~ 22 ~
~ 10 lat później ~
Od śmierci mojego ojca minęło dziesięć, długich lat.
Z każdym kolejnym rokiem traciłam nadzieję na powrót Remusa, na odzyskanie Andromedy oraz na znalezienie prawdziwego szczęścia.
Jedynym co mnie uszczęśliwiało był John. Z biegiem lat wyrósł na pięknego chłopca, który w każdym calu przypominał mi Remusa.
Kochałam go całym sercem!
Niestety niepokój ponownie wkradł się do serc naszych oraz wielu czarodziejów.
Krążyły plotki o powrocie Voldemorta.
Mój Mroczny Znak wciąż pozostawał wyblakły, toteż starałam się lekceważyć owe doniesienia, jednakże groza jaka zataiła się w moim sercu nie dawała mi spokoju.
Matka Barty'ego zaczęła coraz bardziej chorować, ja i John spędzaliśmy z nią wiele czasu spacerując wokół posiadłości Crouchów.
Moja matka często nas odwiedzała i zabierała Johna na Ulicę Pokątną na lody.
Odkąd Narcyza wyprowadziła się do Lucjusza, Bellatrix zamknięto w Azkabanie a ojciec zmarł, stałam się bardzo samotna.
Kilkakrotnie nawet wspomniałam o Andromedzie podczas rozmów z Panią Crouch.
Często odwiedzałam Narcyzę, ponieważ John, który za rok miał rozpocząć naukę w Hogwarcie, chciał dowiedzieć się od Draco jak najwięcej o szkole.
Sama również co wieczór rozmawiałam z Johnem o tym jak wygląda nauka w Hogwarcie. Opowiadałam mu o nauczycielach, o ruchomych schodach, ukrytych pomieszczenia oraz o tym jak piękne są błonia podczas zimy.
Wszystkich moich opowieści słuchał z szeroko otwartymi oczami, a mnie radowało się serce na myśl, że mój syn zazna niedługo pięknych lat w Hogwarcie.
Serce biło mi mocniej wracając do tamtych czasów. Były to najpiękniejsze wspomnienia mojego życia.
Wspominałam jak wspólnie z Nestą przesiadywałyśmy godzinami w bibliotece nad esejami z eliksirów, jak wraz z Lily spacerowałyśmy po Hogsmeade, przekomarzanki z Regulusem, długie rozmowy z Andromedą na wieży astronomicznej, niezliczone chwile w towarzystwie Huncwotów na błoniach oraz chwile z Remusem, które były dla mnie bezcenne.
Z przykrością uświadamiałam sobie, że ich wszystkich straciłam.
Westchnęłam głęboko po czym rzekłam:
— Koniec rozmów na dziś, kochanie. Czas iść spać.
John niechętnie przytaknął po czym gasząc lampkę na szafce nocnej, szepnął:
— Kocham Cię, mamo.
— Ja Ciebie też kocham. Dobranoc.
Powoli wchodzimy w końcowy etap owego opowiadania ☺️
Jak wam się podoba? Macie jakieś pomysły lub sugestię? Chętnie poczytam.
Dziękuje za wszystkie polubienia oraz komentarze. Są one niesamowicie motywujące! 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro