Rozdział 7
- Upadek był początkiem końca...
Lexy gwałtownie wstała z miejsca, przerywając mi.
- Wybacz, pani, ale to nie czas na opowiadanie historii- skinęła głową w stronę Alyi.- Powinniśmy już wracać.
- Dobrze- uśmiechnęłam się lekko, również wstając.- Kiedy indziej dokończymy ten temat. Zresztą, inni też mogą wam to opowiedzieć.
Ukłoniłyśmy się w trójkę i ruszyłyśmy do wyjścia, lecz zatrzymał nas Yato.
- Odprowadzę was- zaproponował, otwierając przed nami drzwi.- Panie przodem.
Poszliśmy kilkanaście metrów do przodu i gdy domu Kofuku już nie było widać, stanęliśmy w miejscu.
Po chwili dogoniła nas Bishamon z Kazumą. Wymieniłam z nim spojrzenie, podejmując decyzję, po czym westchnęłam.
- Lexy, zabierz nową członkinię naszej rodziny do domu- poprosiłam.- Przygotujcie kolację i przekaż reszcie, że jutro będziemy mieli dwóch gości. Pani Bishamon i Kazuma zaszczycą nas swoją obecnością.
Moje Shinki skłoniły się i zniknęły.
Obróciłam się w stronę moich towarzyszy.
- Przyjdźcie jutro, Veena- zaprosiłam ją.- Weź tylko Kazumę, innym razem zapoznasz mnie z twoim nowym klanem. Yato, może też nas niedługo odwiedzisz razem ze swoją bronią? Zabierz też Kofuku i pół-zjawę...
Przerwałam, widząc jego minę.
- Nie wiem, co tutaj robisz, ani co knujesz, ale dowiem się. I obiecuję ci, że jeśli ma to coś wspólnego z moimi bliskimi, jeśli ich skrzywdzisz, nie będę miał litości- ostrzegł mnie.
- Zależy, kogo masz na myśli- wzruszyłam ramionami.- Kofuku i ta cała wesoła gromadka, która cię nie zna, nie tak naprawdę? Są bezpieczni, nic do nich nie mam. Za to Hiiro... Niczego nie obiecuję. I tak powinieneś się cieszyć, bo nie zabiłam tej całej Hiyori, która jest odpowiedzialna za twój stan i śmierć Rabo... A teraz przepraszam, muszę wracać. Do zobaczenia, Veena. Kazuma.
Zanim rozpłynęłam się w powietrzu, wychwyciłam jeszcze kilka słów.
- Nie wiem w co ty grasz, ale nie pozwolę ci wygrać.
Przecież to samo mówiłeś 600 lat temu, nieprawdaż?
Zaczynamy, Yato?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro