Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Patrzyłam na telefon zdezorientowana, zastanawiając się po co miałabym zjawić się w miejscu, które zostanie zamknięte godzinę po wyznaczonym przez Nialla czasie i jakie byłyby konsekwencje, gdybym tego nie zrobiła.

Nie znałam Horana. Nie znał go nikt, a przynajmniej nic mi o tym nie było wiadomo. I dlatego nie byłam w stanie określić jak mógłby zachować się w danej sytuacji, a to też przez to, że nie mówił za wiele. Jedyne co robił, to uśmiechał się znacząco, jakby w jego głowie rodziły się nikczemne pomysły, po czym odchodził, zostawiając innych bez odpowiedzi. To sprawiało, że miałam ochotę go rozgryźć, mimo że mogłoby to przysporzyć wiele problemów.

Jednakże postanowiłam pojechać na ustalone miejsce. Tym bardziej, że do spotkania dzieliło nas pół godziny.

Wróciwszy do pokoju Jonatana, rzuciłam Jane porozumiewawcze spojrzenie, po którym wyszłyśmy z pomieszczenia upewniając się, że zamknęłyśmy za sobą drzwi.

- Coś sie stało? - zapytała zdezorientowana. - Ethan napisał coś dziwnego?

- Nie o to chodzi - pokręciłam głową. - Muszę jechać.

- Teraz? Gdzie?

- Do Grand Park, więc jakbym długo nie dawała znaku życia, wiesz w jakich okolicach możesz mnie szukać - powiedziałam pół żartem, pół serio.

- Dlaczego tak mówisz?

- Bo jadę na spotkanie z Niallem.

~

Zaparkowałam auto na najbliższym parkingu, które opuściłam nieco zestresowana, lecz mimo tego nieprzyjemnego uczucia obrałam najkrótszą drogę prowadzącą pod główne wejście parku. Nie wiedziałam gdzie tak właściwie miałam spotkać się z Horanem, ale weszłam na teren zieleni, po którym jeszcze przechadzali się ludzie w różnym wieku.

Rozglądałam się, poszukując blondyna ubranego prawdopodobnie w skórzaną kurtkę, aż znalazłam odpowiedniego, siedzącego na ławce w obecności chłopaka przyodzianego w szarą bluzę z kapturem. Postanowiłam do nich podejść, dziwiąc się obecnością szatyna, którego widziałam pierwszy raz w życiu.

W pewnym momencie Horan zauważył mnie i tym samym uśmiechnął się skinąwszy głową. Chłopak siedzący obok niego zlustrował mnie, po czym wstał, co uczynił także blondyn.

- Pięć minut spóźnienia - powiedział Niall, spojrzawszy na zegarek ukryty pod rękawem kurtki.

- A Los Angeles jest małe i w centrum nie ma nigdy korków - odparłam, na co szatyn zaśmiał się cicho pod nosem, lecz został za to spiorunowany wzrokiem przez kolegę. - Przejdźmy do rzeczy - dopowiedziałam pewnie, co Horan skomentował podniesieniem lewej brwi.

- Louis Tomlinson - odezwał się szatyn, wyciągając ku mnie prawą dłoń. Uścisnęłam ją.

- Alissa Richardson - odparłam. - Musimy tak oficjalnie? - spytałam patrząc na Nialla, którego twarz tym razem nic nie wyrażała.

- Załatwianie interesów jest poważne, choć mogę się mylić - powiedział mrużąc lekko oczy, jakby chciał sprawdzić moją reakcję na swoje słowa.

- Interesów? - spytałam zdziwiona, a zarazem lekko rozbawiona. - W czym niby mogłabym wam pomóc?

- Tak właściwie... - przerwał Louis, wyciągając z kieszeni bluzy złożoną kartkę - Jutro zaczynasz - dopowiedział rozkładając zapiski, a ja spojrzałam na niego tak, jakbym usłyszała coś naprawdę dziwnego.

- Że co proszę?

- Pojedziesz do naszego dostawcy po kilka części samochodowych i przewieziesz je na spokojnie do naszego domu, jakbyś wiozła świeże bułeczki na zupełnie niewinne śniadanie - uśmiechnął się Louis, a mnie było stać tylko na zamruganie.

- I dlaczego miałabym się na to zgodzić? - zapytałam krzyżując ramiona na piersi.

- Bo wiem kto chce cię zabić i za pracę dla mnie mogę oferować ci ochronę - odpowiedział Niall i wtedy spojrzałam na niego z przerażeniem wypisanym na twarzy.

- To jest jakiś żart - wymamrotałam do siebie.

- Na tyle poważny, że czas ucieka, a Ethan w Kanadzie nie będzie siedział wiecznie - powiedział, na co otworzyłam usta, nie wiedząc jak to skomentować, bo to było totalnie popieprzone.

- C-co? Skąd ty wiesz o takich rzeczach?

- Chyba zaczynamy wyglądać podejrzanie, zupełnie nie jak trójka przyjaciół znających się od dzieciństwa, więc polecam przenieść się w inne miejsce. - Klasycznie zignorował moje pytanie.

- Nigdzie nie pójdę, dopóki nie odpowiesz na moje pytanie. - Postawiłam na swoim, a on zbliżył się do mnie na tyle, by pochylić się nad moim uchem.

- Nie usłyszysz odpowiedzi, dopóki nie zrobisz tego o co cię poproszę.

- Mam w dupie to o co mnie prosisz.

- Piętnaście tysięcy i list z groźbami. Zastanów się - powiedział twardo i wtedy odetchnęłam głęboko czując się tak, jakby moje życie naprawdę wisiało na włosku.

- Zgoda - odpowiedziałam niechętnie, lecz czując, że było to konieczne.

- W takim razie wracaj do auta i czekaj na czarnego matowego Mustanga na najbliższym parkingu. Pojedziesz za nami w inne miejsce - powiedział, gdy odsunął się ode mnie.

- Tak się składa, że przyjechałam autem i właśnie tam zaparkowałam.

- Idealnie - uśmiechnął się, po czym skinął głową w stronę Louisa na znak, że ma zamiar stąd pójść. I zrobili to po chwili.

~
Czekałam na opisane wcześniej auto, informując wcześniej Jane o zmianie mojej lokalizacji, mimo że zaraz mogę być gdziekolwiek. Zupełnie tak jakby miała być gotowa na szukanie mnie po całym mieście.

Odpaliłam silnik i przygotowałam auto do jazdy, gdy zobaczyłam przed sobą Mustanga szóstej generacji. Przez chwilę zaczęłam zastanawiać się nad tym ile samochodów ma w posiadaniu Horan, ale odłożyłam myśli na bok, bo musiałam za nimi ruszyć. Opuściłam moje miejsce parkingowe i zaczęłam jechać za dwójką kumpli. Jedynym pozytywem tego, że mogłam jechać sama było to, że byłam w stanie kontrolować trasę przejazdu.

Po drogach poruszaliśmy się przepisowo, jakby nigdy nic. To było dobre, bo nie zwracaliśmy na siebie uwagi, co mogłoby nas zgubić, gdziekolwiek teraz jechaliśmy. Przezorny zawsze ubezpieczony.

Opuściliśmy centrum miasta i skierowaliśmy się w strony, które nie były mi obce, więc tym lepiej dla mnie. Dzięki temu miałam jakiekolwiek pojęcie gdzie się znajduję.

W pewnym momencie podjechaliśmy pod ładną, jednopiętrową białą willę z przeuroczym oświetlonym ogrodem przed owym budynkiem. Dałabym rękę uciąć, że to nie Niall zajmował się tą roślinnością, a do tego nie miał o tym zielonego pojęcia.

Horan otworzył bramę, po czym wjechał na posesję i zatrzymał się tuż przed wjazdem do garażu. Nie mając nic do stracenia, zaparkowałam auto tuż za Fordem. Zanim z niego wyszli, zdążyłam wysłać Jane moją nową lokalizację, czując się z tym naprawdę dziwnie.

Również wysiadłam z pojazdu i zamknęłam go, czekając na starszych ode mnie chłopaków. Nie przyglądałam im się dokładnie, ale na moje oko skończyli już naukę w szkole. Co prawda, mi też do tego niewiele brakowało, ale jednak.

- Zapraszam - odezwał się Niall, ruchem dłoni dając mi do zrozumienia, że mam razem z nimi wejść do domu. Zrobiłam to skoro i tak już tu jestem, mając nadzieję, że mogę zaufać kolegom po fachu, czy jakkolwiek inaczej mogłabym to nazwać.

Dom był przestronny, lecz schludny, czysty i zarazem przytulny, a takie odczucia wywoływały akcenty beżu i drewna klonowego, pośród przeważającej bieli. Jedyne co w tej harmonii mogłoby być niepokojące to obecność Horana i Tomlinsona.

- Kawę, herbatę? - zapytał Horan, ściągając buty przy wejściu, co zrobił i Louis, i w końcu ja. - A może wino? - posłał mi uśmiech, po czym zaśmiał się pod nosem, a Tomlinson mu zawtórował.

- Jeśli wino ma być równoznaczne z tym, że mnie przenocujesz, bo będąc pijanym nie powinno wsiadać się za kółko, to tak, odmówię - powiedziałam, podnosząc brew.

- Szkoda - odezwał się Louis. - Degustowałem i jest wyśmienite. - Udał poważnego, ale Niall rzucił mu spojrzenie, więc coś było na rzeczy.

- Więc? - zapytał ponownie Niall, ściągając kurtkę, aby pozostać w białej koszulce. Przewiesił część garderoby przez oparcie sofy, gdy znaleźliśmy się w salonie.

- Podziękuję - odpowiedziałam.

- Ja poproszę o to wino. - Louis wyszczerzył się, na co Niall przewrócił oczami, a to mnie rozbawiło.

- Nie ty miałeś odpowiadać. Zbankrutuję na tym przez ciebie.

- A wczoraj...

- Wczoraj było wczoraj, dzisiaj jest dzisiaj - odpowiedział szybko, zajmując miejsce na kanapie. - Nie wnikajmy - dopowiedział, gdy zauważył moje pytające spojrzenie i ten moment był chyba pierwszym gdy nie widziałam go jako poważnego faceta. Jakby wraz z przekroczeniem progu domu poczuł się swobodnie.

- Dobra, ale impreza w sobotę nadal jest aktualna?

- Louis! - krzyknął, na co ten drugi zaczął się śmiać, przed czym sama nie mogłam się powstrzymać. - Proszę, usiądź - zwrócił się do mnie, westchnąwszy głęboko, zaciskając palce na grzbiecie nosa. Zajęłam miejsce na fotelu stojącym prostopadle do kanapy.

- Przyniosę dokumenty - zaoferował się Louis, na co nie odpowiedzieliśmy i tylko patrzyliśmy jak kieruje się na schody prowadzące na piętro. Nastała niezręczna cisza.

- Więc? - odezwałam się w pewnym momencie. Niall spojrzał na mnie, ukazując niebieskie oczy, w które przez chwilę się wpatrzyłam. Jednakże nie trwało to na tyle długo, by jakoś to skomentował. - Ta chwilowa aura radości powinna zejść na dalszy plan i dobrze wiesz o co mi chodzi - powiedziałam poważniej.

- Chcesz mnie o coś zapytać? - Podparł głowę na dłoni.

- Skąd wiesz tyle rzeczy o mnie i o Ethanie? - zapytałam. - To nie jest normalne.

- Coś jeszcze?

- Słucham? - zmarszczyłam brwi. - Jak to coś jeszcze?

- Nie powiedziałem, że na cokolwiek odpowiem.

- Ktoś chce pozbawić mnie życia z cholera wie jakiego powodu, o ile to nie jest jakiś pieprzony żart, a ty nie chcesz mi powiedzieć kto? Tak jakby to była jedna wielka gra, gdzie to ty tworzysz zasady i możesz je łamać, dostosowując je do swoich potrzeb. A może to wszystko to rzeczywiście ściema? Pojawiłeś się, rzuciłeś na stół pieniądze i czekasz aż zacznę dla ciebie pracować czy cokolwiek?

Nie odpowiedział.

- I to jest to, co sprawia, że nie mam ochoty mieć z tobą do czynienia, mimo że podziwiam cię za to co potrafisz zrobić siedząc za kierownicą.

- Musisz mi zaufać - powiedział w taki sposób, wpatrując się w moje oczy, że zamilkłam. Tak jakby zapewniał, że wszystko będzie w porządku.

- Mam. - Na głos Louisa odwróciliśmy się. Szedł w naszą stronę i finalnie usiadł obok Nialla, trzymając w dłoniach kilka kartek. Blondyn przeniósł na niego swój wzrok. - Podam ci adres mojego dealera samochodowego, który zatrzymasz dla siebie. Będzie czekał na ciebie o dziewiętnastej.

- W niedzielę wieczorem? - skrzywiłam twarz, bo komu chciałoby pracować się w ten dzień? - Swoją drogą, czy ty też się ścigasz?

- Rzuciłem to. Teraz sprowadzam części, od niedawna dla niego - skinął głową w stronę Horana, nadal patrząc na kartki. - Jakieś pytania? - zapytał podnosząc znad nich swój wzrok.

- Rozumiem, że teraz moja kolej, by wpaść w jego sidła? - podniosłam brew prześmiewczo, przez chwilę rzucając spojrzenie blondynowi.

- Horan, gdy zechce, dorwie cię nie tylko na ulicy - uśmiechnął się Louis, po czym gdzieś odszedł, zostawiając mnie samą z przyglądającym mi się z uwagą chłopakiem.

Po kolejnej rozmowie trwającej kilkanaście minut, Niall wyszedł ze mną z domu, trzymając w dłoni kluczyki. Dzięki nim otworzył garaż, po czym podszedł do mnie.

- Do zobaczenia - pożegnał się. - W razie co, pisz do mnie.

- Mam wierzyć w to, że mi odpiszesz? - podniosłam brew krzyżując dłonie na piersi, a on zaśmiał się pod nosem.

- Jeśli będzie to dotyczyło jutrzejszego wyjazdu to tak, zrobię to.

- Jak się cieszę - przewróciłam oczami. - W takim razie okej, do zobaczenia - westchnęłam robiąc krok w tył, a on skinął głową i podszedł do swojego auta, by wjechać nim do garażu, gdzie widziałam między innymi znanego mi już Chevroleta. Również dostałam się do swojego pojazdu, by opuścić nim posesję Horana przez bramę, która zaczęła otwierać się, gdy pod nią podjechałam, zastanawiając się co czeka mnie jutrzejszego wieczoru.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro