć gdy nagle dobiegł do nas przeraźliwy krzyk:
— Dyrektor nie żyje!
Z twarzy Remusa odpłyneły wszystkie kolory.
Z szeroko otwartymi oczami spojrzał na mnie a ja dostrzegłam niewyobrażalny ból w jego oczach.
— Tak mi przykro — szepnęłam drżącym głosem.
Remus jednak zrobił coś, czego nigdy w życiu bym się nie spodziewała.
Na jego twarzy pojawiła się wściekłość.
Powoli wycelował we mnie różdżką po czym wycedził przez zęby:
— Starałem się Ciebie usprawiedliwić. A Ty za każdym razem wbijałaś mi nóż w plecy!
— Remusie... — jęknęłam błagalnie.
— Drętwota!
Czerwone światło pomknęło w stronę Remusa, który natychmiast wyczarował przed sobą tarczę.
Bellatrix podbiegła do mnie po czym chwyciwszy mnie za ramię pociągnęła w stronę głównego dziedzińca.
Nie byłam w stanie się odwrócić.
W tamtym momencie czułam, że straciłam go bezpowrotnie.
Po tym jak wycelował we mnie różdżką, wiedziałam, że jego miłość zaczyna przeradzać się w nienawiść.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro