~ 14 ~
~ Dolina Godryka ~
— Lysandro! Dokąd idziesz? — krzyknęła za mną Narcyza.
Ruszyłam do drzwi, chcąc jak najszybciej dotrzeć do bramy, by móc deportować się do Doliny Godryka.
— Zatrzymaj się, Lysandro!
Słyszałam wołanie Lucjusz za moimi plecami, mimo to wybiegłam z domu i ruszyłam ku bramie.
Byłam coraz bliżej, gdy nagle usłyszałam krzyk Narcyzy:
— Lucjuszu, nie!
Sekundę później poczułam ból w plecach i osunęłam się na ziemię.
— Lyssie, obudź się.
Ktoś delikatnie gładził mnie po głowie.
Ostrożnie otworzyłam oczy i dostrzegłam zatroskaną Narcyzę.
— Co się stało? — zapytałam czując jak zaczyna doskwierać mi ból głowy.
— Lucjusz... — zaczęła Narcyza.
Nagle wszystko do mnie wróciło. Zerwałam się z łóżka po czym zapytałam:
— Która jest godzina?
— Już za późno.
Wbiłam w nią swoje spojrzenie, nie chcąc dopuścić do siebie strasznych wieści.
— Nie, nie... — jęknęłam i ruszyłam ku wyjściu.
— Zostań, proszę! — nalegała siostra obserwując jak kieruje się do bramy.
Nie zaszczyciwszy jej ani jednym spojrzeniem, wydostałam się z dworu Malfoy'ów po czym z towarzyszącym mi szarpnięciem w okolicy pępka – deportowałam się.
Znalazłam się w zalanej mrokiem alejce w Dolinie Godryka.
A to co zobaczyłam całkowicie mnie zdruzgotało.
Padłam na kolana i zakryłam twarz w dłoniach.
Załkałam głośno nie chcąc zaakceptować przerażającego faktu.
Dom Lily i Jamesa. Wyglądał niepozornie, lecz wybite szyby i mrugające światło były potwierdzeniem moich najgorszych obawów.
Pragnęłam ujrzeć Lily w oknie, albo Jamesa bawiącego się z Harrym.
Jedyne co zastałam to ciemność.
Już za późno...
Nie wiem jak długo klęczałam przed ich domem. Opłakując swoich przyjaciół i ich syna.
Oni odeszli... pozostawiając po sobie pustkę i wspaniałe wspomnienia.
— Nie, nie, nie, nie... — powtarzałam w kółko niczym w transie — To niemożliwe. Nie Lily i James, nie Harry.
Nagle usłyszałam dźwięk przypominający warkot silnika.
Podniosłam się na równe nogi i ukryłam się w jednej z pobliskich alejek.
To był Hagrid.
Przyleciał na motocyklu Syriusza.
Wielki mężczyzna zakrył dłonią usta po czym chlipiąc pod nosem wszedł do domu Potterów.
Wpatrywałam się w drzwi wejściowe, czekając na jego powrót.
Kilka minut później mężczyzna wyszedł z domu ściskając w ramionach małe zawiniątko.
To był Harry.
Hagrid wsiadł na motocykl po czym spojrzał ponownie na opustoszały dom i kręcąc głową z niedowierzania, wzniósł się wraz z Harrym ku niebu.
Wyszłam z ukrycia zerkając na znikający w chmurach motocykl i podeszłam do ogrodzenia domu, z bólem wpatrując się w puste okna.
— Tak mi przykro... — szepnęłam — Nie wierzę, że was już nie ma.
Poczułam jak za mną ktoś się materializuje.
Odwróciłam się i dostrzegłam Remusa, który tak samo jak ja, wpatrywał się w pusty dom, który do niedawna należał do naszych najbliższych przyjaciół.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro