3.
Taehyung
Siedzieliśmy nad klifem do północy, gdy mieliśmy widok na piękną pełnię księżyca.
Jest już po północy, a my nadal obserwujemy ten piękny widok. Ma to sens. Robi to romantyczną atmosferę wokół nas, a ta liczy się bardzo.
W spędzonym przez nas czasie na klifie zdążyliśmy oddać sobie kilka pocałunków, tych mniejszych jak i tych większych. Byłem niezmiernie szczęśliwy z tego, jak potoczył się dzisiejszy dzień. Prawdopodobnie będzie on najlepszym w moim życiu.
Poszliśmy do domu nadal wtuleni w siebie, by przypadkiem któryś z nas nie opuścił swojego towarzysza.
Następnego dnia obudziłem się wtulony w klatkę piersiową Jungkooka, była bardzo dobrze zbudowana, ale mimo tego była wygodna.
Nie miałem zamiaru wstawać, więc zignorowałem wybrzmiewający odgłos budzika i wyciszyłem go. Położyłem się obok Kooka, ale nadal byłem w niego wtulony.
Minęło już kolejne trzydzieści minut, tym razem obudził się Kook.
-Taehyung? Wstałeś już?
Tymczasem ja, jeszcze zaspany odchrząknąłem: "Nie...".
-Oh, Tae, było mi tak przyjemnie, ale musimy wstać. Mieliśmy iść dzisiaj na plażę, podziwiać wschód i zachód słońca. Co prawda tego pierwszego już nie zobaczymy, ale drugie jeszcze możemy. Jest dziesiąta, więc wstawaj. Ogarniemy się i coś razem ugotujemy. Co ty na to?
-No ok, idę na coś takiego.
-To chodź. - Kookson wstał z łóżka i wziął mnie na ręce, po czym zaniósł mnie do łazienki bym się ubrał..
-A ty się nie ubierasz?
-Po co m się ubierać? Zrobię to po śniadaniu. To co dzisiaj zjemy?
-Ubiorę się i coś wymyślę, ok?
-No dobrze, niech ci będzie. Może ja też pomyślę, skarbusiu?
-Ouu, jak słodko. Cukrzycy dostanę.
-Ok tam, bez przesady.
==+++==
Kolejny rozdział tej oto książki, mam nadzieję, że się spodobal.
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro