Rozdział 31
Pierwszy poranek w San Francisco wydawał się być pozytywny. Zostałam obudzona przez swojego chłopaka, który zaszczycił mnie śniadaniem, a jego rodzice zajęli się przystrajaniem salonu i co najważniejsze, choinki. Jednakże mimo wszystko chcieli, by drzewko ozdobił każdy z nas, więc dotrzymaliśmy im towarzystwa, gdy tylko doprowadziliśmy się do porządku.
- Te czerwone i złote ozdoby są całkiem ładne - stwierdził Niall wyciągając jedno pudełko z większego kartonu i wtedy zauważył coś jeszcze. Sięgnął po średniej wielkości bombkę i wyprostował się, obracając ją w dłoni.
- Co tam masz ciekawego? - zapytałam, gdy powiesiłam jedną z dekoracji na choince, a on podszedł do mnie i pokazał trzymaną rzecz. Była to ręcznie malowana bombka z wizerunkiem bałwana i prowizorycznych płatków śniegu, co wyglądało na robotę małego dziecka.
- Zrobiłem ją na zajęciach w przedszkolu - zaśmiał się pod nosem. - Myślałem, że to wyrzuciliście - skierował słowa do rodziców, którzy skupili na nim uwagę.
- Nie byłabym w stanie tego zrobić - powiedziała kobieta, kładąc dłoń na sercu - Wieszałam ją na święta, bo chociaż wtedy mieliśmy cząstkę ciebie przy nas w ten czas - uśmiechnęła się smutno i wtedy chłopak również zmienił mimikę twarzy.
- Przepraszam, mamo. To już się nie powtórzy - zapewnił i objął ją ramieniem.
- Mam nadzieję, że chociaż dobrze spędzałeś czas w Los Angeles, tak jak wczoraj mówiłeś.
- Tak - skinął głową - Lepszego miejsca poza naszym miastem nie mógłbym wybrać - powiedział z pokrzepiającym uśmiechem, choć miałam wrażenie, że w jego głowie przez chwilę mogły pojawić się nieprzyjemne wspomnienia, które nas, a szczególnie go, spotykały w jednym z najbardziej rozpoznawalnych miast Stanów Zjednoczonych.
Proces ubierania choinki uwiecznił Nate, robiąc zdjęcia telefonem, co ucieszyło jego mamę, bo w końcu mogła być na jednej fotografii z dwoma synami jednocześnie. A po tym wszystkim ponownie wróciliśmy do swoich pokoi, by zwyczajnie poleżeć i porozmyślać nad dzisiejszymi planami.
- Nate ma nas zawieźć na ten most, nie? - zapytał Niall, lecz nieco niewyraźnie, bo trzymał papierosa w ustach, próbując go zapalić. A gdy w końcu mu się udało, położył się na plecach, zaciągnął się i powoli wypuścił dym, przyglądając mu się przy okazji.
- Na to wychodzi. Powinnam się ubrać cieplej? To miejsce wygląda na całkiem wietrzne.
- Tak, lepiej nie ryzykować. Nie chciałbym przywieźć cię do domu rozchorowaną.
- Doceniam - powiedziałam i wtedy lekki, lecz zadziorny uśmiech wtargnął na jego twarz.
- Jeszcze coś - odezwał się unosząc palec, lecz zanim na mnie spojrzał, skorzystał z papierosa ponownie i pozbył się spalonej części w popielniczce leżącej na szafce nocnej.
- Co takiego? - zapytałam opierając głowę na dłoni, tym samym patrząc na niego w dół.
- Odezwała się do mnie ekipa z Riverside. Pytają, czy rzeczywiście chciałabyś u nich jeździć.
Zdziwiłam się, bo szczerze mówiąc, przez ostatnie, czasami dramatyczne wydarzenia o tym zapomniałam.
- Jest w tym sens, skoro u nas jest już spokój, Niall?
- Do niczego nie zmuszam, ale cieszyłbym się, gdybyś tam się pokazała.
- Najpierw musiałabym poćwiczyć, bo nie chciałabym się wygłupić.
- Kochanie - zaśmiał się pod nosem - Wielu chciałoby jeździć tak jak ty.
- Nie zapominaj, że od kilku miesięcy rzadko kiedy siedziałam za kierownicą - uniosłam brew, na co pokręcił głową, z pewnym siebie wyrazem twarzy.
- Nie ma co na starcie wszystkiego przekreślać. Nie zapominaj, że masz mnie i resztę chłopaków do pomocy - powiedział i wtedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi, przez co zainteresowana na nie spojrzałam.
- Tak? - odezwał się Niall, przewracając się na bok, uprzednio zostawiając papierosa w popielniczce.
Drzwi się uchyliły, a zza nich wyjrzał Nate. A zauważywszy nas, uśmiechnął się i wszedł do środka.
- To jak, kiedy jedziemy? - zapytał.
- Pod wieczór - odpowiedział Niall - Wtedy jest ciemno i wszystko wygląda o wiele lepiej, bo wszystko się świeci.
- Romantyk się znalazł - prychnął.
- W porównaniu do ciebie.
Nate zmarszczył czoło, co mnie trochę rozśmieszyło i nie byłam w stanie tego ukryć.
- Wredota cię nie opuściła z tego co widzę.
- Czasem trzeba być miłym inaczej.
Nate uniósł brew.
- Przyjdę po was o siódmej - powiedział, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi, co rozśmieszyło Nialla.
- Chyba się obraził - stwierdziłam i wtedy zaśmiał się pod nosem.
- Daj spokój, to mój brat. Jest do tego przyzwyczajony - stwierdził, ponownie na mnie patrząc.
- Nie jesteś do niego niemiły tylko ze względu... na to?
- Lepiej o tym zapomnijmy - odparł po chwili. - Nie przejmujmy się niczym i zajmijmy się sobą do tej siódmej. Dobrze? - uśmiechnął się, by następnie się do mnie przybliżyć i skraść mi całusa.
- A i jeszcze coś. - Usłyszeliśmy nagle głos Nathaniela i jak się okazało, trzymał klamkę i patrzył prosto na nas, śmiejąc się pod nosem.
- Nie nauczyli cię, że puka się do drzwi? - Niall zmarszczył brwi rozdrażniony.
- Przyjdę jednak o szóstej. Muszę jeszcze pojechać do sklepu - mrugnął, po czym opuścił pomieszczenie, wywołując u Nialla głośne, pełne zirytowania westchnięcie.
Czas do ustalonej godziny minął dość szybko. Zdążyłam zjeść obiad wraz z rodziną Horan oraz uszykować się na zbliżającą się wycieczkę. Byłam podekscytowana, gdyż nie mogłam doczekać się wyjazdu, z czego z Niall trochę się nabijał, bo według niego nie było to aż tak interesujące.
Niall wyprzedził mnie na schodach, zbiegając na parter i stojący tam Nate spojrzał na niego zdziwiony.
- Co ty robisz? - zapytał.
- Ja prowadzę - mrugnął do niego, po czym pewny siebie zaczął zakładać buty, a to wszystko nie spodobało się jego bratu.
- Chyba sobie żartujesz - prychnął.
- Nie, dlaczego? - powiedział podnosząc się i wtedy to ja zaczęłam się przygotowywać do wyjścia.
- Nie wydaje mi się, że chciałbym uciekać przed policją przez pół miasta - uniósł brew, co Niall skomentował śmiechem.
- Ja poprowadzę - uśmiechnęłam się ciepło, co Nate podzielił. Od razu wyciągnął w moim kierunku dłoń z kluczykami, które chętnie przyjęłam i szczerze mówiąc nie dbałam o to jak Niall na to zareaguje.
Pożegnaliśmy się z rodzicami, po czym podążyliśmy do auta. Nieco rozśmieszyło mnie to, że Niall jak najszybciej zajął miejsce pasażera z przodu, ale z drugiej strony ani trochę mnie to nie zdziwiło.
- Do jakiego sklepu jedziemy? - zapytałam, odpalając silnik, by następnie spojrzeć na Nathaniela w lusterku.
- Do tego co ostatnio. Muszę pogadać z Taylorem.
- I musiałeś akurat teraz? - Niall zmarszczył czoło. - Przypominam o istnieniu telefonów komórkowych.
- Coś ci zrobiłem, że jesteś taki niemiły, braciszku? - powiedział nieco przesłodzonym głosem. - Niektóre sprawy trzeba załatwić w cztery oczy.
Niall zachował ciszę wlepiając wzrok w widok za boczną szybą i wtedy ruszyłam z miejsca, by podjechać pod znany już mi sklep. Stanęłam przy chodniku, by Nate załatwił to co chciał, a gdy wyszedł, Niall sięgnął po telefon i zaczął wystukiwać coś na jego ekranie.
- Gdy był u nas, zachowywaliście się dobrze. Czemu tutaj nie może być tak samo?
Wtem Niall przyłożył urządzenie do ucha i zaczął rozmowę, tym samym mnie ignorując. Westchnęłam bezradnie i spojrzałam przez okno w stronę sklepu, będąc ciekawa jak długo Nate będzie tam przebywał. Co dziwne, minuty mijały, a dla mnie niestety w ciszy, bo Nialla pochłonęła rozmowa z Louisem.
- Nie wiem jak to zrobisz, ale ma być za tydzień. - Wyłapałam z jego rozmowy i wtedy posłałam mu spojrzenie. - Nie wiem, pogadaj z Zaynem.
- O co chodzi? - zapytałam, ale uwagę poświęcił mi tylko przez sekundę.
- Już jestem. - Usłyszałam nagle za sobą wraz ze dźwiękiem otwieranych drzwi i wtedy Niall zakończył połączenie. - Nie sądziłem, że potrwa to tak długo, ale już mniejsza o to. Możemy jechać, Lissa.
- Dobrze by było, gdybym wiedziała gdzie, Nate.
- Ja cię pokieruję, spokojnie - zaśmiał się cicho pod nosem. - Jedź teraz prosto, a na skrzyżowaniu skręć w lewo.
Niezbyt szybko jechałam trasą, jaką chłopak mnie prowadził. Chciałam przy okazji zobaczyć jak wygląda miasto, a przecież nigdzie nam się nie śpieszyło. Nate w tym czasie opowiadał o tym co działo się w szkole podczas długiej nieobecności Nialla w San Francisco, co nieco go rozchmurzyło, bo zebrało mu się na wspominki. Sama lubiłam takie historyjki, bo najczęściej były zabawne i interesujące, a gdy chodziło o te z Niallem, to tym bardziej byłam chętna do słuchania.
Stanęłam na czerwonym świetle i zaczęłam wystukiwać na kierownicy rytm melodii wydobywającej się z radio, lecz ogarniający mnie spokój zakłócił dźwięk syren pogotowia ratunkowego. Spojrzałam w lusterko, by zobaczyć co się dzieje, a widząc, że pojazd uprzywilejowany zmierza w naszym kierunku, zjechałam wraz z innymi kierowcami jak najbliżej krawędzi chodnika, by ustąpić mu miejsca. Przemknął przez ulicę dość sprawnie, a tak szybko jak pojawiło się zielone światło, rzuciłam to w zapomnienie.
- Zaraz będziemy na miejscu - odezwał się Nate, gdy wznowiliśmy podróż.
- W końcu! Czuję się tak jakbym jechała tam wieki.
- Może dlatego, że nigdy wcześniej nie widziałaś tej trasy?
- Może - odpowiedziałam, a po chwili otworzyłam szerzej oczy, gdy w moim polu widzenia pojawił się obraz wypadku. Moją twarz przejęło przerażenie, gdy zobaczyłam leżący na jezdni czarny, niezwiastujący niczego dobrego czarny worek i kilku mężczyzn udzielających pomocy poszkodowanej kobiecie.
- Skup się na drodze, kochanie - odezwał się Niall, pocierając krótko moje ramię. Spojrzałam na drogę, ale po chwili jeszcze raz na miejsce wypadku, bo to wszystko wydawało się tak nierealne. Nie wyobrażam sobie straty kogoś bliskiego i to tuż przed świętami, które powinno spędzić się z najbliższą rodziną. Czas ten już nigdy nie byłby taki sam, a strach pomyśleć jak długo owa strata byłaby odczuwalna.
- Może właśnie dlatego nie chciałem, byś prowadził, Niall - odezwał się Nate.
- Nic takiego by się nie wydarzyło - odpowiedział.
- Nie znasz dnia ani godziny.
- Daj spokój, wszystko byłoby...
- Nathaniel ma rację - przyznałam i wtedy Niall przez chwilę zachował ciszę.
- Niech będzie - stwierdził w końcu i ponadto wydawało mi się, że do głowy przyszło mu kilka wspomnień, niekoniecznie tych pozytywnych, lecz może i uczących.
Finalnie zaparkowaliśmy auto na jednej z ulic i wtedy dotarło do mnie, że rzeczywiście jestem w tym miejscu. Niebo zaczęło przybierać odcieni pomarańczu i różu, więc miałam cichą nadzieję, że zdążymy dotrzeć na słynny most zanim słońce zniknie za linią horyzontu.
- Jak nie zdążymy, to będzie wasza wina! - powiedziałam zamykając samochód, by następnie przekazać kluczyki Nathanielowi.
- Myślę, że bardziej karetki - odezwał się Niall, a gdy zobaczyłam, że kryje głupi uśmiech, spojrzałam na niego krzywo.
- Twoja empatia znów odchodzi w siną dal.
Niall wtedy chwycił mnie za rękę i westchnąwszy zaczął mnie prowadzić w kierunku Golden Gate Bridge, co szybko polepszyło sytuację. A gdy w końcu przed moimi oczami rozciągnął się widok czerwonej konstrukcji na tle kolorowego nieba, uśmiechnęłam się od ucha do ucha, bo wyglądało to przecudownie.
- I jak, warte zobaczenia? - zapytał mnie.
- Oczywiście! Na żywo wygląda jeszcze lepiej.
- Za chwilę wrócę - odezwał się nagle Nate, co zwróciło naszą uwagę. Tuż za nim zobaczyłam grupkę kiwających do niego chłopaków, trzymających butelki z alkoholem, więc pomyślałam, że należeli oni do jego przyjaciół i chcieli z nim chociaż przez chwilę porozmawiać. Szczerze mówiąc, poniekąd mnie to ucieszyło i jak widać, nie tylko mnie.
- W końcu jesteśmy sami - uśmiechnął się zadowolony Niall. - Zrobić ci parę zdjęć na pamiątkę? Cholera wie kiedy znowu tu przyjedziemy - zaśmiał się.
- Jasne! Ale chociaż jedno musi być z tobą - mrugnęłam.
- To da się załatwić.
Niall zamienił się w fotografa, a zdjęcia robione jego telefonem wychodziły całkiem dobrze. Po krótkiej sesji zapytałam jakąś miło wyglądającą matkę z dzieckiem o zrobienie mi i chłopakowi wspólnego zdjęcia, co na szczęście zrobiła z przyjemnością.
- Wyślę jedno Louisowi, będzie zazdrościł - stwierdził Niall, przeglądając zdjęcia w komórce.
- Myślisz?
- On prawie nigdy nie rusza się z domu, a co dopiero z Los Angeles - zaśmiał się.
- Pojedźmy kiedyś gdzieś razem. Co ty na to?
- Jeśli będzie chciał, to jasne, możemy. A jak nie, wyjazd we dwoje też jest całkiem dobrym pomysłem - mrugnął i mnie pocałował, na krótko przed tym jak Nathaniel do nas wrócił.
- Nagadałeś się? - zapytał Niall, widząc uśmiech na twarzy brata.
- Nie do końca. Jeszcze mam parę spraw do obgadania.
- To samo tyczyło Taylora?
- Może - odpowiedział krótko, choć dość tajemniczo, co mogło zrodzić kilka pytań. - I jak, Lissa, ładnie tu, prawda? - zmienił szybko temat, spoglądając na mnie.
- Tak i cieszę się, że tu przyjechaliśmy.
- Pójdźmy coś zjeść - odezwał się nagle Niall, zwracając na siebie całą uwagę. - Poza tym, chciałbym jeszcze wpaść w jedno miejsce.
- Jakie? - zapytałam zaciekawiona.
- Zobaczysz, kochanie - uśmiechnął się jakby nigdy nic i objął mnie ramieniem w talii, by zacząć mnie prowadzić w wybranym przez siebie kierunku.
Po kilku minutach wolnego spaceru dotarliśmy do małej, przytulnie urządzonej restauracji. Nate obrzucił ją z zewnątrz spojrzeniem i niekoniecznie wyglądał na zadowolonego.
- Chcecie tu jeść? - zapytał.
- Na to wychodzi. Nie odpowiada ci to? - Niall uniósł brew nieco prześmiewczo.
- Skoczę po fast fooda za rogiem i będę tu na was czekał - stwierdził, a ja skłamałabym, gdybym powiedziała, że Niall wyglądał na zasmuconego tym faktem.
- Okej, widzimy się za godzinę - skinął głową. Pożegnaliśmy się z blondynem i weszliśmy do budynku, by zająć jeden z wolnych stolików pod oknem.
Gdy przeglądaliśmy kartę dań, zauważyłam, że na twarzy Nialla pojawił się zwycięski, cwany uśmieszek. Zainteresowało mnie to, więc postanowiłam się odezwać:
- Dobrze wiedziałeś, że nie będzie chciał tu wejść, prawda?
- I to jak, Lissa - pokręcił głową rozbawiony.
- Dlaczego?
Chłopak odłożył kartę na stół, po czym złączył dłonie na wysokości szyi i oparł na nich głowę.
- Właśnie w tym miejscu znalazło go paru delikwentów, którzy zrobili mu za coś awanturę i nie skończyło się tylko na wyzwiskach.
Zamrugałam zdziwiona i wtedy Niall z uśmiechem na twarzy przyglądał się mojej, lecz nie trwało to długo, bo kelner postanowił nas obsłużyć. Przyjął od nas zamówienia, a gdy odszedł, odezwałam się do blondyna:
- Nie mówisz tego specjalnie, co?
- Nate nigdy nie był tak grzeczny jakby się wydawało - stwierdził i to było na tyle, bo postanowił cierpliwie poczekać na posiłek.
Po głowie cały czas mi chodziły słowa Nialla dotyczące Nathaniela, oraz jego dzisiejsze, dość intrygujące i tajemnicze zachowanie. Nie sądzę, że Nate ma tak dużo tajemnic jak jego bliźniak, choć tak naprawdę nie znam go prawie w ogóle, więc nic więcej nie mogłabym powiedzieć na ten temat.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz, ulice rozświetliły światła wysokich lamp. O dziwo Nathaniela nie było przed budynkiem, choć Niall tym się nie przejął i zaczął mnie gdzieś prowadzić.
- Gdzie teraz idziemy?
- Tajemnica - odpowiedział krótko.
Bez słowa szłam razem z nim, aż zauważyłam jego brata idącego po drugiej strony ulicy, wpatrzonego w ekran telefonu. Wiedziałam, że szedł pod restaurację, więc zatrzymałam się, bo chciałam go zawołać. Usłyszał mnie dopiero po kilku razach, ale gdy to zrobił, rozejrzał się i przebiegł przez ulicę, zanim nadciągnęły jakiekolwiek samochody.
- Myślałem, że na mnie poczekacie - powiedział. - I gdzie jest Niall? - zapytał i wtedy zmarszczyłam czoło, bo nie spodziewałam się takiego pytania.
- Niall jest... - Chciałam powiedzieć, że stoi za mną, ale rzeczywiście go tam nie było. - Co do cholery?
- Nie mów mi, że chłopak zostawił cię na pastwę losu i to na takiej ulicy - uniósł brew.
- Był tu przed chwilą, słowo daję i... co za popieprzony dzień - odetchnęłam. - Zadzwonię do niego - powiedziałam wyciągając telefon z kieszeni spodni. Podczas gdy Nate śmiał się pod nosem, wybrałam numer Nialla i przyłożyłam komórkę do ucha, ale odpowiadały mi tylko sygnały.
- I? - spytał Nate.
- I nic. To niemożliwe, że zniknął tak szybko.
- Nie wiesz o nim jednej, bardzo ważnej rzeczy, moja droga... - zaczął, wzbudzając napięcie.
- Niby jakiej?
Nate pochylił się do mnie i wtedy zamrugałam zdezorientowana.
- Jest kosmitą i umie się teleportować.
Nathaniel wybuchnął śmiechem, a ja pacnęłam się w czoło, bo to było żałosne.
- No co, nie oglądałaś Predatora? Stawał się niewidzialny, a później atakował znienacka - mrugnął i właśnie w tym momencie prawie dostałam zawału, bo usłyszałam za sobą głos Nialla.
- Co robicie? - odezwał się i wtedy odwróciłam się przestraszona, kładąc dłoń na klatce piersiowej.
- Czy to była zmowa?!
- Nie wiem o co ci chodzi, ale skoro wolałaś zainteresować się moim bratem, nie chciałem tracić czasu i poszedłem po to co chciałem.
- Co takiego? - zapytałam.
Niall zza pleców wyciągnął czerwoną różyczkę, by ze szczerym, uroczym uśmiechem mi ją wręczyć. Niezmiernie mnie to ucieszyło, a w podzięce pocałowałam go czule w usta, co go usatysfakcjonowało.
- Dziękuję - powiedziałam, patrząc na kwiatka.
- Nie ma za co - skinął głową, by następnie złączyć nasze dłonie i zacząć mnie prowadzić w kierunku auta Nathaniela. - Mogę wiedzieć, dlaczego się mnie przestraszyłaś? - zapytał po chwili, a za to Nate powstrzymywał się od śmiechu. - Co jej zrobiłeś? - zapytał go surowo, gdy zauważył jego reakcję.
- Nic, braciszku.
Niall spojrzał na mnie, widocznie oczekując odpowiedzi.
- Po prostu trzyma się go dobry humor - westchnęłam, przewracając oczami.
- Małe rozluźnienie atmosfery - podsumował Nathaniel i wtedy Niall stwierdził, że nie będzie już o to wypytywał.
Po powrocie do domu wzięliśmy prysznic, porozmawialiśmy przez chwilę z rodzicami, a resztę wieczoru postanowiliśmy spędzić w swoich pokojach. Niall zagrał mi parę piosenek na gitarze, co uwieczniłam na nagraniu i paru zdjęciach, ale niestety nie nacieszyłam się tym zbyt długo, ponieważ z pokoju obok usłyszeliśmy dźwięk rozbitego naczynia. Chłopak zmarszczył czoło i odłożył instrument, po czym odezwał się głośno:
- Nate?
W odpowiedzi dostaliśmy jego przytłumiony głos:
- Nic się nie stało!
Mimo wszystko Niall postanowił to sprawdzić, a gdy po chwili rozmowy ze swoim bratem zamknął drzwi od pokoju w jakim się znajdowałam, poczułam, że coś jest nie tak.
________
Hejka! Jak wiecie, maj był miesiącem matur, więc to był jeden z powodów dlaczego mnie tu nie było :(
Ale lecimy dalej!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro