Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35


Pov Harry.

Minął już ponad tydzień od wyjazdu Ilithyii, a ona przez ten cały czas nie odezwała się do mnie ani słowem. Jedyne dobre jest to, że nie skontaktowała się także z Ethan'em. Przynajmniej jego nie faworyzuje. A to już jest połowa sukcesu.

- Napijesz się - przychodzi do mnie Ethan z butelką. Ostatni praktycznie ciągle piję. Co nie jest do niego podobne ani odpowiednie. Mój brat powinien bardziej na siebie uważać.

- Daj, ale ty się napij soku lub herbaty. Wystarczająco już mamy zmartwień, nie potrzeba byśmy musieli jeszcze jeździć po lekarzach - zabieram mu butelkę. - Ja sam cię czuję jakbym zaraz miał dostać zawału.

- Myślę, że tym razem wybierze ciebie - mówi i siada na fotelu. Ja znajduje się na kanapie, obaj siedzimy w salonie. - Tyle czasu razem spędziliście i pewnie zauważyła, że akceptujesz Toby'ego. Stracę ją i mojego synka, ale jeśli ma być dzięki temu szczęśliwa to nie będę się sprzeciwiał. Proszę tylko byś nie utrudniał mi kontaktu z Tobym, możesz nie wierzyć, ale mi naprawdę na nim zależy.

- Co ty jest teraz z Jasonem, a on na pewno robi wszystko byleby tylko przekonać ją by mnie raz na zawsze zostawiła. A jak się już tak stanie to ja przysiegam, że przestanę ją zmuszać by dla mnie pracowała. Zrezygnuje z niej chociaż już pewnie nigdy nikogo tak nie pokocham jak jej - otwieram butelkę z jakimś alkoholem i piję prosto z niej. Kurwa cierpię, ale ileż można walczyć z własnym bratem. Poza tym ja także pragnę by Ilithyia nie cierpiała.

- Teraz dobrze widać, że obaj ją prawdziwie kochamy. Los jest jednak okrutny - niestety. Byłbym w stanie oddać dosłownie wszystko byleby tylko być z Ilithyią i nie sprawiać tym samym przykrości Ethan'owi. Oczywiście wiem, że ta sytuacja jest też z mojej winy, bo gdybym wcześniej nie próbował go uszczęśliwiać na siłę to nie byłoby żadnego problemu.

***
- Harry obudź się do cholery! - ze snu wyrywa mnie potrząsanie ramieniem i podniesiony głos Nialla. Kurwa, czemu on nie daje mi spać? - Ilithyii nie ma, Brandona ma wolne, a ty także nic nie robisz. Sam nie dam rady tym wszystkim zarządzać.

- Poradzisz sobie. Ja i tak nie ma teraz do niczego głowy. Wystarczy, że utrzymamy interesy na takim poziomie jakie obecnie są.

- Harry trzeba załatwić sprawę postrzału Ilithyii. Ten który to zlecił musi ponieść konsekwencje, bo inaczej może kolejny raz się na coś takiego poważyć.

No i od razu się rozbudzam. Przez to wszystko co ostatnio miało miejsce w ogóle o tym zapomniałem. A przecież takiej sprawie nie można pozostawić samej sobie. Następnym razem ktoś sprawniejszy może dostać podobne zlecenie i wydarzy się prawdziwa tragedia.

- Masz rację, ten który jest winien cierpienia Ilithyii za wszystko zapłaci i to z nawiązką _mówię o wstaje z łóżka.

Czas działać.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro