~ 35 ~
~ Przepowiednia ~
Bellatrix nie zmuszała mnie do spotkań z Voldemortem. Uważała, że tego zaszczytu mogą doznać tylko jego najwierniejsi słudzy.
Oczywiście nie oponowałam. Cieszył mnie fakt, iż nie zaliczałam się do grona jego najwierniejszych poddanych.
Sama przynależność do Śmierciożerców zapewniała mi oraz mojej rodzinie bezpieczeństwo. Lecz na jak długo?
Wszystko miało się zmienić przed wakacjami.
Bellatrix odwiedziła mnie rano oznajmiając, iż mamy zadanie do wykonania.
Niechętnie odstawiłam Johna do matki po czym udałam się z Bellą.
Siostra wtajemniczyła mnie pokrótce o naszym zadaniu. Mieliśmy wykraść Przepowiednię, na której bardzo zależało Czarnemu Panu.
— Przepowiednię? — zapytałam zdziwiona ową informacją — Skąd u licha chcecie wytrząsnąć...
— Pomyśl, Lyssie — przerwała mi Bella — Gdzie ukryte są najcenniejsze rzeczy?
Zmarszczyłam brwi lecz nagle mnie olśniło. I wcale mi się to nie spodobało.
— Chyba nie myślisz, że włamiecie się do Ministerstwa?
— WłamieMY — Poprawiła mnie siostra — Do roboty, siostrzyczko.
— Nie mogę, Bello — powiedziałam stanowczo — Nie chcę już tego robić.
Bellatrix zamlaskała z poirytowania po czym podchodząc do mnie powiedziała:
— Czyżbyś przez te wszystkie lata żmudnej wolności zapomniała o naszej umowie?
Przełknęłam głośno ślinę i zaprzeczyłam ruchem głowy.
— W takim razie, ruszajmy.
Po włamania do Ministerstwa mogłam się spodziewać wszystkiego, lecz nie tego, że zastaniemy tam grupę dzieciaków z Harrym Potterem na czele.
Na ich widok zalała mnie fala przerażenia.
Znajdowaliśmy się w Departamencie Tajemnic.
Lucjusz Malfoy, który również towarzyszył nam w misji, nie szczędził gróźb w stronę Harry'ego.
Jednakże nikt nie spodziewał się ataku ze strony uczniów.
Na sygnał Harry'ego, jego przyjaciele zaczęli wykrzykiwać zaklęcia i wymachiwać różdżkami gdzie popadnie.
Śmierciożercy rzucili się za nimi w pościg, który doprowadził nas do ciemnej, dużej sali z łukiem na środku.
— Sala Śmierci — pomyślałam z trwogą.
Ku mej rozpaczy Śmierciożercy pochwycili Harry'ego oraz jego towarzyszy.
Lucjusz zbliżył się do Pottera, żądając przepowiedni, gdy nagle do sali wpadł Zakon Feniksa.
Na ich widok aż miałam ochotę skakać ze szczęścia, do momentu aż spostrzegłam Remusa.
Rozpętała się bitwa. Wszędzie dookoła latały zaklęcia! Odbijałam niektóre z nich, by nie trafiły żadnego z dzieciaków.
Zauważyłam Nimfadorę – córkę Andromedy, która walczyła u boku Alastora Moody'ego.
— Myślałem, że się zmieniałaś! — krzyknął Remus tuż po tym jak obezwładnił jednego ze Śmierciożerców.
— To nie tak! — odkrzyknęłam lecz nagle dostrzegłam zaklęcie lecące w moją stronę.
Remus jednak szybko zareagował i wyczarował przede mną tarcze.
— Nie wiem ile jeszcze będę w stanie Ci wybaczyć, Lysandro — rzekł mężczyzna po czym rzucił się w wir walki.
— Remus! — krzyknęłam za mężczyzną lecz nagle zamarłam w pół drogi.
— Avada Kedavra!
Pomiędzy nami przeleciało zielone światło. Spojrzałam zdezorientowana w bok i dostrzegłam Harry'ego i Syriusza. Pierwszy spoglądał na Syriusza, któremu uśmiech powoli znikał z twarzy.
Kuzyn posłał mu ostatnie spojrzenie, pełne dumy i miłości po czym wpadł za Zasłonę Dusz.
— Nie... — szepnęłam stając jak wryta.
Nagle wszystko dookoła ucichło. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Syriusz. Czułam jak łzy spływają po mojej twarzy, w broda zaczyna drżeć.
Harry zawył przeraźliwe i rzucił się w stronę Zasłony Dusz, lecz Remus go powstrzymał.
Ból jaki dało się usłyszeć w głosie Harry'ego, rozdzierał moje serce.
Remus ściskał kurczowo Pottera, a jego oczy były zeszklone. On również właśnie stracił bliską mu osobę.
Łzy płynęły po mojej twarzy.
Uważajcie na siebie z Johnem.
Postaram się niedługo z wami spotkać. Chciałbym lepiej poznać syna mojego przyjaciela i kuzyneczki.
Teraz już za późno.
Zachwiałam się w miejscu, niedowierzając w smierć Syriusza. To wszystko wydarzyło się tak szybko. Zginął, nie będąc oczyszczonym z zarzutów. Zginął jako morderca i uciekinier z Azkabanu. Nikt nie będzie po nim rozpaczać.
Nikt, prócz osób, które go znały i kochały.
Z szeroko otwartymi oczami spojrzałam na Bellę, która uśmiechała się triumfalnie, znikając w sąsiednim pomieszczeniu.
— Bella! — wrzasnęłam i rzuciłam się w pogoń za siostrą.
— Expulso! — krzyknęłam celując różdżką w siostrę, która na wskutek zaklęcia upadła na ziemię.
Starsza siostra spojrzała na mnie spod swoich długich, czarnych rzęs i zapytała:
— Co? Zabijesz mnie siostrzyczko?
— Jak mogłaś!? — wrzasnęłam czując przeogromny żal po stracie Syriusza. Gorzkie łzy paliły moje gardło, kiedy krzyczałam stojąc nad siostrą — Był Twoim kuzynem! Rodziną!
Bellatrix wstała lecz ja wciąż nie spuszczałam z niej swojej różdżki.
— Crucio! — wrzasnął ktoś za mną, celując ponownie w Bellę.
Był to Harry. Na widok jego gniewu po stracie Syriusza, ponownie poczułam chęć zamordowania swojej siostry.
— Musisz naprawdę tego chcieć Harry... — Zimny, przeszywający głos, odbił się echem po pomieszczeniu — Ona go zabiła. Zasłużyła na karę.
Voldemort.
Instynktownie stanęłam przed Harrym, chcąc osłonić go przed materializujący się przed nami Voldemortem.
Na widok swojego Pana, Bella zaśmiała się zwycięsko lecz jej uśmiech zniknął równie szybko co się pojawił.
— To nie roztropne przychodzić tu o tej porze, Tom. Aurorzy są już w drodze.
Z zielonych płomieni wyszedł Albus Dumbledore, na którego widok zarówno Voldemortowi, jak i Bellatrix zrzedły miny.
— Zanim się pojawią mnie już nie będzie — odparł spokojnie Czarny Pan — A ty, będziesz martwy.
W ułamku jednej sekundy ciemne pomieszczenie przeszła lawina zaklęć.
Rzuciłam się na Harry'ego, odpychając go z pola walki, lecz w tym samym momencie Bellatrix chwyciła mnie za włosy i siłą zaciągnęła do najbliższego kominka.
Nim zdążyłam zaprotestować, pochłonęły nas zielone płomienie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro