Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22


Pov Ilithyia

- Nie podoba mi się to, że znowu zostawiam moje dziecko same - obiecałam sobie, że nie będę ciągle podrzucać komuś Toby'ego. Chcę by wiedział, że to ja jestem jego mamą, a nie szukał kogoś kto zajmuje się nim więcej niż ja.

- Przecież został z Brandon'em nie przesadzaj. Poza tym on jest taki mały, że wszystko jedno kto się nim zajmuje i tak niczego nie rozumie - w ogóle się z nim nie zgadzam. Toby doskonale zdaje sobie sprawę z tego kto jest kim. Łatwo też rozpoznaje to kto ma względem niego dobre intencje.

- Możesz nie wierzyć, ale ja lubię się nim opiekować.

- A wiesz, że to do ciebie w ogóle nie podobne - ja nie wiem czy on czerpie przyjemność z robienia ze mnie potwora. Zupełnie tak jakby był ode mnie lepszy. A wcale tak nie jest.

Opieram głowę o szybę. Nie mam pojęcia gdzie on mnie wiezie. Jak zwykle jest bardzo tajemniczy.

- Pomyślałem sobie, że może byśmy gdzieś wysłali Brandona albo jakąś opiekunkę razem z tym dzieckiem. On miałaby dobrą opiekę, a ty więcej czasu dla siebie. Oczywiście czasem byś go odwiedzała.

Spoglądam na niego zaskoczonym wzrokiem, jak on może ode mnie wymagać tego bym wysłała gdzieś swojego kilku tygodniowego synka i odwiedzała go od święta. Tak postępują tylko najgorsze matki. I ja do nich nie należę.

- Możesz wysłać Toby'ego daleko, ale pamiętaj, że ja pojadę z nim. Jeśli już tak bardzo chcesz bym z tobą była to musisz zaakceptować mojego syna. Nie ma innej opcji.

- To nie ty stawiasz tu warunki! - odpowiada mi podnosząc głos.

- Po coś chyba do jasnej cholery mnie ściągnąłeś do siebie. Dostaniesz co tylko chcesz, ale ja też muszę coś z tego mieć
Nie żądam wiele, a jedynie tego by móc być z moim dzieckiem. A Toby nie jest dla ciebie zupełnie obcą osobą. Jesteś jego wujkiem.

- Weź mi nawet o tym nie przypominaj! Już wolałabym byś miała to dziecko z kimkolwiek niż mój brat. Zapomnij, że ktoś taki jak Ethan w ogóle istnieje.

Zatrzymuje samochód przed halą, w której dokonuje się ważniejszych transakcji. Nie zorientowałam się, że tu jedziemy, bo wybrał inną drogę. Dłuższą.

- Bądź pewna siebie, bo przedstawię cię jako moją kobietę - przewracam oczami na jego słowa. Nawet bez niego znam swoją wartość.

Chwyta mnie za rękę i prowadzi prosto do tego magazynu. Dostrzegam tam kilku mężczyzn, dwóch z czterech poznaje. Interesy z nimi zawsze wychodziły nam na dobre. A o reszcie nie mam pojęcia. Musieli się pojawić wtedy gdy mieszkałam z Jasonem.

- Przyprowadziłeś nam zabaweczkę - odzywa się brunet z kilkoma siwymi włosami. Sądzę, że jest przed pięćdziesiątką. Nie znam go, a on także i mnie.

- Wybacz Ilithyio jeśli poczułaś się dotknięta - komunikuje do mnie Josh. Trzydziestolatek, z którym nie raz współpracowałam. I zawsze wszystko szło po mojej myśli.

- Słyszałam już gorsze rzeczy pod moim adresem. Przejdźmy jednak do konkretów, bo chcę wiedzieć po co tu przyjechałam.

Do zwykle przeżutu by mnie tu Harry nie fatygował. Musi chodzić o coś ważniejszego.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro