Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 10 ~

~ Oszustwo ~


Tego dnia, wraz z Remusem wybraliśmy się nad jezioro by spędzić tam całą niedzielę.
Słońce wznoszące się nad horyzontem, oświetlało wodę na biało i zalewało wszystko migotliwym blaskiem. 

Osłaniałam ręką oczy przed światłem i kątem oka zerknęłam na Remusa.

Stanęła mi przed oczami ubiegła noc,  przypominam sobie jego palce błądzące po moim ciele, tak delikatnie, jakby  działo się to tylko w mojej wyobraźni.

Wylegiwaliśmy się na kocu, ciesząc się tym pięknym dniem, gdy nagle Remus oznajmił:

— Ścigajmy się — Podniósł się, strzepując piasek z szortów. Podał mi  dłoń i pomógł się podnieść, a uśmiech błąkał się po jego twarzy.

— W porządku — odpowiedziałam beztrosko — O ile jesteś gotów przełknąć całkowite upokorzenie.

Remus uniósł wysoko brwi z rozbawienia.

— A więc wydaje Ci się, że możesz mnie  pokonać?

— Jestem tego pewna, kochanie.

— To się jeszcze okaże — Remus przekrzywił głowę po czym wskazał palcem na jezioro — No to kto pierwszy  przy bojach?

— Chcesz się ścigać w jeziorze? Przy tamtych bojach jest zaledwie metr pięćdziesiąt głębokości.

— A co, boisz się? — zapytał, szczerząc zęby w uśmiechu.

Remus wyciągnął rękę i dwoma palcami  dotyknął mojego ramienia po czym rzekł:

— Wobec tego...start!

Wykrzyknąwszy ostatnie słowa, rzucił się do biegu. 

Minęły całe dwie sekundy, zanim  ruszyłam za nim, krzycząc: 

— To nie fair! Nie byłam gotowa!

I oboje ze śmiechem wpadliśmy do wody.

W przeciwieństwie do Remusa, miałam na sobie białą, zwiewną sukienkę, która utrudniała mi brodzenie w wodzie.

Biegliśmy po płyciźnie, po drobnych nierównościach dna, a muszelki chrzęszczały mi pod stopami. W pewnym momencie palec u nogi zaplątał mi się w gmatwaninę czerwono-fioletowych wodorostów i przewróciłam się, o mało nie lądując na twarzy. Już prawie dogoniłam Remusa, gdy ten schylił, chlapiąc mi wodą prosto w twarz.

— Ale z Ciebie oszust!

— Nie można oszukiwać, jeśli nie ma zasad! — wykrzyknął triumfalnie przez ramię.

— Nie ma zasad, powiadasz?

Byliśmy już w wodzie po łydki, więc również zaczęłam ochlapywać go wodą.

Remus odwrócił się i przeciągnął ręką po powierzchni wody, rozbryzgując ją w lśniący łuk.

Skręciłam tułów, by zrobić unik, i poślizgnąwszy się, wpadłam do wody po łokcie, mocząc całą sukienkę, a nagłe uderzenie zimna odebrało mi oddech.

Remus wciąż brnął naprzód, z odwróconą głową, z radosną twarzą, a jego śmiech rozbrzmiewał tak głośno, że niósł się echem aż do plaży.

Do boi zostało jeszcze kilka metrów, woda sięgała mi do kolan, potem do ud i do pasa, aż wreszcie oboje trochę biegliśmy, trochę płynęliśmy, gorączkowo machając rękami.

Śmiałam się do rozpuku i całą swoją uwagę skupiłam na czerwonych falujących bojach. Na zwycięstwie!

Niecały metr od celu, Remus ciągle prowadził, a moje przemoczone ubrania ciągnęły mnie w dół, jakbym miała kieszenie wypchane kamieniami, więc bez zastanowienia rzuciłam się do przodu, chwytając go i ciągnąc pod wodę.

Odbiłam się stopami od jego uda i uderzyłam w najbliższą boję.

Remus wynurzył się, parskając i kręcąc głową, kiedy ja wzniosłam ręce do góry w geście zwycięstwa!

— Wygrałam!

— Oszukiwałaś — stwierdził Remus, z trudem dochodząc do mety.

Podpłynęłam do niego i wtuliłam się w jego przemoczone ciało.

— Nie potrafisz przegrywać — szepnęłam muskając delikatnie ustami jego ucho.

Remus rozejrzał się po dzikiej plaży, chcąc upewnić się, że nie ma tam żadnego mugola po czym deportował nas z powrotem na koc.

— Łatwiej byłoby Ci gdybyś zdjęła tę sukienkę... — zaczął Remus lecz nagle urwał, a uśmiech zastygł na jego twarzy.

Spojrzałam na niego zastanawiając się co takiego zobaczył, gdy nagle zrozumiałam.

Mroczny Znak przebijał mi się pod mokrym materiałem jasnej sukienki.

— Co... — zaczął po czym znalazł się przy mnie i odsłonił moje przedramię.

— Nie wierzę... — Szepnął, a mi w tamtym momencie pękło serce widząc zawód i łzy w jego oczach.

— Pozwól mi to wyjaśnić! — zaczęłam błagalnie — To nie jest...

Mroczny Znak!? W takim razie co to jest?

Remus chwycił się za głowę, nerwowo mrugając oczami.

— Jak mogłaś? Jak długo to przede mną ukrywasz? To dlatego opuszczałaś spotkania Zakonu? Już wiem gdzie znikałaś wieczorami. Boże, Lys? Masz coś wspólnego z tymi morderstwami?

— Wysłuchaj mnie! — krzyknęłam czując jak na moją twarz wpływają pierwsze łzy.

— Ufałem Ci, wszyscy Ci ufaliśmy! A Ty podstępem dostałaś się do Zakonu. Wykorzystałaś mnie!

— Remus... — szlochałam patrząc jak mój ukochany popada w skrajną wściekłość.
Nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć.

— Jak mogłaś mi to zrobić? Po tym wszystkim co razem przeżyliśmy. Więzy rodzinne są jednak silniejszy niż prawdziwa miłość.

— Nie! Wcale, że nie! Kocham Cię!

— Dosyć tych kłamstw —przerwał mi natychmiast. Zakrył dłońmi swoją twarz po czym gorzko zapłakał.

— Remus... — ponownie podjęłam próbę rozmowy lecz on znowu mi przerwał:

— Nic już nie mów! — przyjrzał mi się uważnie, jakby chciał zapamiętać każdy cal mojej twarzy po czym rzekł — Żegnaj, Lysandro.

I zniknął. Deportował się, zostawiajac mnie zdruzgotaną na środku opustoszałej plaży.

Padłam na kolana ściskając ciepły piasek w dłoniach.

Powoli zaczęło docierać do mnie co się właśnie wydarzyło. A wraz z tym czułam pustkę ogarniającą moje serce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro