~ 24 ~
~ Ucieczka ~
Kroczyłam przez Ulicę Pokątną z Johnem u boku.
— Czego Ci jeszcze potrzeba, kochanie? — zapytałam syna.
— Książek i nowego kociołka.
— W takim razie chodźmy najpierw do księgarni.
— Mam nadzieję, że w tym roku przydzielą nam jakiegoś normalnego nauczyciela od Obrony Przed Czarną Magią. Profesor Lockhart ponoć postradał zmysły! — powiedział John chichocząc pod nosem.
Uśmiechnęłam się do syna i otwierając drzwi od księgarni moją uwagę przykuło ogłoszenie wiszące na ścianie.
Zerknęłam na nie kątem oka i zamarłam.
„ Czy widziałeś tego czarodzieja?"
Na plakacie widniała rozwścieczona twarz Syriusza.
— Na Merlina... — szepnęłam opierając się o najbliższą ścianę.
— Mamo, czy wszystko w porządku?
John podążył za moim wzrokiem a na jego twarzy pojawiła się dekoncentracja.
— Czy to wujek Syriusz?
Kiedyś opowiedziałam Johnowi, że jego wujek jest wspaniałym człowiekiem, który niesprawiedliwie trafił do Azkabanu.
— Tak, kochanie — odparłam ciężko — Właśnie uciekł z Azkabanu.
Ucieczka Syriusza wywołała wielkie zamieszanie. Jego portret wisiał na każdym rogu, mugoli ostrzegano o niebezpiecznym mordercy, który wyszedł na wolność, a Ministerstwo Magii aż drżało z wściekłości i lęku.
Siedziałam akurat w swoim biurze w Ministerstwie, kiedy otrzymałam list.
„ Szanowna Pani Crouch,
Proszę stawić się w Hogwarcie najszybciej jak to będzie możliwe.
Z poważaniem, Albus Dumbledore"
Serce zabiło mi mocniej.
Zapewne miało to związek z Johnem.
Czy coś mu się stało?
Nie pozwoliłam złym myślom zaprzątać sobie głowy.
Chwyciłam swoją torebkę po czym ruszyłam w stronę kominka.
Wzięłam w garść proszek Fiuu po czym w mgnieniu oka znalazłam się w gabinecie dyrektora Hogwartu.
— Witaj, Lysandro — powitał mnie Albus Dumbledore.
— Dzień dobry. Czy coś się stało Johnowi? Gdzie on teraz jest? — zapytałam szybko.
— Spokojnie. John jest cały i zdrowy — odetchnęłam z ulgą — Czeka na Ciebie gabinecie profesora od Obrony Przed Czarną Magią.
— Dobrze, dziękuje. Do zobaczenia — pożegnałam się z dyrektorem i szybko ruszyłam w stronę drzwi.
Przemierzając korytarze Hogwartu zastanawiałam się co takiego zrobił John, że wezwano mnie do szkoły.
Ubliżał komuś?
Obraził nowego profesora?
Wdał się z bójkę?
Nagle moje myśli przerwała głośna rozmowa za rogiem.
— Już nie mogę się doczekać aż wasz wielki przyjaciel wyleci z tej szkoły.
Rozpoznałam ten głos. To był Draco.
— Odwal się, Malfoy.
— Nie tak ostro, Potter.
Potter?
Wyszłam zza rogu i dostrzegłam Dracona w towarzystwie dwóch krępych chłopców, stojących na wprost chudego, ciemnowłosego chłopca.
— Na Merlina, wygląda jak James...
Poczułam jak robi mi się ciepło na sercu i łzy wzruszenia stanęły mi w oczach.
Szybko jednak przegonił je Draco.
— Ty i Twoi żałośni przyjaciele pożałujecie...
— Draco! — krzyknęłam podchodząc do siostrzeńca.
— Ciocia Lysandra? — zapytał zaskoczony chłopiec — Co Ty tutaj robisz?
— Jestem zniesmaczona Twoim zachowaniem — odparłam twardo posyłając mu karcące spojrzenie.
Draco zalał się rumieńcem i kiwnął głową na swoich kolegów i wymamrotał pod nosem:
— Chodźmy już.
Patrzyłam jak siostrzeniec i jego krępi koledzy znikają za rogiem po czym zwróciłam się do Harry'ego.
Przyjrzałam się mu uważnie, zwracając szczególną uwagę na jego oczy. Były takie same jak miała Lily.
— Miło mi Cię poznać, Harry — powiedziałam wyciągając dłoń ku chłopcu.
Harry uścisnął moją dłoń pytając:
— Skąd Pani mnie zna?
— Przyjaźniłam się z Twoimi rodzicami, a Ty wyglądasz zupełnie jak Twój tata.
Na wspomnienie rodziców Harry zmarszczył delikatnie brwi i rzekł:
— Bardzo miło mi Panią poznać.
— Harry!
Zza rogu wypadli rudowłosy, wysoki chłopiec oraz dziewczynka o bujnych, kręconych włosach.
— Gdzieś Ty się podziewał? Minęliśmy po drodze Malfoy'a... — zaczęła dziewczynka lecz zerknąwszy na mnie, przerwała.
— Na mnie już czas — oznajmiłam uśmiechając się do Harry'ego i jego przyjaciół.
— Dziękuję za pomoc — Rzekł Harry posyłając mi wdzięczny uśmiech.
— Ależ nie ma za co. Mój siostrzeniec potrafi być wyjątkowo irytujący.
Harry zrobił dwa kroki w tył chcąc dołączyć do swoich przyjaciół, gdy nagle dodałam:
— Miałeś wspaniałych rodziców. Byli cudownymi przyjaciółmi.
— Dziękuję — rzekł po czym pomachał mi na pożegnanie i ruszył za przyjaciółmi.
Wpatrywałam się przez chwilę w Harry'ego a uśmiech nie znikał z mojej twarzy.
Ruszyłam korytarzem i nim się spostrzegłam, stanęłam przed drzwiami klasy Obrony Przed Czarną Magią.
Wzięłam głęboki oddech po czym chwyciłam za klamkę.
W sali czekał na mnie John a obok niego stał tyłem do drzwi jakiś mężczyzna
— Dzień dobry, jestem mamą Johna... — zaczęłam niepewnie lecz nagle mężczyzna odwrócił się, a ja zamarłam.
— Witaj, Lysandro — powitał mnie poważnie mężczyzna.
— Remus... — szepnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro