Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

- Jak zawsze wszystko spieprzyłaś. Jak zawsze, do cholery! - Usłyszałam przeraźliwy głos mojego chłopaka, który kontynuował słowne wyżywanie się na mnie po przegranym wyścigu. Weszliśmy właśnie do jego domu, gdzie zazwyczaj spędzałam najwięcej wolnego czasu, wręcz czułam się tak jakbym tu mieszkała. Ale tego dnia nadzwyczajnie tego nie chciałam.

- To nie moja wina, Ethan! - Zacisnęłam pięści, podnosząc głos na chłopaka, choć czułam, że to nie pomoże.

- Nigdy mnie nie wspierałaś - powiedział podchodząc do mnie, by finalnie stanąć tuż przed moją twarzą i z gniewem spojrzeć w moje oczy. - Nie dasz rady, nie zrobisz tego i tego - cytował poniekąd moje słowa, które tak naprawdę opisywały rzeczywistość.

- A powiedz mi, kiedy ostatnio przywiozłeś do domu pieniądze? Bo osobiście nie pamiętam! Masz długi u nie wiadomo jakich dealerów samochodowych, innej pracy nie masz, a dom stoi. Do tego mamy problemy z grupą Dana, przez co czasem naprawdę boję się wyjść z domu! Mam na siłę mówić, że będzie wspaniale, wiedząc, że to nieprawda?

- Słucham? - Brunet prychnął śmiechem żałośnie. - Zwalasz winę na mnie? - pokazał na siebie, dotykając palcem wskazującym swój mostek.

- To nie ja biorę udział w tym wszystkim!

- Ale brałaś - powiedział przez zęby. - Ale z cholera wie jakiego powodu przestałaś.

- Straciłam auto i nie było mnie stać na nowe - odpowiedziałam niezgodnie z prawdą. Nie chciałam się nikomu przyznawać do tego, co naprawdę za tym stało.

- I kto tu jest do niczego? - zaśmiał się prosto w moją twarz. - Kurwa, Lissa, nienawidzę cię - powiedział twardo, po czym zostawił mnie samą w pokoju, sam udając się na piętro budynku. Patrzyłam na drewniane, białe schody prowadzące na górę, czując jak łzy zbierają się w moich oczach.

Nie było istotne to ile razy słyszałam te słowa. Zawsze bolały tak samo, a ostatnimi czasy nawet bardziej niż zwykle. Każdy dzień przy tym chłopaku rodził nowe niepewności, strach i ogromną niechęć do czegokolwiek. Czułam się okropnie w jego towarzystwie, mimo że kiedyś mogłabym poświęcić dla niego życie. Lecz wszystko co dobre kiedyś się kończy.

A uciec od niego po prostu nie mogę.

~
Zamknęłam niebieską szafkę, jedną z kilkuset ułożonych wzdłuż szkolnych korytarzy. Trzymając zeszyty potrzebne na nadchodzącą lekcję udałam się pod klasę, gdzie miałam rozpocząć zajęcia z języka angielskiego. Szłam patrząc pod nogi, dopóki nie usłyszałam głosu mojej przyjaciółki - dziewczyny o długich, brązowych, lekko falowanych włosach i ciemnych oczach, o imieniu Jane.

- Lissa, widziałaś Jonatana? - zapytała podchodząc do mnie. - Hej, co to za wyraz twarzy? - zauważyła i od razu troska przejęła jej mimikę.

- Jestem po prostu zamyślona. - Pokręciłam głową, wymuszając uśmiech. - Nie widziałam go, dopiero przyszłam. A co?

- Na pewno? - dociekała. - Jeśli to znów przez Ethana...

- Nie, nie przez niego - zaprzeczyłam i wtedy zdałam sobie sprawę, że ostatnio wiele rzeczy oddalałam od siebie za pomocą kłamstw, co zupełnie nie było czymś dobrym. Lecz nie chciałam psuć dnia bliskim mi osobom.

- Chciałam od Jona fajki, miał mi je kupić w drodze do szkoły, bo ja zapomniałam - kontynuowała temat naszego przyjaciela, co mnie ucieszyło, bo słuchanie o Ethanie było totalnie zbędne w tym przypadku.

- Nie martw się, na pewno przyjdzie. Jak nie przed lekcją, to po niej.

I wtem rozbrzmiał donośny dźwięk dzwonka.

- A więc po niej. - Jane zaśmiała się. - Gotowa na powtórkę przed sprawdzianem?

- Tak - skinęłam głową, po czym wraz z resztą klasy podążyliśmy do odpowiedniego pomieszczenia.

~

Przyjechałam do domu pod wieczór, dzięki Jane, która raczyła mnie podwieźć.

- Do jutra - uśmiechnęła się, zapewne na samą myśl ciesząc się z nadchodzącego wyścigu, któremu będzie się przyglądać. Nie brała w nich udziału mówiąc, że to jest zbyt ryzykowne i miała w tym stu procentową rację.

- Do jutra. Podjadę po ciebie razem z Ethanem, jeśli chcesz - zaoferowałam.

- Nie, dziękuję, przyjadę z Tracy - odpowiedziała z uśmiechem, mając na myśli naszą blondwłosą przyjaciółkę, a jej sąsiadkę, która zawsze rozbawi towarzystwo, co szczerze powiedziawszy teraz bardzo by mi się przydało.

- Nie ma sprawy - zaśmiałam się pod nosem, po czym pochyliłam się, by pocałować dziewczynę w policzek na pożegnanie. - Trzymaj się!

- Ty również, Ali - odpowiedziała i to były ostatnie słowa jakie usłyszałam tego dnia.

Udałam się do jednego z rodzinnych garaży. Mniejszy należał do mnie, od kiedy zdałam prawo jazdy. Tata specjalnie go dla mnie uprzątnął, ponieważ wcześniej znajdowało się tam zbiorowisko kartonów wypełnionych zbędnymi rzeczami. Wtedy je sprzedaliśmy przez internet, więc nie dosyć, że zwróciło nam się trochę pieniędzy, zyskałam miejsce dla mojego czarnego Nissana Silvii.

Czy naprawdę to wszystko było warte porzucenia pasji w sensie praktycznym? Chyba tak, biorąc pod uwagę, że zapłacono mi 15 tysięcy dolarów grożąc mi, że jeśli wrócę do wyścigów w najbliższym czasie, finał byłby dla mnie jednoznaczny z utratą wszystkiego co posiadam, w tym życia.

Ale musiałam milczeć. Interwencja funkcjonariuszy policji tylko pogorszyłaby sprawę, szczególnie w moim przypadku. Nielegalne wyścigi samochodowe nie byłyby dobrym argumentem na moją ewentualną obronę. W dodatku mam na głowie chłopaka, który na ten czas najchętniej zrobiłby wszystko, by zesłać na mnie porządne kłopoty.

_______________
Witam w pierwszym, takim startowym rozdziale :)

Miłego dnia x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro