Rozdział 21
Czując zimny metal na moich nadgarstkach miałem wrażenie, że wpadnę w paranoję, ale wypełniająca mnie złość wręcz się zagotowała, gdy mężczyźni w mundurach zaczęli nas prowadzić do radiowozu.
- Te dzieciaki nigdy się nie nauczą - powiedział jeden do drugiego, na co przewróciłem oczami. Po chwili wepchnięto nas na tyły tego samego pojazdu, co było granicą moich wytrzymałości. Wiedząc, że Ethan siedzi po mojej lewej, rzeczywiście miałem ochotę go zabić, ale moje ręce były skute w kajdanki. Do tego za wszelką cenę powstrzymywałem się od przeklinania i rzucenia gróźb w jego stronę wiedząc, że każde słowo od tego momentu może zostać wykorzystane przeciwko mnie.
Ale on patrzył. Podburzał mnie i obrzucał kpiącym spojrzeniem, ukazując mi swój chytry uśmiech, jakby w jego głowie rodziły się chore pomysły.
Nie wierzyłem, że siedziałem w radiowozie policyjnym, ale świadomość, że miałem ogromne problemy była jeszcze gorsza. Tym bardziej, że to wszystko zostało spowodowane przez chłopaka siedzącego tuż przy mnie.
W momencie, gdy odebrali nam wszystkie rzeczy i zaprowadzili do aresztu, nie mogłem się powstrzymać od nerwowego śmiechu, pełnego niedowierzania i żalu do samego siebie. Czułem się jak idiota, choć wiedziałem, że nie byłem sobą, bo sterowały mną skrajne emocje.
- I że niby jak długo mam tu siedzieć? - zapytałem stojąc za kratami i patrząc na pilnującego mnie funkcjonariusza.
- W areszcie? Dobę. Ale nie wiem co będzie z wami dalej. Masz dwadzieścia jeden lat, prawda?
Po jaką cholerę ci to wiedzie-
Kurwa.
Miałem dwadzieścia jeden lat, co oznacza, że jestem w pełni pełnoletni w tym pieprzonym kraju, co może zapewnić mi większe kary.
- Tak - odpowiedziałem, próbując zachować spokój.
- Widzę, że tu nie chodziło tylko o wyścigi, więc nie sądzę, że skończy się tylko na skasowaniu wozu i odebraniu dokumentów.
Otworzyłem szerzej oczy.
- Skaso-co?
- Aż mi jest przykro, bo ten Chevrolet nie kosztował grosze - westchnął i odwrócił się do mnie tyłem, trzymając dłonie za plecami.
Znowu wydałem z siebie ten dziwny śmiech. Pieniądze jakie dziś wygrałem były niczym w porównaniu do tego ile stracę, gdy z mojego auta zrobią nic niewartą kostkę złomu.
Z auta, na które wydałem tysiące dolarów.
- Nie wiem czy jest się z czego śmiać - powiedział.
Przeklnąłem na niego w myślach i usiadłem na prowizorycznym łóżku, opierając łokcie na kolanach. Przeczesałem dłonią włosy i westchnąłem, próbując sobie wszystko poukładać.
Zaczynałem rozważać każde możliwe opcje tego co mi grozi. W grę mogło wejść skasowanie auta, odebranie prawa jazdy, cholerne usiłowanie zabójstwa i użycie przemocy, a także... Co z Chrisem? Teoretycznie nic mu nie zrobiłem i to on chciał pozbawić mnie życia, ale w moich myślach zaczęło tworzyć się tyle scenariuszy, że nie mogłem zasnąć spokojnie. Do tego policja zdecydowanie nie lubiła dzieciaków ścigających się na ulicach, więc nie sądzę, że puszczą nam wszystko płazem. Chciałbym, by obciążyli Ethana za celowanie do mnie nabitym pistoletem, bo wszyscy byli tego świadkiem, ale gdybym zeznawał przeciwko niemu za coś wiecej, to...
Alissa.
Co by było gdyby zeznała, że Ethan jej groził i stosował wobec niej przemoc? Czyżbyśmy pozbyli się go raz na zawsze?
Nie, nie mogę jej w to wciągnąć.
Gdyby Lissa dowiedziała się gdzie teraz jestem i z jakiego powodu, mogłaby zechcieć zakończyć ze mną znajomość, a przynajmniej odsunąć się od tego całego środowiska i wrócić do normalnego, spokojnego życia. Ale czy to mimo wszystko nie byłoby dla niej najbardziej odpowiednie?
Jedynym pozytywem dzisiejszego wydarzenia było to, że trafiłem do celi wraz z Ethanem, co gwarantowało mi w stu procentach, że nie zbliży się do niej w ciągu najbliższej dobry. Lecz boję się, że gdy stąd wyjdziemy, zacznie się prawdziwe piekło.
~
*Lissa's pov*
Wjechałam na posesję Nialla, korzystając z faktu, że brama została otwarta. Widząc to pomyślałam, że on, albo Louis ledwo co przyjechali do domu, dzięki czemu mogłabym z nimi porozmawiać.
Wyszłam z auta i podeszłam do wejścia do domu, by użyć dzwonka.
- W końcu, Niall. Zastanawiałem się gdzie... - mówił Louis, gdy zaczął otwierać drzwi, ale gdy mnie zobaczył, zmarszczył czoło. Ja również wyglądałam na zdezorientowaną - Och, Lissa.
- Uhm, hej, Louis. Coś się stało?
- Nie wiem - westchnął drapiąc się po karku, po czym zaprosił mnie gestem do środka.
- Co masz na myśli? - zapytałam, gdy zamknął za nami drzwi.
- Mógłbym wiedzieć, dlaczego przyjechałaś? - zmienił temat, co było co najmniej dziwnym zachowaniem z jego strony.
- Chciałam zostawić moje auto, żeby Liam i Harry go sprzedali. O ile wiesz o co chodzi.
- Więc nie widziałaś dziś Nialla?
- C-co? Nie, dlatego tu przyjechałam. Co prawda, nie mówiłam mu, że to zrobię, ale...
- Nie ma go tu - powiedział i wtedy zamrugałam zdezorientowana.
- Jak to nie ma? Pojechał do warsztatu, albo...
- Nigdzie go nie ma. Nawet jeśli gdzieś pojechał, zawsze wraca z rana. A jest teraz pieprzona piąta po południu.
Zmarszczyłam czoło, czując dziwny niepokój. Louis wyglądał na przejętego, co wcale mnie nie pocieszało.
- Mówił ci, że gdzieś jedzie? - kontynuował.
- Nie. Poza tym, gdzie niby mógłby pojechać i to w niedzielę? Cóż, może gdzieś były jakieś wyścigi i... Och.
- Co?
- Mówił mi, że chce do nich wrócić. Ale nie powiedział kiedy i nie przypuszczałabym, że tego samego dnia.
Louis patrzył na mnie w ciszy i wtedy połączyłam wątki.
- O Boże - zakryłam usta dłonią, zastanawiając się co mogło się wydarzyć - A co jeśli coś mu się stało?
- Nie ma go jakieś piętnaście godzin, jak nie dłużej. Poza tym, wiem kiedy chce gdzieś jechać, bo czasem chce, abym wybrał się razem z nim.
- Louis, co my teraz zrobimy? Nawet nie wiem gdzie mam go szukać. A nie chcę dowiadywać, że leży w szpitalu jak Harry, albo...
- Albo co?
- N-nie wiem, Louis, nie chcę o tym myśleć - przełknęłam ślinę słysząc jak mój głos się łamie i wtedy chłopak postanowił mnie przytulić.
- Hej, mała, będzie dobrze - powiedział troskliwie, gładząc dłonią moje plecy. Odetchnęłam oplatając go ramionami, czując jak moje oczy stają się szkliste. - Niall sobie poradzi, cokolwiek by to nie było. Pamiętaj, że to on jest tym inteligentnym i odważnym. - Uśmiechnął się, gdy odsunęliśmy się od siebie.
- Chciałabym, żeby wiedział, że go wspierasz - powiedziałam smutno, przypominając sobie to co Niall mi wczoraj powiedział.
A co jeśli Niall uważa, że nie powinien być nazywany przyjacielem, bo nie jest ważny dla nikogo?
To by wyjaśniało, dlaczego nie lubi przywiązywać się do innych. Może po prostu boi się odrzucenia i złego zdania o nim, co mi sygnalizował mówiąc, że ludzie wykorzystają wszelkie słabości innego człowieka, żeby go zniszczyć?
Och, skarbie.
- Martwię się o niego - dopowiedziałam - Znajdziemy go, prawda?
- Postaram się, Lissa - odetchnął, co zrobiłam i ja, bo zaistniała sytuacja ani trochę mi się nie podobała.
*Niall's pov*
Leżałem w celi i patrzyłem się w popękany sufit, zastanawiając się ile czasu już tu jestem. Nie widziałem nigdzie żadnego okna, więc mogłem tylko zgadywać jaka jest godzina, widząc liczbę ludzi przemieszczających się przy mojej celi, co oznaczało, że pracują.
Najchętniej przespałbym cały mój pobyt w tym miejscu, co przyśpieszyłoby moje wyjście z niego. Skoro jedna doba była tak męcząca, to jak muszą czuć się ci, którzy są zamknięci w więzieniu latami?
Siedzenie za prętami rzeczywiście dawało do myślenia, nawet jeśli tylko na chwilę.
W pewnym momencie usłyszałem kroki, więc otworzyłem oczy i odwróciłem głowę w kierunku skąd dochodziły, a widząc znajomego mi funkcjonariusza, zmieniłem pozycję na siedzącą.
- Przepraszam, która jest godzina? - zapytałem, a on przystanął, podnosząc na mnie brew.
- Piąta.
- Po południu, mam nadzieję?
- Gdybyś zamiast wsiadać w samochód siedział przed telewizorem, nie byłoby cię tutaj i byś wiedział.
Westchnąłem przewracając oczami i wtedy podszedł bliżej mojej celi, uśmiechając się.
- Coś ty taki nerwowy? Siedzenie tutaj daje do myślenia, co?
- Tak właściwie, chyba pan nie powinien ze mną rozmawiać - stwierdziłem, unosząc brew.
- Cóż, coś w tym jest. Ale widzę w tobie skruchę. Czyżby rozwścieczona żona z dziećmi czekała na pana w domu niecierpliwie? - zaśmiał się, lecz po chwili spoważniał - Żartuję. Sprawdziliśmy wszystko.
- Interesujące - wymamrotałem z ironią. - Dlaczego nie mogę do nikogo zadzwonić?
- Jesteś pełnoletni i nie musimy powiadamiać twoich rodziców, panie Horan. I rzeczywiście, dosyć tych pytań. Miłej reszty dnia życzę - powiedział, po czym odszedł ode mnie, zostawiając mnie samego. Wtedy westchnąłem rozdrażniony i opadłem plecami na ścianę, myśląc o tym jak bardzo nienawidzę tego miejsca.
~
W końcu najnudniejszy dzień mojego życia dobiegł końca. Patrzyłem jak jakiś policjant otwiera celę, bym mógł z niej wyjść, co zrobiłem rzucając mu niemiłe spojrzenie.
- Pan pójdzie ze mną - powiedział, gestem dłoni dając mi do zrozumienia, że mam iść przed nim. Zupełnie tak jakby musiał mieć pewność, że nic mu nie zrobię, do czego nie posunąłbym się w tym miejscu, bo to byłoby szczytem głupoty i miałbym jeszcze większe problemy.
Dotarłem z nim pod jakieś biuro, skąd zabrał moje rzeczy, by mi je przekazać.
- Pańskie dokumenty, telefon i papierosy - powiedział, wyciągając do mnie rękę z owymi przedmiotami. Odebrałem je i schowałem do kieszeni kurtki. - Dowód rejestracyjny zostanie zatrzymany, a pańskie auto skasowane po sprawie, co rzekomo zostało wspomniane wcześniej, natomiast broń została przekazana do odpowiednich ludzi. Od teraz radzę zachować zdrowy rozsądek, bo następny raz może skończyć się gorzej. Ponadto, zacznie się śledztwo, ponieważ mamy podejrzenia co do grupy zorganizowanej. Mam nadzieję, że jest pan tego świadomy, dlatego radzę nigdzie nie wyjeżdżać, bo pobyt w celi na jednym dniu się nie skończy. Może i się powtarzam, bo przy zatrzymaniu dowiedział się pan co było tego powodem, ale nie chcę niejasności.
Otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć, ale przerwał mi, kontynuując swoją wypowiedź.
- Naprawdę podczas sprawy nie radzę kłamać, bo dobrze pan wie, że może to poważnie zaszkodzić - uśmiechnął się, na co miałem ochotę wywrócić oczami, ale powstrzymałem się przed tym.
- A co z tym drugim? - zapytałem - Wyszedł już?
- Nic nie mogę zdradzić - pokręcił głową. - Miłej nocy życzę - uśmiechnął się wskazując dłonią w kierunku pobliskich drzwi wyjściowych.
- Wzajemnie - odparłem sucho, po czym wyszedłem z budynku, klnąc pod nosem. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer do Louisa, mając nadzieję, że odpowie. Wcześniej zobaczyłem nieodebrane połączenia od niego i Alissy, co mnie zdziwiło, bo to oznaczało, że przejęli się moją nieobecnością. Jednakże nie interesowało mnie to tak bardzo jak chęć dojechania do domu.
- Niall?! - wręcz krzyknął do słuchawki - Gdzie ty do cholery byłeś?
- Przyjedź po mnie pod budynek policji. Nie mam jak wrócić do domu.
- Że co? Gdzie dokładnie?
Usiadłem na schodach i wydobyłem z kieszni papierosy, by wyciągnąć jednego z nich oraz zapalniczkę, którą ukryłem w pudełku.
- Wyślę ci w wiadomości - odparłem, po czym rozłączyłem się. Włożyłem papierosa do ust i zapaliłem go, patrząc na ciemne, rozgwieżdżone niebo, chcąc choć trochę ochłonąć po tym popieprzonym dniu.
Po około pół godziny na parking przed komendą wjechał czarny samochód. Podniosłem się z zimnych schodów i podszedłem do auta, wiedząc, że należy do Louisa. Wyszedł on z pojazdu i podszedł do mnie zdenerwowany.
- Coś ty odjebał? - zapytał - Nigdy nie musiałem odbierać cię z takiego miejsca. Poza tym, gdzie twój samochód? I co ty masz na twarzy? - wskazał na nią i wtedy zdałem sobie sprawę, że mogła być cała w siniakach.
- Po prostu zawieź mnie do domu. Wyraziłem się wcześniej niejasno? - podniosłem brew, po czym chwyciłem za klamkę od strony pasażera, żeby wsiąść do środka. Louis dołączył do mnie chwilę później.
- Nie pomyślałabym, że kiedykolwiek zobaczę cię w takim miejscu i takim stanie, Niall. - Usłyszałem za sobą, przez co odwróciłem się zdziwiony. Widząc zatroskaną twarz Alissy, miałem ochotę wyzwać Louisa za to, że zabrał ją ze sobą.
- Trudno - odparłem sucho i spojrzałem przed siebie, czekając na to aż Tomlinson odpali silnik i zabierze mnie z tej okolicy.
Podczas drogi do domu oboje chcieli wyciągnąć ze mnie jakieś informacje, a w szczególności Louis. Jednakże siedziałem cicho. Nie miałem humoru i ochoty na to, by rozmawiać z kimkolwiek, czego widocznie nie rozumieli. To wywoływało u mnie mnie złość, co jak zawsze sprawiało, że stawałem się najgorszą wersją samego siebie.
- Niall, martwiłam się - powiedziała Alissa, gdy wysiedliśmy z auta. Podeszła do mnie i z niepewnością dotknęła mojej twarzy, chaotycznie ją lustrując - Kto ci to zrobił? - zapytała troskliwie, po czym mnie przytuliła, czego nie odwzajemniłem - Bałam się, że mogło stać się najgorsze.
- Ale żyję, nie widzisz? Dacie mi ten pieprzony spokój, czy nie? - rzuciłem sucho i wtedy się odsunęła, by spojrzeć na mnie z niezrozumieniem i lekkim oburzeniem w oczach.
- Niall, do cholery, nie było cię ponad dzień, baliśmy się, że coś ci się stało, a ty teraz tak po prostu nas zbywasz?
Natomiast ja zwilżyłem językiem usta, zanim uśmiechnąłem się sztucznie.
- Cóż, widocznie właśnie to robię.
- Horan, nie odzywaj się do niej w ten sposób - odezwał się Louis, grożąc mi palcem. Podniosłem brew i ignorując to skierowałem się do domu, pod drodze zapalając kolejnego papierosa. Jednakże zanim otworzyłem drzwi, Tomlinson stanął tuż przy mnie. Spojrzałem na niego wyciągając fajkę z ust, powoli wypuszczając z nich dym.
- Na kogo niby jesteś teraz wściekły? - zapytał, patrząc w moje oczy - Na nas? Za to, że się przejęliśmy? - mówił z pretensją w głosie.
- Daj mi spokój, Tomlinson - odetchnąłem. - Nie będę się powtarzał.
- Jesteś świadomy, że będąc pod wpływem gniewu ranisz swoich bliskich?
Ukradkiem spojrzałem na stojącą w oddali Alissę, będącą widocznie zasmuconą.
- Jestem - odparłem, ponownie patrząc na chłopaka - Dlatego chcę pobyć sam - powiedziałem ciszej, po czym wszedłem do domu i zamknąłem za sobą drzwi.
Zupełnie nie wiedziałem dlaczego reagowałem w taki sposób. Możliwe, że było to spowodowane moimi licznymi problemami, o których nikomu nie chciałem powiedzieć, przez co dusiły się we mnie coraz bardziej i w skutkach nie mogłem tego znieść, co musiałem wyładowywać na innych oraz na sobie. Jakbym zupełnie przyzwyczaił się do tego, że przez lata tylko alkohol potrafił mi pomóc, co tak naprawdę pogarszało sprawę.
A co jeśli stawałem się wrakiem i rzeczywiście potrzebowałem pomocy, ale po prostu nie przyjmowałem tego do świadomości i odrzucałem wsparcie od ludzi, którym rzekomo na mnie należało?
I jak bardzo wszelkie problemy wpłynęły na moje życie, że stałem się tym kim teraz jestem...
~
Był środek tygodnia. Z samego rana zszedłem po schodach na parter, by napić się czegoś ciepłego. Potrzebowałem tego.
- Nadal niczego od ciebie nie wyciągnę? - Usłyszałem Louisa, który jak się okazało, zajadał chipsy przed włączonym telewizorem. Zatrzymałem się, by na niego spojrzeć, wypuszczając z siebie powietrze. Wzbudził we mnie dziwne poczucie winy.
- Chyba musimy o czymś porozmawiać - stwierdziłem i wtedy spojrzał na mnie zaciekawiony - Koniecznie.
*Lissa's pov*
Uczyłam się cały wieczór i odrabiałam prace domowe, chcąc wjechać na dobre tory. Zdałam sobie sprawę, że najzwyklejsze czynności mogłoby mi pomóc w zapomnieniu o czymkolwiek związanym z niebezpieczną stroną mojego życia. Nawet miałam czas na to, żeby odetchnąć, leżąc w łóżku i zwyczajnie słuchając muzyki, co mnie odprężyło. Dzięki temu poczułam się lepiej, mimo że noc z poniedziałku na wtorek była dla mnie nerwowa.
Niestety dźwięk przychodzącego połączenia zaburzył mój spokój. Nie używałam telefonu od czasu, gdy wróciłam od Nialla, ale okazało się, że to właśnie on zadzwonił. Jednakże nie zdążyłam odebrać, ponieważ jego sygnał zniknął dość szybko. Lecz po chwili dostałam wiadomość.
Niall: Zdaję sobie sprawę, że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale chciałbym, byś do mnie przyjechała.
Westchnęłam zanim postanowiłam mu odpisać.
Ja: Nie mam auta. Zostawiłam je Louisowi dwa dni temu
Niall: Zamówię dla Ciebie taksówkę i za nią zapłacę.
Ja: Uczę się, Niall
Niall: Lissa, proszę.
Odłożyłam telefon i wróciłam do robienia notatek. Jednakże Niall nie dawał za wygraną i zadzwonił do mnie ponownie. Tym razem odebrałam.
- Lissa - odezwał się.
- Chcę odpocząć, Niall.
- Nie chciałem być dupkiem. Przepraszam.
- Przyjechaliśmy po ciebie zmartwieni, a ty tak po prostu poszedłeś do domu, mając to gdzieś.
- Byłem zdenerwowany. Nie chciałem pogarszać sytuacji.
- Mogłeś chociaż powiedzieć co się stało. Nie było cię w domu przez pieprzoną dobę i nie dawałeś znaków życia.
- Może dlatego, że prawie je straciłem i dlatego nie chciałem o tym myśleć.
- C-co?
- Opowiem wszystko jak przyjedziesz. Taksówka będzie za pół godziny - powiedział szybko, po czym się rozłączył i wtedy położyłam dłoń na czole, zastanawiając się, co tak naprawdę stało się tamtego dnia.
~
Wysiadłam z taksówki tuż pod bramą wjazdową na posesję Nialla, gdzie owy chłopak na mnie czekał. Zapłacił kierowcy życząc mu miłego wieczoru, a gdy ten odjechał, blondyn podszedł do mnie, obejmując mnie w talii ramieniem, by w taki sposób poprowadzić mnie do domu. Chciałam się odezwać, przywitać, ale nie potrafiłam. Tak jakbym widząc smutek na posiniaczonej twarzy Nialla wolała poczekać aż sam mi wszystko wyjaśni, do czego zmierzał, gdy w trójkę znaleźliśmy się w salonie. Louis wyglądał na bardzo zatroskanego, siedząc na kanapie z opuszczoną głową, mając splecione ręce, podczas gdy jego łokcie spoczywały na kolanach. Pomieszczenie wypełniła melancholia.
Niall usiadł na wolnym fotelu i przyjął taką samą pozycję jak Louis, lecz z takim wyjątkiem, że przetarł twarz dłońmi, wzdychając przy tym głośno, zanim się odezwał:
- Sprawy potoczyły się podobnie jak ostatnim razem.
- Ostatnim razem? - zapytał Louis, nie rozumiejąc słów swojego przyjaciela.
- Mam na myśli dzień, w którym Dan i reszta doprowadzili do mojego wypadku.
Otworzyłam szerzej oczy, bo to oznaczało, że działo się coś wyjątkowo niebezpiecznego.
- Pojechałem na wyścigi - zaczął i wtedy spojrzeliśmy się na siebie z Louisem, bo takie były moje przypuszczenia, o czym mu mówiłam - To wszystko wyglądało normalnie, zanim Ethan strzelił jadąc przez tłum, za co zacząłem go ścigać. Czy kogoś zabił? Nie sądzę. Zapewne chciał zwrócić moją uwagę wiedząc, że tam jestem i to sprawi, że za nim pojadę.
Strach pojawił się w moich oczach, ale nie chciałam niczego powiedzieć, żeby nie przerywać jego monologu.
- W pewnym momencie na drodze zaczął zachowywać się naprawdę dziwnie. To mnie rozkojarzyło, ale nie tak bardzo jak to, gdy mój były znajomy wyjechał przede mnie motocyklem i w pewnym momencie do mnie strzelił, rozbijając moją szybę. Ale chwilę później prawdopodobnie zginął, wjeżdżając w roboty drogowe. - W tym momencie jego twarz nieco się skrzywiła i wcale się temu nie dziwiłam, bo to co się stało było po prostu okropne. - Jednakże to było nic w porównaniu do tego co stało się później. Byłem przestraszony - zaśmiał się nerwowo, gładząc swoje uda i wtedy sobie uświadomiłam, że chyba nigdy nie widziałam go tak zestresowanego, gdy o czymś opowiadał.
- Co się stało? - zapytał Louis, widząc, że Niall przestał kontynuować.
- Zacząłem bić się z Ethanem na parkingu i gdyby nie nagły przyjazd policji, nie byłoby mnie tutaj. Sekundy dzieliły mnie od dostania kulki w łeb.
-Niall... - szepnęłam, chcąc dotknąć jego ramienia, jakby miało to upewnić go w tym, że może na mnie liczyć oraz że przejęłam się daną sytuacją. Bo prawda była taka, że moje serce biło szybciej, a oczy jakby lada moment miały wypuścić spod powiek słone łzy.
Niall chwycił moją dłoń i kojąco gładził ją kciukiem, po czym kontynuował swoje opowiadania:
- Dobę siedziałem w areszcie, dzięki czemu mieli pewność, że nigdzie nie ucieknę i że upewnią się, że moje dokumenty są prawdziwe. Nie mam pojęcia co stało się z Ethanem, ale chciałbym, by stamtąd nie wychodził i siedział w więzieniu tak długo jak to jest możliwe.
- Nie masz nic na niego - stwierdził Louis - Nawet jakbyś chciał mieć.
- Jedyne co go obciąża to fakt, że celował do mnie na oczach policji oraz że z jego broni zniknęło kilka pocisków, co oznacza, że używał jej już wcześniej.
Opuściłam wzrok, żując dolną wargę, gdy do głowy przyszedł mi pewien pomysł, lecz nie byłam pewna, czy o nim opowiedzieć.
- Jakbyśmy na coś wpadli, serio mógłby mieć sprawę w sądzie i byśmy mieli spokój - zastanowił się Louis, na co Niall pokiwał głową - To byłoby idealne.
- Teoretycznie skoro zabrali mi dokumenty, broń i dali moje auto do kasacji, chyba już nic takiego mi nie grozi, o ile Ethan nie zacznie koloryzować na moją niekorzyść.
- Za to ja mogę oskarżyć jego, mówiąc całkowitą prawdę - odezwałam się czując zestresowanie i wtedy obydwie paru oczu skierowały się na mnie.
- Powiesz o groźbie, w której chodziło o nielegalne wyścigi? - Louis podniósł brew, po czym pokręcił głową przecząco. - Robiąc to sprowadzisz problemy i to na siebie.
-Nie, Louis... - odetchnęłam ciężko - Mam mu do zarzucenia kilka innych rzeczy - powiedziałam przenosząc wzrok na Nialla, który doskonale wiedział o co mi chodzi.
- Nie chcę ciebie wciągać w to wszystko - stwierdził Niall, kręcąc głową. - Przeszłaś zbyt wiele.
- Ale skoro dzięki temu mogę pozbyć się kogoś, kto uniemożliwia nam być w spokoju razem... - mówiłam i wtedy po twarzy Nialla przebiegła iskierka nadziei - To dlaczego by nie spróbować? - W tym momencie uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, co odwzajemnił z pełną szczerością.
Wiedziałam, że tego chciał. Wiedziałam, że zrobiłby wszystko, by pozbyć się Ethana, a ja mogłabym mu to zagwarantować w znacznie mniej drastyczny sposób jakim byłaby śmierć. Ale nie robię tego tylko dla niego. Robię to także dla siebie i innych, wiedząc, że dzięki temu będziemy mogli żyć w świadomości, że już nic nam nie grozi.
__________
#ethanisoverparty 😇
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro