Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Novice


a/n: ten ficzek jest najlepszym przykładem wyrwania się fabuły spod kontroli ^^"  a właściwie dramy. 

____________



Wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze przez nos, chcąc nieco uspokoić oddech po krótkim, choć intensywnym biegu.
Rozejrzał się szybko w obie strony długiej alei, dzięki czemu ponownie dostrzegł w tłumie swój cel, który śledził już od dłuższego czasu.
Zrobił krok w tył, by nie wychylać za bardzo swojej sylwetki i ukryć się w cieniu między dwoma niewysokimi budynkami, skąd obserwował grupkę mężczyzn przemierzających od jakiegoś czasu zatłoczone centrum miasta.

A niczego nieświadomi mężczyźni zadowoleni ze swojego towarzystwa śmiali się głośno i przepychali między ludźmi, kompletnie nie zwracając na nich uwagi. Niedawno opuścili jeden z bardziej popularnych barów w mieście, wychodząc z niego już lekko podchmieleni - co w znacznym stopniu działało na korzyść asasyna.

Powoli zaczęli się oddalać, znikając mu z pola widzenia, więc naciągnął bardziej swój szary kaptur na głowę i nie chcąc ich zgubić wyszedł z ukrycia od razu wtapiając się w tłum.
Wsadził dłonie do kieszeni bluzy udając zwykłego przechodnia, który jak wielu innych po prostu przemierzał w samotności miasto.
Ani na chwilę nie spuszczał wzroku z mężczyzn, od których starał się utrzymać odpowiedni odstęp, by nie zwrócić na siebie ich uwagi. Swobodnie przechodził między różnymi grupkami ludzi, zręcznie wszystkich wymijając. Każdy był zajęty sobą, co sprytnie wykorzystywał lawirując między nimi, a nawet raz na jakiś czas podszywając się pod towarzysza jakiejś paczki znajomych, jeśli wymagała tego sytuacja.

Z każdym krokiem coraz bardziej oddalali się od głównego deptaku, najczęściej uczęszczanej części miasta, w której mimo późnej godziny tętniło życie, za sprawą wszelakich nocnych klubów i innych dostępnych lokali. Ku uciesze asasyna, który mógł bez przeszkód podążać za obiektem swojej dzisiejszej misji, nie musząc obawiać się nagłego wykrycia. 

W końcu mężczyźni skręcili w mniej uczęszczaną uliczkę, gdzie znajdowały się te rzadziej odwiedzane przez większość mieszkańców miejsca.
O tej porze kręciło się tam na tyle nieciekawe towarzystwo, że tylko szaleniec, albo ktoś umiejący poruszać się po tym obszarze był w stanie podjąć ryzyko i udać się w te rejony. 

Asasyn odczekał chwilę opierając się nonszalancko barkiem o zimną ścianę jakiegoś budynku, by nie dać się zauważyć przez zbyt bliską odległość i również skręcił za nimi w bramę, niemal natychmiast odnajdując ich wzrokiem. Nie wiedział co planowali mężczyźni, ale dopóki byli w większej grupie nie mógł zaatakować.
Miał zlecenie tylko na jednego z nich i tylko jego śmierć interesowała Radę. Dlatego cierpliwie czekał na odpowiedni moment, aż się rozdzielą i wtedy z łatwością wyeliminuje cel.

I wszystko szło w dobrym kierunku, dopóki los nie przestał uśmiechać się do szatyna.
Szczęście nigdy nie trwało zbyt długo, a obecne zadanie najwyraźniej nie chciało być tak szybko wykonane.
Podążającemu za swoim celem asasynowi odcięła drogę jakaś inna grupka pijanych ludzi, która dopiero co opuściła jedną ze spelun - bo tylko tak można było określi lokale, które się tam znajdowały - a właściwie została stamtąd wyrzucona, co wyraźnie im się nie podobało.
Podburzeni mężczyźni tylko szukali jakiejś okazji do zaczepki i bijatyki.
I choć asasyn nie rzucał się w oczy dzięki ciemnoszarym ubraniom i spokojnym ruchom, to jednak w tej chwili nie miało najmniejszego znaczenia, bo liczył się sam fakt, że chciał tamtędy przejść.

— Hej! Ty! Ty w kapturze! – wydarł się jeden z nich, a kiedy nie uzyskał żaden reakcji ze strony zakapturzonego mężczyzny, pozostali dołączyli do pokrzykiwania i otaczania szatyna.
Podbiegli do cichego zabójcy odgradzając mu już z każdej strony przejście, nie mając bladego pojęcia o konsekwencjach swojej głupoty. Mógłby z łatwością każdego z osobna powalić i zabić jednym ciosem, nie widząc trudności w konfrontacji z czterema ledwo stojącymi chłystkami, ale mimo wszystko kodeks zabraniał mu odbierania życia niewinnym. Nawet jeśli byli bandą pijanych awanturników.
Niestety prowokatorzy zrobili na tyle duże zamieszanie, że jeden ze ściganych przez asasyna mężczyzn zaciekawiony zaczął przyglądać się zbliżającej walce. Jednocześnie przyjrzał się uważniej zakapturzonemu mężczyźnie i coś musiało zdradzić asasyna, bowiem szybko odwrócił się do swoich towarzyszy i na jego oczach zaczęli mu uciekać.

Zabójca przeklął pod nosem zirytowany takim obrotem sprawy, ale w tym wypadku nie miał innego wyjścia. Z niezwykłą zwinnością uniknął ciosu wymierzonego prosto w jego twarz przez jednego z nieszczęsnych imprezowiczów i szybko przytknął mu dłoń do szczęki wywracając go na plecy. I nie dając mu się podnieść - kopnął go na tyle mocno, by ogłuszyć pierwszego z oprychów.
Reszta widząc swojego powalonego towarzysza również przystąpiła do ataku, ale nie byli tak szybcy i wyszkoleni jak on.
Nawet się nie zasapał podczas kolejnych uników i skutecznych ciosów prosto w splot, które natychmiast pozbawiały oddechu. Co prawda walka nie była równa, w końcu trzech na jednego nie było zbyt honorowe, przez co parę razy oberwał od któregoś z nich, ale dla niego to nie był pierwszy i z pewnością nie ostatni raz.
Bądź co bądź, poradził sobie z nimi i chętnie pobawiłby się znacznie dłużej, gdyby nie właśnie uciekająca mu ofiara.
A tak to z przyjemnością pomęczyłby ich bardziej niż te kilka uderzeń w brzuch, żuchwę, bądź przekierowanie ich własnej siły rozpędu, by przywalili z impetem o ścianę jakiegoś budynku.
I tak w przeciągu paru chwil żaden z nich nie był w stanie dalej się odgrażać, więc nie zamierzał poświęcać im więcej czasu.

Czym prędzej rzucił się w pościg, zostawiając za sobą powalonych i obolałych mężczyzn.
Jego cel zdążył oddalić się już na tyle, by stracił go z oczu, ale na szczęście nie miał stamtąd za wiele dróg ucieczki. Niemniej jednak szatyn musiał jak najszybciej go namierzyć nim jakimś cudem udałoby mu się przepaść na dobre i ukryć gdzieś przed jego ostrzem.

Wykorzystał swój rozpęd, by bez żadnych przeszkód wskoczyć na pobliski kontener ze śmieciami, a następnie móc dosięgnąć metalowej rury przyczepionej do budynku i złapać się jej. Bez żadnych trudności podciągnął się na rękach, łapiąc się kolejnego elementu infrastruktury budynku, aż dotarł do jego krawędzi i równie zwinnie znalazł się na samym szczycie.

Będąc na górze przebiegł po lekko stromej nawierzchni na drugą stronę budynku, skąd mógł rozejrzeć się za uciekinierami. Namierzenie ich nie zajęło mu dużo czasu, dostrzegł ich przepychających się między nic nieznaczącymi ludźmi, tylko zwracając tym na siebie większą uwagę.
Asasyn prychnął pod nosem nie widząc w tym żadnego wyzwania.
Przebiegł cały dach omijając kominy oraz klimatyzatory, aż nabrał wystarczającego rozpędu, by móc przeskoczyć na następny.

Odbił się mocno od metalowego zakończenia dachu i wykonał szybkie salto w powietrzu, zanim wylądował na kolejnym dachu prosto na nogi, po czym wyuczony jak bezpiecznie upadać - przeniósł ciężar ciała na ręce i zrobił przewrót przez bark, by nie zrobić sobie kontuzji podczas lądowania.
Nie mógł sobie już pozwolić na jakikolwiek inny błąd, który mógłby doprowadzić do niepowodzenia misji.
Przeniósł z powrotem wzrok na ulicę i zmarszczył brwi widząc, że grupa w tym czasie postanowiła się rozdzielić, by go zmylić. Nie miał czasu do stracenia, musiał jak najszybciej odnaleźć w tłumie tego mężczyznę, którego miał za zadanie zlikwidować.

Biegł dalej, przeskakując z jednego nieczynnego komina na drugi, a następnie wystrzelił strzałkę z liną - przyczepioną do jego lewej ręki - której jeden koniec zaczepił o równoległy budynek znajdujący się po drugiej stronie ulicy, a drugi o wytrzymały element dachu. Złapał się odpowiednio liny, używając do tego specjalnego haka i rozpędzony zjechał po niej w kierunku strzałki.
Był na tyle wysoko, że nikt nie miał prawa go zauważyć, a dzięki temu bez przeszkód zeskoczył na szczyt pobliskiego budynku.
Z tej perspektywy miał lepszy widok na ulicę i szybciej namierzył swoją ofiarę.
Bez wytchnienia ścigał dwójkę mężczyzn, rozpoznając w jednym z nich tego konkretnego.

I z tego co zdążył zauważyć wreszcie użyli mózgu i postanowili przestać biec jak kurczaki bez głowy, wywracając tym tylko ludzi i niepotrzebnie ściągając na siebie spojrzenia wszystkich dookoła. Jeszcze przez chwilę rozglądali się nerwowo na różne strony, lecz uznając, że zgubili zabójcę - skręcili w jakiś boczny zaułek, by odpocząć po biegu.

I nie mogli zrobić nic bardziej wspaniałego.

Asasyn miał ich już na wyciągnięcie ręki, bowiem znajdowali się dokładnie między dwoma budynkami, które on właśnie miał zamiar przeskoczyć.
Szybko zmienił swoje plany, a po oszacowaniu odległości między nim a celem, musiał nieco zmniejszyć wysokość, na której się znajdował. Wykorzystał do tego schody przeciwpożarowe, a gdy już był gotowy do skoku, wysunął ze swojego nadgarstka ukryte ostrze i z uśmiechem na ustach zeskoczył na kark swojej ofiary. Powalił go, od razu wbijając mu ostrze prosto w szyję, przebijając się na wylot i z przyjemnością odbierając mu ostatnie tchnienie.

Mężczyzna dosłownie chwilę przed śmiercią kaszlnął krwią, a później nie był już nawet świadomym drgania swoich kończyn.

Misja została wykonana, ale szatyn nie mógł zapomnieć o naocznym świadku, który wciąż przerażony wpatrywał się na zmianę w zwłoki swojego towarzysza i w asasyna.
Widząc, że zakapturzony powoli zaczął zbliżać się w jego stronę, wyjął zza pasa nóż myśliwski i zaczął wymachiwać nim bez sensu na wszystkie strony, jakby to miało odstraszyć mordercę.

— Zapłacisz za to!! – wydarł się mężczyzna – To nic nie zmienia i tak osiągniemy nasz cel!! Wy szczury! Chowacie cię po kątach, umiecie tylko-

Nie dał mu dokończyć jego nieistotnej gadki, od razu przystępując do ataku, na co mężczyzna zareagował nieprzemyślanym ruchem - próbując dźgnąć go w brzuch. Jego ręka została natychmiast zablokowana przedramieniem i prawą dłonią na barku. Nim się spostrzegł asasyn wykręcił mu ją boleśnie do tyłu i pociągnął do góry tak, by nie mógł utrzymać broni w dłoni. A jego sylwetka automatycznie się pochyliła uniemożliwiając mu jakiekolwiek próby wydostania się z blokady.
Asasyn nie próżnował i od razu przebił mu ukrytym ostrzem gardło, po czym puścił bezwładne ciało na ziemię.

Schował oba ostrza i westchnął patrząc przez chwilę na nieboszczyków.
Teraz została mu już tylko jedna rzecz do zrobienia i mógł zapomnieć, że ci ludzie kiedykolwiek stąpali po tej ziemi. Wyjął z osobnej kieszonki przyczepionej do pasa białe pióro i podszedł do pierwszego zabitego ciała. Ukucnął obok niego i przyłożył pióro do jego szyi, z której wciąż ciekła krew. Biel pióra natychmiast została zastąpiona czerwienią, która jak zwykle go zachwycała.

W momencie gdy chował dowód morderstwa z powrotem do kieszonki, usłyszał dźwięk charakterystyczny dla  otwieranych drzwi, gdzie od razu powiódł wzrokiem.

I nie pomylił się.

W drzwiach, które prawdopodobnie prowadziły do zaplecza jakiejś restauracji, stanął kelner z trzymanym w ręku workiem na śmieci. Przez chwilę patrzyli na siebie zaskoczeni, zanim chłopak w uniformie ogarnął na co tak naprawdę patrzył. A kiedy wreszcie dotarło do niego, że był świadkiem morderstwa - z krzykiem na ustach zatrzasnął metalowe drzwi, a asasyn musiał czym prędzej uciekać.

W błyskawicznym tempie wybiegł z zaułku od razu wbiegając między ludzi na ulicę. Pospiesznie zdjął z siebie bluzę, która mogła mieć na sobie plamy krwi i tylko niepotrzebnie pomogłaby w jego szybszym namierzeniu.
Bieg płynnie zamienił w trucht, a później starał się tylko nie iść zbyt szybko, by nie przyciągać uwagi, a jednak jak najszybciej się ulotnić.

Mimo nerwów starał się opanować swoje emocje i powstrzymać chęć odwrócenia się. Przeczesał jedynie włosy dłonią na końcu nieco je roztrzepując, dając upust swojemu rozdrażnieniu.
Szybko wyjął z kieszeni spodni czarną maskę i od razu zakrył nią połowę swojej twarzy, by ukryć ewentualne ślady po walce.
Upewnił się ostatni raz, że wyglądem nie wzbudzał żadnych podejrzeć i bez zatrzymywania się wybrał najkrótszą drogę do biura.

Wiedział, że kelner już z pewnością powiadomił policję i to była tylko kwestia czasu, aż przyjadą na miejsce zbrodni i zaczną śledztwo. Jednak jego już tam nie będzie i niczego nie znajdą.
Już o to nie musiał się martwić.

Niepozornie przemieszczał się po mieście, coraz bardziej opuszczając samo centrum i kierując się już w stronę konkretnej dzielnicy. Przy jego żwawym chodzie nie zajęło mu to długo, tym bardziej że przemieszczał się wszystkimi możliwymi skrótami. Dlatego też dość szybko znalazł się w bezpiecznym dla siebie obszarze, a tam mógł już spokojnie odsapnąć.
Z każdym krokiem był coraz bliżej ostatniego miejsca, które musiał odwiedzić.

Jak zawsze obszedł drugi od ulicy blok mieszkalny, udając się bezpośrednio na jego tyły. Następnie podszedł do metalowych, brzydkich, gdzieniegdzie zardzewiałych drzwi z wyblakłym napisem "wstęp wzbroniony" - nie będąc nawet zdziwionym, że wciąż były otwarte.

Bezszelestnie dostał się do środka i równie cicho zamknął za sobą owe drzwi.
W pierwszym, niewielkim pomieszczeniu panowała ciemność, nie licząc wąskiej stróżki światła, która wydobywała się z następnej izby. I to właśnie tam zaczął się kierować szatyn, a będąc już w zasięgu kolejnych drzwi - złapał ostrożnie za klamkę i powoli otworzył je szerzej, mrużąc nieznacznie oczy, by przyzwyczaiły się do wszechobecnej jasności.

Dopiero wtedy dostrzegł mężczyznę stojącego, a właściwie pochylającego się nad biurkiem, na którym leżały jakieś papiery. Na ten widok nie potrafił powstrzymać uśmieszku, który przyozdobił jego ukryte pod materiałem wargi. Jednocześnie wpadł na strasznie głupi pomysł, który bez przemyślenia wcielił w życie.

Podszedł bliżej do wciąż stojącego do niego plecami mężczyzny i zaszedł go od tyłu najciszej jak tylko potrafił, naraz wysuwając ukryte ostrze i przykładając mu je do gardła.
Wyczuł jak brunet spiął się odrobinę i zastygł w bezruchu, kiedy jego ręka właśnie sięgała po jakiś przedmiot leżący na biurku.
Żaden z nich się nie odezwał, a szatyn tylko czekał na jakąś reakcję ze strony drugiego mężczyzny, uważając w tym samym czasie, by nie dociskać za bardzo ostrza do jego grdyki.

— Tylko spróbuj... – odezwał się w końcu brunet, na co drugi uśmiechnął się zwycięsko. – ...nowicjuszu.

Jego uśmiech natychmiast zamienił się w pełen niezadowolenia grymas i uniósł oczy ku górze, które notabene jako jedyne były widoczne z powodu wciąż niezdjętej maski, słysząc już chyba tysięczny raz to irytujące określenie.

— Skąd wiesz, że to ja? – zapytał, odsuwając ostrze od jego gardła, lecz nie dając niższemu przestrzeni. Wręcz przeciwnie, przycisnął swój tors do jego pleców i objął go lewym ramieniem wokół talii, przysuwając jeszcze bliżej. – I nie jestem już nowicjuszem.

— To przestań się tak zachowywać. – warknął mężczyzna, załamany drugim asasynem. – I masz mnie za jakiegoś idiotę? Słyszałem cię, Jeon.  Poza tym tylko ty mogłeś wpaść na coś takiego.

Szatyn puścił jego słowa mimo uszu i oparł brodę na jego ramieniu przyglądając się rozłożonym na całym blacie papierom, które jak teraz zauważył były mapami różnych odcinków miasta. 
Nakreślone były na nich mniejsze i większe strzałki oraz czarne okręgi wyznaczające kolejny cel jakiejś misji. 

Jeon od zawsze podziwiał pracę Mina w biurze. Jako przywódca biura asasynów odwalał naprawdę solidny kawał roboty. Może nie biegał z ukrytym ostrzem jak Jungkook i wielu innych asasynów, narażając tym swoje życie dla dobra bractwa, ale gdyby nie on żadna z misji w tym mieście, by się nie odbyła. Jako jeden z rafików musiał posiadać wszystkie najważniejsze informacje o ich przeciwnikach, o ich miejscu położenia i planach, by odpowiednio zorganizować misję, a następnie wszystko przekazać asasynom, których z kolei zdaniem było wytępić wrogów. 

— Czy wykonałeś swoje zadanie? – odezwał się ponownie Yoongi, wciąż opierając się o biurko i nerwowo postukując palcami o blat. Próbował opanować gniew na młodszego, co wcale nie należało do prostych zadań. Miał ochotę przywalić mu z łokcia w brzuch, by odsunął się od niego i nie przeszkadzał mu w pracy, bo i tak wystarczająco już namieszał.  

Nieco wyższy mężczyzna nie miał najmniejszej ochoty wypuszczać jego ciała ze swoich objęć, ale wiedział jak brunet podchodził do kwestii dotyczących pracy. Jako profesjonalista nie pozwalał sobie na niedopilnowanie przebiegu jakiejkolwiek z misji i nie miał dla Jungkooka żadnej taryfy ulgowej. 

— Jakżeby inaczej. – odparł młodszy, niechętnie odsuwając się od Mina. Sięgnął do swojego pasa, a tam do wcześniej wspomnianej kieszonki, z której wyjął zakrwawione pióro. – Proszę bardzo. 

Podał mu dowód zabójstwa, który Yoongi od razu odebrał i schował do odpowiedniej skrzyni. Kiedy już to uczynił, pierwszy raz od ich spotkania odwrócił się w jego stronę i spojrzał na jego twarz. Zmarszczył brwi nieco bardziej niż dotychczas i podszedł bliżej do asasyna. Sięgnął dłonią do jego maski i zdjął mu ją, odsłaniając popękaną dolną wargę, wokół której zdążyło pojawić się zaczerwienienie, jak i policzek w podobnym stanie. 

— Komu dałeś się tak urządzić? – zapytał, próbując zachować jak najbardziej beznamiętny ton głosu. Nie miał zamiaru przyznać się przed młodszym, że choć trochę się zaniepokoił. W końcu był już dorosłym mężczyzną i niemal codziennie jako protegowany Rady mordował przeróżnych ludzi bez mrugnięcia okiem. Sam musiał sobie radzić z tą rolą i nie bez przyczyny został okrzyknięty jednym z najlepszych asasynów. Ale i tak Min wypuszczając go na każdą z misji myślami uciekał do szatyna i zastanawiał się, czy tym razem również wróci do niego żywy. 

— A, że to? – Jungkook wskazał palcem na swoją twarz i dotknął jednego z miejsc sycząc przez to odrobinę, gdy odezwał się niechciany ból. – To tam, to nic takiego. – machnął jak zwykle ręką na tak drobne - jego zdaniem - zadrapanie i szybko przybrał jedną ze swoich seksownych min, chcąc w końcu odciągnąć myśli bruneta od pracy.

A Yoongi nigdy nie był obojętny na takie zagrania ze strony młodszego i doskonale wiedział co kryło się za tym uśmieszkiem i spojrzeniem, ale wciąż nie mógł mu darować jednej sprawy. Zaplótł ramiona na wysokości klatki piersiowej i zachował swój niewzruszony wyraz twarzy. 

— Myślisz, że o niczym nie wiem? – zapytał i uniósł jedną brew do góry, czekając na jakieś wyjaśnienia ze strony asasyna. 

— Myślę, że nie wiem o czym mówisz. – Jeon udał Greka, szybko odbijając piłeczkę i założył na siebie bluzę, która do tej pory luźno wisiała mu na ramieniu. 

Min prychnął na tę odpowiedź, której się od niego spodziewał i podszedł do radia, dzięki któremu podsłuchiwał wszystkie jednostki policyjne w okolicy. Ustawił urządzenie odpowiednio tak, by szatyn był w stanie coś usłyszeć i odczekał chwilę aż wszystko będzie dla młodszego jasne. Choć dałby sobie palec serdeczny odciąć, że doskonale wiedział. 

Przez chwilę obaj słuchali w ciszy różnych wezwań policji, a głównym tematem było nic innego jak morderstwo, które miało miejsce tej nocy w centrum miasta, na tyłach budynków. 
Policja posiadała już naocznego świadka, który mimo szoku był w stanie na tę chwilę mniej więcej opisać wygląd sprawcy, a ciała zabitych mężczyzn zostały już przewiezione do prosektorium. 

Yoongi słysząc to wszystko poczuł jak od nowa ciśnienie mu rośnie, więc wyłączył urządzenie i spojrzał wymownie na szatyna, który uciekał gdzieś wzrokiem na bok, jakby go to nie dotyczyło.

— Ty idioto! – wybuchł w końcu Min, uderzając pięścią w pobliski stół. – Czy ty możesz zachowywać się bardziej rozważnie?! 

Jeon wsadził dłonie do kieszeni bluzy i patrzył wszędzie tylko nie na bruneta. Wiedział, że mu tego nie odpuści i będzie musiał wysłuchać całej reprymendy do końca, żeby nie wkurzyć go jeszcze bardziej. A tak bardzo chciał zakończyć swoją "dniówkę" przy boku starszego w dużo przyjemniejszych okolicznościach... na przykład w łóżku... między jego nogami. 

— Swoją głupotą naraziłeś całe bractwo! Czy ty w ogóle rozumiesz pojęcie "ciche zabójstwo"?! – wydarł się starszy, a Jeon musiał ugryźć się w język, żeby nie odpowiedzieć. – To ci wyjaśnię. – uśmiechnął się sztucznie Min i kontynuował. – Ciche zabójstwo to nie takie, o którym wie całe pieprzone miasto! Nawet tutaj słychać syreny policyjne! 

— Skąd mogłem wiedzieć, że ten chłopak to zobaczy? – palnął młodszy, próbując się jakoś wytłumaczyć, choć ta marna próba tylko wzmogła irytację Mina, który pokręcił w niedowierzaniu głową. 

— Ty musisz wszystko przewidzieć, Jeon. – pouczył go kolejny raz Min i spojrzał na niego zawiedzionym wzrokiem. – Ale z tego co widzę pycha jak zwykle cię zaślepiła i działałeś zamiast myśleć.  

— Ech, o co tyle szumu? Przecież i tak niczego nie znajdą. – Jeon wzruszył ramionami, chcąc zakończyć już ten wykład Mina. Sam nie był z tej akcji zadowolony, wiedział, że nie tak to powinno wyglądać, ale nie miał już na to wpływu. A pretensje Mina - nawet jeśli słuszne - zaczęły mu powoli działać na nerwy i poważnie wchodzić na ambicję. 

— Myślisz, że nasze wtyki za każdym razem będą ci dupę ratować? – Min wyśmiał go i otarł niewidzialną łzę z kącika oka. – To jesteś w błędzie. Możesz zabić tysiące ludzi na jednym wdechu, robiąc do tego szpagat i inne cuda, ale łamiąc kodeks narażasz nas wszystkich. A ja nie będę cię do końca życia chronił przed Radą i tuszował po tobie ślady, w końcu cię złapią i nawet nie kiwnę na to palcem. – brunet podszedł do niego bliżej i prychnął spoglądając mu prosto w oczy.  – Dlatego nigdy nie przeskoczysz poziomu nowicjusza. 

Cała postawa, zachowanie, a w szczególności słowa Mina w końcu przelały czarę goryczy.  Z początku Jungkook był gotów zagryźć zęby i wziąć odpowiedzialność za swój błąd, by zadowolić wyraźnie oczekującego tego Mina. Lecz w momencie gdy wypowiedział ostatnie zdanie nie było już o tym mowy. Był w stanie znieść od niego każdy ochrzan, ale nie kiedy Min znowu go tak nazwał. Wiedział, że to jego czuły punkt, więc z premedytacją znowu z tym zaczął. 

Jeon nie miał już najmniejszego zamiaru dalej wdawać się w dyskusję, a już w szczególności pokornie wysłuchiwać tego co starszy miał mu do powiedzenia. 
Odwrócił się bez słowa i opuścił pomieszczenie trzaskając drzwiami. 

Yoongi odprowadził go wzrokiem aż do drzwi i pokiwał głową w niedowierzaniu widząc taką wymowną odpowiedź. 

— Obrażone dziecko.  – prychnął pod nosem i machając na niego ręką wrócił do przeglądania map. 

Jednak nie potrafił się już na niczym skupić. Ciągle odtwarzał w głowie swoje słowa i choć nie uważał, by powiedział coś niezgodnie z prawdą, to czuł lekki uścisk w sercu. 
Nie chciał być taki dla niego, ale jego rola w tej wielkiej machinie wymagała tego od niego. 
To on potem musiał stawać na głowie, by Jeon mógł sobie dalej bezkarnie biegać po mieście, jak i inni asasyni. To on odpowiadał przed Radą i musiał przekazywać im informacje o przebiegu każdej misji. A ciągłe wybielanie Jeona powoli zaczęło go męczyć, lecz niestety wiedział jakie konsekwencje czekałyby szatyna, który kolejny raz by nawalił. 
Za wszelką cenę nie chciał dopuścić do jego śmierci, ale musiał nim potrząsnąć by przestał sam sobie kopać grób.

Ten nadmiar myśli jeszcze bardziej zdołował bruneta, który postanowił zostawić na ten czas swoją pracę w spokoju. Nie chciał przez problemy z młodszym zrobić jakiegoś karygodnego błędu w papierach, który wszystkich słono by kosztował. 

Posegregował wszystkie dokumenty sumiennie i upewnił się dwa razy, że odpowiednio pochował je na swoje miejsca, by nikt nie był w stanie się do nich dostać. Sprawdził również przed wyjściem, czy osiedlowy sklepik - który prowadził dla niepoznaki i był jedynie przykrywką dla biura znajdującego się na tyłach - był zamknięty i mógł wreszcie udać się do domu.

Lecz w drodze powrotnej, jak i będąc już na miejscu nie potrafił przestać myśleć o szatynie i był bardziej niż pewny, że tej nocy Jeon nie zawita do jego mieszkania. 
Westchnął zmęczony rozświetlając niektóre pomieszczenia, by poczuć się pewniej i w spokoju przygotować do snu. Marzył jedynie o tym, by wreszcie zakończyć ten frustrujący dzień i nie musieć do tego wracać następnego.  

A leżąc już w swoim wielkim łóżku rozłożył się na obu połówkach, by nie czuć tej nieprzyjemnej pustki, która nieproszona wtargnęła nawet do sypialni. 

_______________

Następnego dnia, tak jak przypuszczał, obudził się w dużo lepszym humorze, a poprzedni wieczór nie wydawał się już tak beznadziejny jak jeszcze kilka godzin temu. Patrzył teraz na to wszystko już z nieco innej perspektywy i z nowym, świeżym spojrzeniem. Wczoraj obaj byli zmęczeni, nerwy związane z nie do końca udaną misją również miały swój udział, a przecież cała ta sprawa z policją była do załatwienia. Nie należało to do tych najłatwiejszych zadań, ale nie było powodów do panikowania.

Co prawda oberwało się za to młodszemu, ale przecież nie był bez winy i należało mu się - ktoś musiał za to odpowiedzieć. 

Niemniej jednak powinien jeszcze raz na spokojnie z nim porozmawiać, a wszystko samo powinno wrócić do normy. 

Z takim oto nastawieniem rozpoczął niespiesznie swój dzień, a po skonsumowaniu nieskomplikowanego  śniadania udał się do pracy. 
Tego dnia nie musiał otwierać swojego sklepiku wyposażonego w  przeróżne domowe bibeloty, po które mieszkańcy osiedla i tak rzadko przychodzili na zakupy, więc mógł się skupić na swojej prawdziwej pracy. 

Pogrążył się w dokumentach i mapach w pełni poświęcając się swoim obowiązkom. A w ciągu dnia udało mu się przygotować i wysłać kilku asasynów na różne misje oraz zdobyć najnowsze wieści od zaufanych informatorów. 

Dość szybko, choć pracowicie zleciał mu dzień, lecz ani razu w biurze nie zawitał Jungkook. 
Min, jak to miał w zwyczaju, siedział tam do późnej godziny, a jednak młodszy wciąż się nie pojawiał. Nawet w mieszkaniu nie było po nim śladu, a przecież wiedział gdzie leżał zapasowy klucz, którym zazwyczaj sam otwierał sobie drzwi i wpadał do bruneta bez uprzedzenia. 
Po ich ostatniej kłótni to właśnie tam zastał młodszego, który skruszony czekał na niego, by już się więcej nie boczyć na siebie. 

Niestety jego całodniowa nieobecność zaczęła zastanawiać Mina, który nie wiedział jak ma to w takim razie interpretować.  

Czyżby śmiertelnie się na niego obraził i będzie się teraz dąsał w nieskończoność? 

A może wyjechał i poprosił Radę o przeniesienie do innego miasta? 

Nie, ta druga opcja była najmniej prawdopodobna. Chociażby dlatego, że to nie asasyni wybierali sobie miejsce pracy, nie mieli wpływu na odgórne decyzje. A nawet jeśli udałoby mu się przekonać Radę na swoje piękne oczka, to i tak Min dostałby na ten temat jakąś informację. 

A zatem została pierwsza opcja, czyli obrażony Jeon. 

Mimo wszystko ciężko było mu w to uwierzyć, w końcu młodszy nigdy się aż tak nie zachowywał, a co więcej powinien się wkrótce pokazać przynajmniej ze względu na pracę. Na razie rzeczywiście nierozważnym byłoby wysyłać właśnie jego w teren skoro cały ten bałagan, który narobił nie został jeszcze posprzątany. Lecz nie powinno to trwać długo.

Tak to wszystko próbował sobie przetłumaczyć Yoongi, który przyjmował taką wersję do wiadomości przez pierwsze dwa dni nieobecności Jungkooka, lecz z każdym następnym dniem cała ta sytuacja zaczęła bardzo go drażnić. 

Nie było żadnego znaku życia od młodszego, a wypytani o niego informatorzy, czy chociażby inni asasyni również nie widzieli Jeona w ostatnim czasie. 
A Yoongi był coraz bardziej niespokojny i nie wiedział co miał wobec tego począć.
Zawiadomić Radę?
Wysłać zwiadowcę w teren?
Obie te opcje prowadziły do jednego wielkiego zamieszania, którego brunet chciał za wszelką cenę uniknąć. 

Wychodził  zatem do pracy i wracał do domu z nadzieją, że wreszcie spotka asasyna i będzie mógł wrócić do swojej niezmiennej od lat codzienności, a przede wszystkim nie będzie odczuwał tego ciężaru na sercu oraz wiecznego niepokoju o jego stan. Nie pojmował do końca uczucia, które w nim zagościło, ale w momencie gdy poczucie winy zaczęło brać nad nim górę miał już tego wszystkiego po dziurki w nosie. 

To nie była jego wina, że zadał się z niedojrzałym facetem, który najwyraźniej nie potrafił przyjąć kilku słów krytyki. 

Wszystko to zaczęło przerastać bruneta, a kolejny wypalony papieros wcale nie przynosił ulgi. Wyszedł z balkonu już któryś raz tego wieczora i wyłączył w końcu telewizor, w którymi i tak nie leciało nic ciekawego. Pogasił światła w salonie i udał się w kierunku łazienki. Wtem rozbrzmiał dzwonek do mieszkania, który zaskoczył bruneta. Spojrzał na wskazówki zegara i zmarszczył brwi widząc prawie północ. 

Podszedł jednak niespiesznie do drzwi, a w momencie gdy je otworzył coś zaatakowało jego twarz przysłaniając pole widzenia. Natychmiast odsunął od siebie ten przedmiot i zdziwił się gdy pod palcami poczuł jakąś roślinę. 

Od razu przeniósł wzrok na sprawcę tego nieoczekiwanego zagrania, a jego brwi prawie zetknęły się z linią włosów, jak tylko zobaczył elegancko ubranego Jeona. 

— Jungkook? Gdzieś ty- – nie dane mu było dokończyć, bowiem - jak się okazało - czerwone płatki róż z powrotem wylądowały na jego twarzy, w celu uciszenia go. 

— Poczekaj, daj mi się wytłumaczyć. – odezwał się szybko Jeon, a Yoongi zirytowany jego zachowaniem ponownie odsunął od siebie kwiatki, wyszarpując mu je z ręki i gniewnie na niego spojrzał. 

— Chcesz mnie wobec tego udusić kwiatkami? Martwy cię raczej nie wysłucham. – burknął starszy i pokiwał zirytowany głową. 

— Okej, miałeś rację. – zaczął Jeon, ignorując złośliwości drugiego. – Wiem, nawaliłem i złamałem dwie zasady kodeksu. Oprócz tego narobiłem wam dodatkowej roboty i... w sumie nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Popełniłem błąd. – przyznał w końcu, po czym wzruszył ramionami nie wiedząc co jeszcze mógłby powiedzieć. 

Yoongi zapatrzył się na jego twarz próbując przeanalizować jego słowa i poukładać sobie to wszystko w głowie. 

— I potrzebowałeś kilku dni, by do tego dojść? – zapytał w końcu, widząc, że młodszy nie zamierzał nic więcej dodać.  – Przepadłeś jak kamień w wodzie, nie miałem pojęcia gdzieś ty się podziewał oraz co się z tobą działo tyle czasu i nagle pojawiasz się z takim marnym wytłumaczeniem? Myślałeś, że te kwiatki załatwią resztę? – uniósł ku górze bukiet i spojrzał na niego nierozumiejącym wzrokiem.

— Ja... ee... – Jeon podrapał się zmieszany w kark, nie wiedząc co powiedzieć. Nie tak to sobie wyobrażał w drodze do jego mieszkania. W pierwotnym planie miało to wyjść ładnie i elokwentnie, ale jak przyszło co do czego, to nie wyszło. Spojrzał starszemu w oczy i przełknął ciężko ślinę widząc jego przeszywający wzrok. 

— Wydusisz coś z siebie, czy będziemy tak tu stać do rana? – zapytał kolejny raz Min, widocznie podminowany.

A Jeon miał totalną pustkę w głowie, więc po prostu postanowił użyć swojej ostatnie karty z nadzieją, że to ona załatwi problem. 

— Czyli... martwiłeś się o mnie. – stwierdził nagle Jeon, uśmiechając się zadziornie i opierając jedną ręką o framugę drzwi. 

— Co kurwa? – brunet wyraźnie nie nadążał, a nagła zmiana w zachowaniu drugiego mężczyzny kompletnie zbiła go z tropu. – Coś ci się pomyliło. Kto by się martwił o takiego idiotę. W ogóle jeśli to wszystko, to możesz już iść. – rzucił od niechcenia i zaczął zamykać drzwi, lecz Jeon przytrzymał je drugą dłonią i wepchnął Mina do mieszkania, chcąc również znaleźć się już w środku. 

— Mnie nie oszukasz, Yoon. – wymruczał szatyn, zamykając za sobą drzwi. – Zawsze jak to robisz lewa brew lekko unosi ci się do góry.  – wyjaśnił i zaśmiał się widząc już lekko zaróżowione policzki starszego. Nie lubił się z nim kłócić, szczególnie gdy Min zaczynał mu o wszystko suszyć głowę, ale ich sprzeczki i tak zawsze kończyły się tak samo. 

— Ty sobie nie pozwalaj. – zagroził mu starszy, choć widok powoli zbliżającego się do niego szatyna, przyprawiał go o szybsze bicie serca. – Nawet się nie zbliżaj, weź te swoje kwiatki i idź sobie. Nie chcę cię tu.

Jungkook znowu zaśmiał się na jego słowa i oblizał powoli swoje seksowne wargi, co nie ułatwiało starszemu wygonienie go z mieszkania. Do tego idealnie dopasowana koszula i marynarka tylko podkreślały jego zgrabną sylwetkę i pociągające ciało, do którego miał dużą słabość. 

— Znowu to robisz. – zauważył Jeon i wskazał palcem na wcześniej wspomnianą brew. Przejechał po niej delikatnie kciukiem, by następnie wsunąć palce między jego kosmyki włosów odgarniając je jednocześnie z jego twarzy. W końcu przybliżył się do niego na tyle na ile chciał, dzięki czemu mógł objąć go drugą ręką w pasie. – Stęskniłem się. 

Wraz z tymi słowami młodszy przysunął do siebie ich ciała i złożył mokry pocałunek na jego szyi, co natychmiastowo podziałało na Mina. Poczuł jak elektryzujący prąd przebiega wzdłuż jego kręgosłupa, a przyjemne ciepło kumuluje się w jego podbrzuszu. Oddychał coraz szybciej, a gdy tylko poczuł wargi Jeona tym razem na tych swoich - wymruczał coś nieistotnego i puścił wymęczone kwiaty na podłogę. 

Nawet nie pomyślałby, że przez te kilka dni tak bardzo mógłby zatęsknić za tymi ustami.
Za tym gorącym, urzekającym ciałem, za zapachem ulubionych perfum Jeona, a już w  szczególności za jego samą obecnością tuż przy sobie.

Objął rękoma nieco wyższego mężczyznę wokół szyi, przyciągając go do siebie jeszcze bliżej. Chciał przejąć stery nad pocałunkiem i chociaż młodszy długo się opierał,  tak w końcu poddał się pod naporem jego upartego, sprawnego języka, którym wdarł się do jego ust, chcąc posmakować znacznie więcej. Z każdą chwilą pogłębiał pocałunek i nie potrafił powstrzymać cichych pomruków, gdy ich języki zmysłowo się o siebie ocierały. 

Jungkook przycisnął swoim ciałem Mina do najbliżej ściany i przeniósł obie dłonie na jego pośladki, które zaczął ugniatać, a następnie wsunął jedną dłoń między jego nogi tuż pod pupą, by powoli pocierać nią bruneta. 

Młodszy nie pozostawał obojętny na bliskość swojego kochanka, czego dowodem był z każdą chwilą powiększający się problem, wciąż ukryty pod ciasnym materiałem spodni. 
A posapujący mu w usta Min, który z ledwością myślał przez duże dłonie ocierające się o jego pośladki, również pragnął już zakończyć ten wstęp. 
Bez zwlekania podskoczył i objął młodszego nogami w pasie, na co ten szybko złapał go pod udami, by go nie upuścić. 

Od razu przeniósł ich do sypialni bruneta, lecz zbyt skupiony pożeraniem najsłodszych na świecie warg nie zauważył przeszkody na podłodze. Przez co zahaczył o nią nogą i obaj ledwo wylądowali na skraju łóżka, niestety trochę poobijani. 

— Ałaa – zawołał Min, czując jak Jungkook przywalił mu z dyńki w szczękę. Złapał się za obolałe miejsce, a szatyn w tym czasie podniósł się na rękach i skrzywił przez ból w kolanie, które spotkało się z drewnianą częścią łóżka. Niezadowolony z takiego obrotu sprawy odwrócił się i poszukał wzrokiem sprawcę ich upadku.

— Plecak? – zdziwił się młodszy i ponownie spojrzał na starszego. 

— Nie spodziewałem się nikogo, to po co miałem sprzątać? 

Jungkook rozejrzał się szybko po pomieszczeniu i dopiero wtedy dostrzegł, że rzeczywiście Yoongi zapuścił się przez te kilka dni. Wszędzie porozwalane były ubrania oraz powyciągane przeróżne rzeczy z pudełek, które już nie trafiły z powrotem na swoje miejsce. 

— Przecież nawet jakbyś się spodziewał, to byś nie posprzątał. – odparł z uśmiechem młodszy, spoglądając na starszego, który w tym czasie przesunął się wgłąb łóżka. Automatycznie podążył za nim i od razu znalazł się między jego nogami. 

— W sumie racja. – przyznał starszy i rozszerzył nieco bardziej swoje nogi. 

Jungkook pochylił się nad nim i wznowił to co zostało im dość boleśnie przerwane. Ucałował najpierw miejsce, w które niechcący go uderzył, a następnie przyozdobił pocałunkami całą twarz bruneta. Uwielbia obdarowywać go takimi pieszczotami, na które Yoongi był łasy, ale nigdy by się do tego nie przyznał. 

Min w tym czasie wsunął swoje dłonie pod materiał marynarki i zaczął zsuwać ją z jego ramion. Jungkook oderwał się w końcu od jego cudownej skóry, by pomóc mu w zdjęciu ubrania. A gdy chciał się zabrać do rozpinania guzików swojej koszuli, Yoongi ubiegł go i sam zaczął powoli je rozpinać. 
Wraz z każdym uwolnionym guziczkiem, brunet składał ledwo wyczuwalny pocałunek na każdym nowo odsłoniętym fragmencie skóry. Powoli pozbywał się jego koszuli, a tymi motylimi pocałunkami, którymi sukcesywnie podążał coraz niżej torsu młodszego, zaczynał coraz bardziej działać na szatyna.  Gdy koszula była już całkowicie rozpięta przez chwilę pieścił jego klatkę, składając na niej mokre pocałunki i krótkie liźnięcia. Jeon patrząc z góry na poczynania starszego nie wytrzymał długo i w końcu odsunął go od siebie, aby jeszcze raz złączyć ich wargi. Zatopił palce w jego włosach, lekko za nie pociągając, by odchylić jego głowę i wręcz pożerać jego wargi.

Złapał za brzeg jego koszulki i szybko zdjął ją z niego przerywając  pieszczotę. Popchnął go z powrotem na materac i tym razem to on się nim zajął. Zjeżdżał pocałunkami od obojczyków aż do jego podbrzusza - przygryzając i ssąc tam jego wrażliwą skórę, podczas gdy jego ręce zajęły się rozpinaniem rozporka. 

— Jeon. – wysapał Yoongi w momencie gdy jego spodnie wraz z bielizną wylądowały już na podłodze, a wygłodniały wzrok szatyna badał uważnie jego ciało. 

Młodszy przejechał nagle kciukiem po jego rozgrzanej męskości od nasady aż po samą główkę, wywołując u starszego cudowne dla ucha westchnienia. 

Wstał na chwilę z łóżka w celu pozbycia się reszty ubrań i odnalezienia wśród nich marynarki, w której miał prezerwatywę, a w tym czasie Yoongi wymacał spod którejś z poduszek lubrykant. 

— Jak zawsze przygotowany. – skomentował Jeon, zajmując już miejsce między nogami starszego. 

— I vice versa. – odgryzł mu się i rzucił w niego buteleczkę, którą młodszy bez problemu pochwycił i zadowolony wyszczerzył swoje królicze zęby. 

Brunet tylko przekręcił oczami i poprawił się na łóżku, by było mu wygodniej.
W czasie gdy młodszy rozlał pewną ilość przeźroczystej substancji na dłoni, Min przyjrzał mu się przez chwilę i mimowolnie oblizał wargi pożerając jego apetyczne ciało wzrokiem. 
Nigdy nie uważał, by mężczyźni pokroju Kooka byli w jego typie, a jednak ten jeden przypadek miał w sobie coś takiego, czego nie dało się po prostu zignorować. 

Poczuł jak druga dłoń mężczyzny spoczęła na jego udzie i powoli zaczęła sunąc ku górze. Kontakt z jego dużą dłonią wywołał w nim przyjemne dreszcze, które tylko podsyciły ogień w jego wnętrzu.  Rozszerzył swoje nogi zapraszająco, czując, że już pragnie go w sobie. 

A młodszy naturalnie przeszedł do działania. Przejechał wilgotnymi palcami między jego pośladkami i chwilę podrażnił go samym zataczaniem kółeczek wokół jego wejścia. 

— Jeon. – ostrzegł go drugi i wypiął w jego stronę bardziej pośladki, by wreszcie wsadził w niego te swoje długie palce. 

— Taki niecierpliwy. – nie mógł się powstrzymać przed komentarzem za co został kopnięty i obdarzony gniewnym spojrzeniem. I może by się tego przestraszył, gdyby aktualnie Min nie leżał pod nim całkiem nagi i zarumieniony na policzkach. 

Postanowił już więcej go nie dręczyć, więc po prostu wsadził w niego pierwszy palec i powoli poruszał nim w jego wnętrzu zanim sukcesywnie zaczął dokładać kolejne, by przygotować go na swoje rozmiary.  Jednak do tego czasu chciał sprawić mu tą czynnością jak najwięcej przyjemności, dlatego poruszał palcami w różnych kierunkach i naciskał na jego ścianki za każdym razem poszukując tego konkretnego miejsca. A kiedy Min jęknął, zanim zdążył zasłonić ręką usta, szatyn wiedział, że w końcu znalazł jego prostatę. 
Od tej pory drażnił to miejsce, upajając się widokiem kompletnie zatraconego bruneta, który wyginał swoje plecy w łuk i zaciskał dłonie na poszewce poduszki. Oczy miał półprzymknięte i tylko raz na jakiś czas spoglądał na młodszego tym pełnym pożądania wzrokiem. 

Yoongi z każdym ruchem szatyna czuł, że jest coraz bliżej i mógłby skończyć choćby zaraz, lecz chciał to odwlec, a przede wszystkim zrobić po swojemu.

— Wystarczy. – z trudem wysapał starszy, łapiąc za szybko poruszającą się dłoń, by ją zatrzymać. – Teraz moja kolej. 

Jungkook spojrzał na niego zaskoczony, lecz wedle życzenia wyciągnął z niego palce i czekał na rozwój wydarzeń.  Patrzył jak starszy westchnął czując brak tego cudownego pocierania, ale tuż za chwilę miał dostać coś znacznie lepszego więc podniósł się do pozycji siedzącej i zanim powalił młodszego na plecy obdarował go kolejnym soczystym pocałunkiem. 

A gdy tylko Jeon leżał już na miejscu Mina, brunet usiadł na niego okrakiem i zaczął poruszać biodrami, by teraz jego podrażnić.  Lecz młodszy szybko złapał go za niesforne biodra i unieruchomił go w jednym miejscu, jednocześnie nie odrywając wzroku od jego śnieżnobiałej klatki piersiowej i ewidentnie już spragnionego dotyku członka. 

— Dzisiaj bez gumek. – oznajmił starszy i pokrył lubrykantem całą długość szatyna, który wciągnął gwałtownie powietrze przez nagły kontakt z chłodną substancją oraz samym dotykiem partnera. Ledwo go dotknął, a Jeon już chciał go błagać by nie przestawał, lecz czekał cierpliwie aż wreszcie Min zacznie najlepszą część. 

Co oczywiście zaraz nastąpiło. Yoongi złapał za jego pulsującego już z pragnienia członka i nakierował go między swoje pośladki, po czym powoli zaczął wsuwać go w siebie aż do końca. 
Robił to centymetr po centymetrze co doprowadzało młodszego na skraj wytrzymałości, ale nie śmiałby go pośpieszać, w końcu to nie jemu ktoś pakował się do tyłka. 

Min potrzebował jeszcze chwili by przyzwyczaić się do początkowego dyskomfortu, aż w końcu zaczął poruszać biodrami; za każdym razem coraz szybciej. Oparł się dłońmi o ramiona Jeona, a ten nie potrafił się oprzeć by nie wymacać delikatnej skóry Mina na jego bokach, plecach i oczywiście pośladkach. To właśnie tam się zatrzymał i w pewnym stopniu pomagał starszemu utrzymywać tempo. 

Czuł jak ciasny i gorący jest Min, a dodatkowo widok podskakującego bruneta, który nie kontrolował już swojej mimiki twarzy oraz jęków, jeszcze bardziej go podniecał i coraz bardziej przybliżał do spełnienia. 

Yoongi po pewnym czasie nieco się zmęczył, więc tylko kręcił zmysłowo biodrami dając sobie czas na odpoczynek. Co oczywiście nie wystarczało młodszemu, który ledwo wytrzymywał te przyjemne, choć niewystarczające ruchy. Wykorzystując zmęczenie Mina, zwinnie przerzucił ich tak, by to teraz starszy znalazł się pod nim. Co nie zmienia faktu, że obie pozycje niezmiernie go nakręcały. 

Brunet zdziwiony takim obrotem sprawy chciał zaprotestować, bo w końcu mimo wszytko to on chciał być na górze, nawet jeśli to on był tym biernym. Lecz Jungkook nie dał mu szansy na jakikolwiek sprzeciw, bowiem złączył ich wargi i zaczął się w nim poruszać, niemal od razu trafiając w ten punkt. Yoongi wyjęczał imię szatyna prosto w jego usta i zacisnął mocno powieki. 

— Yoonie... proszę... – odezwał się Jeon między pchnięciami. – Spójrz na mnie. 

Min powoli uchylił powieki i spojrzał swoimi kocimi, czarnymi jak noc oczami na młodszego, czym podsycał jego podniecenie. Yoongi spiął wszystkie swoje mięśnie, czując jak dłoń szatyna zaczęła szybko poruszać się po jego męskości i nie potrzebował dużo, by w końcu osiągnąć spełnienie. Wygiął plecy w łuk czując jak orgazm ogarnia całe jego ciało. Jungkook zapatrzony w dochodzącego na swój brzuch mężczyznę również doszedł w jego zaciskającym się wnętrzu z jego imieniem na ustach. 

Starszy jeszcze chwilę pogrążony był w swoimi świecie rozkoszy dopóki nie poczuł jak szatyn w nim dochodzi, po czym opada tuż obok niego kompletnie wyczerpany. 
Wcześniej wyszedł z niego ostrożnie, a wtedy Min poczuł jak z jego pośladków wylewa się jego nasienie. Dziwne to było uczucie, ale pewnie dlatego, że zazwyczaj używali prezerwatyw, więc wtedy nie musiał się nawet nad tym zastanawiać. 

— Yoonie... Yoonie... – Jungkook był wręcz wniebowzięty i nie potrafił obejść się bez czułości zaraz po seksie. Objął starszego  w pasie i przyciągnął jak najbliżej do swojego ciała. Nie przejmował się jego obecnym stanem - mówiąc najładniej - nieświeżości, bowiem sam nie wyglądał lepiej, ale to nie miało w tamtej chwili znaczenia. – Jesteś najlepszy... – wycałował mu każdy skrawek twarzy zanim wydusił z siebie coś, czego w sumie tak do końca nie przemyślał. – Kocham cię, Yoongi. 

Brunet słysząc jego słowa wstrzymał oddech i otworzył do tej pory przymknięte z przyjemności oczy. Kompletnie zaskoczył go tym wyznaniem i nie za bardzo wiedział jak miał na nie zareagować. W sumie jeszcze nigdy się nie zastanawiał nad tym co do niego czuje, oprócz nazbyt oczywistego popędu seksualnego. 

Młodszy wyczuł jego spięcie, a brak odpowiedzi zaczął mu wyraźnie podpowiadać, że to był jednak błąd mówić mu o tym w tej chwili. 
Odsunął się od niego odrobinę, by móc spojrzeć mu w oczy i coś z nich wyczytać. A pierwszym co zauważył była rzadko spotykana u mężczyzny niepewność. Nie mógł zaprzeczyć, że zabolała go taka reakcja, ale z drugiej strony nigdy nic sobie nie obiecywali. 

— Czy to źle? – zapytał w końcu młodszy, głaskając bruneta po jego wciąż zarumienionej twarzy. 

— Nie wiem. – odparł zdawkowo i wzruszył ramionami bezradny. 

Szatyn wyraźnie posmutniał, a cała euforia, która gościła w jego sercu jeszcze kilka chwil wcześniej, gdzieś wyparowała.

— Lepiej już pójdę. – z trudem wypowiedział te trzy słowa, po czym wstał z łóżka - zostawiając Mina samego bez jego cudownego ciepła, bez jego bliskości, bez niego. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro