~ 1 ~
~ Nowy Początek ~
Stałam samotnie w małym, jasnym pomieszczeniu, czując jak powoli dopada mnie stres.
Niecierpliwie przygładzałam włosy, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze.
— Lyssie?
Do pomieszczenia weszła Andromeda, ubrana w piękną, błękitną suknie.
— Jesteś gotowa? Wszyscy już czekają.
Ponownie zerknęłam w lustro, czując jak serce podchodzi mi do gardła.
— Wyglądasz przepięknie, siostrzyczko — oznajmiła moja siostra poprawiając welon, który swobodnie opadał na moich długich, ciemnych włosach.
Przybrałam na twarz wymuszony uśmiech i ruszyłam za Andromedą ku drzwiom, gdzie czekał nasz ojciec.
Na mój widok uśmiechnął się promiennie i chwyciwszy mnie pod ramię, stanęliśmy przed wielkimi, drewnianymi drzwiami.
— Jestem z Ciebie taki dumny, córeczko — Oznajmił Cygnus Black.
Poczułam jak samotna łza zakręciła mi się w oku.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, ponieważ w tym momencie dobiegła do nas głośna muzyka.
Drzwi stanęły otworem a my ruszyliśmy przed siebie wolnym krokiem.
Tren mojej sukni ciągnął się za nami kiedy wspólnie kroczyliśmy wśród zebranych gości.
Dookoła widziałam roześmiane i radosne twarze posyłające ku mnie szczere uśmiechy.
Podniosłam wzrok na ołtarz i wtedy go dostrzegłam.
W ułamku sekundy cały mój stres wyparował.
Remus stał przy ołtarzu przyglądając mi się z wyraźnym błyskiem w oku. W tamtym momencie zapragnęłam znaleźć się przy nim jak najszybciej.
Ojciec pozostawił mnie przed moim ukochanym po czym posyłając nam promienny uśmiech, oddalił się, by zająć miejsce u boku matki.
— Wyglądasz przepięknie — szepnął do mnie Remus, chwytając moją dłoń.
Niski czarodziej podszedł do nas, a cała sala powstała kiedy przemówił:
— Zebraliśmy się tutaj, by połączyć te dwie, piękne dusze...
Nie słyszałam jego dalszych słów.
Kompletnie zatonęłam w oczach Remusa, w których dostrzegłam łzy wzruszenia.
— Czy Ty... — zaczął niski czarodziej zwracając się do Remusa — Remusie Johnie Lupinie, bierzesz tę oto kobietę za żonę?
— Tak — Odparł bez cienia zawahania.
— A czy Ty... — Tu czarodziej zwrócił się do mnie — Lysandro Elladoro Black, bierzesz tego oto mężczyznę za męża?
Uśmiechnęłam się do Remusa chcąc odpowiedzieć szczere „tak", lecz nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
Poczułam gulę w gardle.
Zebrani goście przypatrywali się nam w ciszy i skupieniu, kiedy ja nie byłam w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa.
— Lysandro? — zapytał niepewnie Remus chwytając mocniej moje dłonie — Odpowiedz proszę.
— Panienko Black? — zapytał niski czarodziej udzielający nam sakramentu małżeńskiego.
Panicznie spojrzałam na ukochanego, wciąż nie mogłąc wydobyć z siebie ani jednego słowa.
— Lysandro?
Nagle usłyszałam głos dobiegający z tłumu. Moja matka powstała ze swojego miejsca, idąc ku nam z zasmuconą miną.
— Lysandro?
Lysandro. Lysandro. Lysandro.
Moje imię odbijało się od ścian pomieszczenia, niczym echo, kiedy nagle otworzyłam oczy, gwałtownie się przy tym podnosząc.
— Lysandro? — zapytała Druella Black, która siedziała przy moim łóżku — Jak się czujesz?
To był tylko sen...
A ja wciąż znajdowałam się w rodzinnym domu, czując jak zalewa mnie fala rozpaczy.
Pragnęłam aby ten sen powrócił, pragnęłam ponownie się w nim pogrążyć!
Lecz zamiast tego, czekały mnie ciężkie chwile, którym musiałam sprostać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro