Rozdział 16
Jeongguk pov.
- Ty tak poważnie czy sobie jaja robisz?
- Pytam poważnie. Kim jesteś?
- Poważnie? Naprawdę mnie nie pamiętasz? - wszedłem do windy. Kliknąłem odpowiedni przycisk i winda ruszyła.
- A powinienem? Jakoś mi się nie przypominasz. To jak masz na imię?
- Jeongguk... - przez chwilę Park się nie odzywał. Myślałem, że coś sobie przypomni.
- Ładnie. A my się w ogóle jakoś znamy?
- Znamy - gdy winda się zatrzymała, popchnąłem wózek inwalidzki i zacząłem szukać pokoju z numerem dwadzieścia siedem. - Wiesz... Jesteśmy razem.
- Razem? To ja jestem gejem? Czego ja się dowiaduję... - odnalazłem pokój i w tym samym momencie akurat przyszła pielęgniarka.
- Bardzo dziękuję, ale teraz proszę, aby pan nie wchodził. Muszę się zająć pacjentem. Może pan wejść za jakieś dziesięć minut - dziewczyna chwyciła za rączki wózka i weszła z nim do pokoju. Zamknęła drzwi.
- W porządku... - mój własny chłopak mnie nie pamięta. Postanowiłem porozmawiać z jego lekarzem.
Po kilku minutach szukania gabinetu wspomnianej osoby w końcu go odnalazłem. Stanąłem przed drzwiami i zapukałem. Usłyszałem ciche 'proszę'. Wszedłem.
- Dzień dobry. Pan jest lekarzem Park Jimina?
- Dzień dobry. Tak, proszę usiąść
O co chodzi? - usiadłem jak kazał.
- Szedłem z nim do jego pokoju, ale zapytał kim jestem i nic sobie nie przypominał.
- Są to chwilowe przejścia, za niedługo wróci mu pamięć. Mocno oberwał w głowę.
- Naprawdę?
- Tak. Może to potrwać tydzień, dwa. Niech się pan cieszy, że nie dostał na tyle mocno, żeby umrzeć, bo była by taka możliwość.
- Dzięki Bogu - wypuściłem głośno powietrze. - A długo będzie tu siedział?
- Na pewno kilka dni. Musimy jeszcze porobić mu badania, a nie będziemy ich robić wszystkich od razu.
- Dobrze, rozumiem.
- O coś jeszcze chciałby pan spytać?
- Nie. Bardzo dziękuję - wstałem, ukłoniłem się lekko. - Do widzenia - wyszedłem z gabinetu i od razu skierowałem się do pokoju, w którym leżał Jimin.
Gdy szedłem już korytarzem na trzecim piętrze, ujrzałem jego ojca i tych chłopaków z włamania. Pan Jihwan bodajże chciał im coś przekazać, bo rozglądał się na boki. Stanąłem szybko za ścianą i ich obserwowałem.
Tak jak mówiłem. Facet wyciągnął z kieszeni marynarki grubą kopertę. No co innego mogło w niej być, jak nie pieniądze. Po krótkim dialogu wszyscy się rozeszli. Starszy Park już miał wchodzić do pokoju jego syna, gdy go zatrzymałem.
- Panie Jihwan! - wybiegłem zza ściany i stanąłem przed nim.
- A co ty tu robisz?
- Do Jimina przyszedłem. Cholera, co to miało znaczyć? Pan im dawał kasę?!
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. Myślisz, że nic nie wiem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro