Rozdział 37
- Co dziś macie do roboty?
Na mój głos odwrócili się wszyscy znajdujący się w warsztacie. Nie ukrywam, byli zdziwieni moją obecnością.
- Niall? - jako pierwszy odezwał się Liam. - Jest jakaś ósma rano, może dziewiąta. Od kiedy ruszasz się z domu tak wcześnie?
- Przyda nam się ktoś do pomocy - wtrącił Harry, wymachując kluczem. - Przecznicę dalej była stłuczka i trafiło do nas kilka aut.
- Ludzie śpieszą się z rana do pracy i później tak jest - wymamrotałem, po czym podszedłem do Stylesa, by sprawdzić co robi. A mimo dziwnych spojrzeń kierowanych w moją stronę postanowiłem mu pomóc i zająć się podobnymi sprawami przez resztę dnia.
~
*Alissa's pov*
Leżałam na plecach i za wszelką cenę próbowałam zasnąć. Ta noc nie należała do najlepszych i to głównie dlatego, że po mojej głowie chodziły niezbyt przyjemne myśli. Wracałam wspomnieniami do złych chwil, które przeżyłam i smuciłam się przez fakt, że większość z nich była związana z Niallem. Chciałabym, żeby to co złe się skończyło i to od miesięcy, ale wcale się na to nie zapowiada. Ale chyba już nic gorszego się nie wydarzy.
Otworzyłam oczy i odwróciłam głowę, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili powitała mnie moja pielęgniarka.
- Piękny dziś dzień, prawda? - odezwała się radośnie.
- Uhm, nie wiem, może.
Nie mogli mi przydzielić bardziej irytującej laski?
- Mam pani wyniki - powiedziała, zaglądając do trzymanych kartek. W końcu jakieś konkrety.
- I jak?
- Może i trochę za wysokie ciśnienie, ale wszystko jest w porządku.
Wysokie ciśnienie? Ciekawe dlaczego, och.
- To chyba dobrze, prawda?
- Oczywiście!
Skoro wyciągnęliście tą pieprzoną kulę z mojej nogi, to dajcie mi spokój i odeślijcie mnie do domu, proszę.
- Chciałabym także pogratulować.
Zmarszczyłam brwi.
Wytrzymałości z tobą?
- Proszę się rozchmurzyć. Jest pani w ciąży!
Czekaj, co.
Uśmiechnęła się szeroko oczekując mojej reakcji i wtedy wbiłam w nią wzrok tak, jakbym właśnie straciła sens życia.
- Słucham? - zamrugałam, śmiejąc się ironicznie pod nosem.
- Nie rozumiem tylko dlaczego pani nam nie mówiła o żadnych objawach, to jest bardzo istotne.
- Ale ja... Przecież ja nie jestem w ciąży!
- Wyniki nie kłamią.
Pierdol się.
- Oj, nie raz skłamały. Nic mi nie jest, nie mam żadnych objawów i za kilka dni stąd wychodzę.
- Proszę się uspokoić. Wiem, że na początku potrafi być ciężko, ale...
- Niestety nie rozumie pani sytuacji w jakiej się znajduję, więc ani trochę nie jest to dobra informacja. Jestem pewna, że to jakaś pomyłka.
- Nie miewa pani wahania nastrojów?
- Nie. To znaczy... Ugh? Ostatnio ciągle jestem nerwowa, bo mój chłopak wyprawia takie rzeczy, że inaczej nie da się na to reagować, więc jest to uzasadnione.
- A co z apetytem? Kiedy pani powinna mieć kolejną miesiączkę?
Zmarszczyłam czoło.
Zgubiłam rachubę leżąc tu trzeci, czy nawet piąty dzień, a ty mi się pytasz o takie rzeczy?
- Nie wiem - odpowiedziałam. - I przepraszam, ale potrzebuję teraz odpocząć - powiedziałam twardo i na szczęście uszanowała moją decyzję. Po chwili w końcu zostałam sama. Ale... czy na pewno sama?
*Niall's pov*
- Do jutra - odezwałem się głośno, wychodząc z warsztatu.
- Coś ty taki spokojny? - zapytał Liam, ale zostawiłem go bez odpowiedzi i tylko mu pomachałem.
Wsiadłem do auta i ruszyłem w stronę szpitala, gdzie znajdowała się Lissa. Postanowiłem odwiedzić ją ponownie, bo wczoraj nie chciała zamienić ze mną ani słowa i trochę mnie to martwiło. Miałem tylko nadzieję, że zły humor jej przeszedł i w końcu uda nam się spokojnie poroznawiać.
Odszukałem jej salę i wszedłem do niej, gdy oznajmiłem przybycie pukaniem. I wtedy usłyszałem coś, czego się nie spodziewałem. Jej szloch.
- Lissa? - odezwałem się, cicho zamykając drzwi.
- Idź stąd, do cholery - powiedziała przez łzy, których wprawdzie nie widziałem, bo była odwrócona do mnie tyłem.
- Hej, skarbie - próbowałem ją zagadać. Usiadłem obok jej łóżka i miałem nadzieję, że zaraz na mnie spojrzy.
- Teraz ty się mnie nie słuchasz! Ba, nigdy mnie nie słuchałeś!
- Lissa, porozmawiajmy na spokojnie, bo tak do niczego nie dojdziemy. Co się stało?
- Nie chcę nikogo widzieć, a tym bardziej ciebie, nie rozumiesz? - Płacząc mówiła niewyraźnie. Wtedy odetchnąłem i okrążyłem łóżko, by ukucnąć przed dziewczyną. Na szczęście się nie odwróciła.
- Z tego co słyszałem, jest dobrze i tego się trzymajmy - powiedziałem wyciagając rękę, by otrzeć łzy z jej twarzy, ale ją odepchnęła.
- Zostaw mnie już teraz, będziesz miał problem z głowy. Albo dwa - prychnęła, śmiejąc się sztucznie.
- Co ty wygadujesz? Czemu miałbym cię zostawić?
- Bo jestem chodzącym problemem.
Odetchnąłem głęboko.
- Nie mam pojęcia dlaczego płaczesz, ale gadasz takie głupoty, że coś musiało się stać. I chciałbym wiedzieć co takiego.
- Och, stało się - mówiła pretensjonalnie. - I nie, nie chcesz.
- Lissa.
- Zostaw mnie w spokoju, proszę.
Bolał mnie widok płaczącej dziewczyny, ale naprawdę chciałem wiedzieć dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej. Wstałem i z powrotem usiadłem na krześle, nie wypowiadając ani słowa. Postanowiłem, że jak zachowam ciszę, to w końcu emocje Alissy opadną i dowiem się o co chodzi.
- Niall - odezwała się cicho, po około kwadransie. Ucieszyłem się, bo mój plan się powiódł.
- Tak?
- Będziemy mieli dziecko - wyszeptała i wtedy pożałowałem, że tutaj przyszedłem.
*Lissa's pov*
Serce biło mi jak szalone, gdy oczekiwałam jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony Nialla. Ale nie usłyszałam ani słowa.
- Nic nie powiesz? - zapytałam.
- A co chciałabyś usłyszeć?
- To, co teraz chodzi ci po głowie.
Znów nastała cisza i to sprawiło, że w moich oczach pojawiły się kolejne łzy.
- Nie chcesz być ojcem, prawda?
- Nie umiem prowadzić normalnego życia, a mam wychowywać dziecko?
Wtedy odwróciłam się całym ciałem, by na niego spojrzeć.
- Słucham?
- Słyszałaś, Lissa. To nie dla mnie.
I w tym momencie poczułam jak moje serce łamie się na pół. Zawiodła mnie osoba, która od miesięcy wydawała mi się być najbliższa. Ale widocznie się myliłam i moje najgorsze obawy się ziściły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro