Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One shot-W objęciach śmierci

Gundabad

Thranduil spojrzał na swoją ukochaną, ta lekko uniosła kąciki ust. Król elfów nie wiedział, że był to ostatni uśmiech jego żony. Stali w ciszy. Nic się teraz nie liczyło, skoro i tak mieli zginąć. Nic, oprócz ich synka.
Mały Legolas patrzył to na swoją matkę, to na ojca, który szukał jeszcze jakiejś drogi ucieczki. Elfiątko totalnie nie rozumiało co się dzieje wokół.
Nagle w ich stronę poszedł ork. Obleśne stworzenie chwyciło królową i rzuciło ją na brukowany dziedziniec. Kobieta resztkami sił starała się podnieść, jednak sługa sił zła na to nie pozwolił kopiąc delikatną istotę w brzuch.
Thranduil szarpnął się, chcąc pomóc małżonce, jednak łańcuchy na to nie pozwalały.
-Zostaw ją!-warknął wściekły mając nadzieję, że wywrze chociaż jakieś wrażenie na orku.
-Zabierz mnie, tylko pozwól jej być z moim synem!
-Obudził się w tobie bohater? Trzeba było myśleć o ty zanim was porwali-zacharczał ork z parszywym uśmieszkiem.
Elf poczuł się winny całej tej tragedii. Gdyby nie poszli wtedy na spacer, to może by do tego nie doszło. Przymknął oczy i nawet nie zauważył jak zabrali gdzieś jego ukochaną.

***

-Nieee!!!-Thranduil trzymał właśnie ciało swojej ukochanej i obejmował ją bardzo delikatnie, by jeszcze bardziej jej nie zranić. Jego krzyk był tak głośny, przepełniony bólem i strachem, że daleko za twierdzą do lotu zerwały się ptaki. Ręce Thranduila zaczęły drgać. Wyrwali mu ciało królowej.
-Nanah... (Mamusiu)-słabiutki głosik wyrwał się z gardła małej postaci przytrzymywanej przez orka.
-Legolas!-pomyślał Thranduil, gdy się ocknął. Chciał się dostać do synka, lecz nie było mu to dane. Po chwili wszystko stało się czarne.

***

Głośny huk koło ucha sprawił, że Thranduil otworzył oczy.
Zerknął w bok widząc wchodzącego strażnika.
-Czyli to już koniec-pomyślał w duchu przeklinając się za to, że nie był w stanie ochronić własnej rodziny.
-Ostatnie słowa elfickie ścierwo!-wycharczał ork.
-Le mellin, Legolas...(Kocham cię, Legolasie)-wyszeptał Thranduil i zamknął oczy. Czekał na ból, który bezpowrotnie odbierze mu życie i wtedy dołączy do swej ukochanej małżonki.

I ten ból nadszedł bardzo szybko. Niespodziewany, mocny, zwalający z nóg...
Że świstem wciągnął powietrze po raz ostatni. Elfa zawsze zastanawiało jak będzie wyglądać śmierć, jednak nie chciał tego doświadczać. Na pewno nie w ten sposób!
Mężczyzna, który nie potrafił obronić swojego syna, żony... Tak, teraz marzył tylko o tym by dotknąć choć kosmyka włosów swej ukochanej.
-A więc tak to wygląda... Koniec mimo wszystko nie jest taki zły-przeszło mu przez myśl, gdy nagle zobaczył światło. Ale to nie było byle jakie światło, tylko takie pełne nadziei. W tej jasności pojawiła się postać.
-Manwe... -wyszeptał Thranduilu gardłowo.
-Nie poddawaj się, srebrzystowłosy!-mówił Valar bardzo spokojnym tonem.
-Zabierz mnie do niej... Ja nie chcę już cierpieć-jęknął władca Mrocznej Puszczy.
-Hmm... Masz rację, tam nie ma bólu cielesnego, ale jest inne cierpienie. Potrafiłbyś znieść myśl, że zostawiłeś syna samego? Nie sądzę Thranduilu. Dlatego musisz żyć, rozumiesz? Dla Legolasa-światłość wokół Manwego zaczęła znikać, zresztą jak i on sam.

***

Celeborn oddychał niespokojnie. Pierwszy raz tak się denerwował przed bitwą.
-A jeśli oni już nie żyją?-mówił mu wewnętrzny głos. Próbował odgonić od siebie tę myśl, ale zbytnio mu to nie wychodzili.
Spojrzał na Mithrandira, który stał obok niego z jak zwykle spokojnym wyrazem twarzy.
-Nie martw się, Celebornie. Czuję tam życie-powiedział czarodziej wysilając się na uśmiech.

Nagie w twierdzy słychać było krzyk. Krzyk przepełniony bólem, rozpaczą i nienawiścią.
Wladca Lothlorien nie mógł już czekać. Razem ze swoją armią przedostali się pod mury twierdzy. O dziwo wejście do niej nie było trudne. Już po chwili Gundabad stał przed nimi otworem.

***

Thranduil otworzył oczy ku zdziwieniu orka próbującego go zabić. Zerwał się pomimo bólu całego ciała.
Wcześniejsze tortury i świeża rana na piersi dały o sobie znać  ale musiał znaleźć syna. Zajęło mu chwilę ogłoszenie napastnika, zabicie go i zabranie mu wszelkiej broni, ale wydostał się z celi.

Biegł już ostatkiem sił, po drodze zabijając wrogów. Po tym co zrobili jego żonie i sprawiło mi to dziką przyjemność. W pewnym momencie zrobili mu się słabo. Zachwiał się i upadł, ale wciąż był przytomny. Chciał się podnieść, jednak nowy napastnik na to nie pozwolił. Kopnął go w twarz z przez co rozciął mu wargę. Z oczu Thranduila zaczęły ciec łzy. Łzy bezradności.
-Jednak nie jesteś taki mocny, co?-szydził sobie jego oprawca, gdy nagle nastała cisza. Król nie poczuł następnego kopnięcia, ani nie usłyszał kolejnego wyzwiska.

***

Celeborn celnie strzelił z łuku. Ork padł martwy na ziemię, zaraz Okok ciała Thranduila. Mąż Galadriel ukląkł pospiesznie przy królu Mrocznej Puszczy. Jego klatka piersiowa podnosiła się nierównomiernie, a z ran obficie leciała krew.
-Thrandi, nie odchodź...-mruknął Celeborn. Jego przyjaciel z bólem otworzył oczy.
-Legolas...-szepnął prawie niesłyszalnie.
-Moi wojownicy go szukają, jestem pewien, że już nawet znaleźli.
-Mhm... Błagam, zaopiekuj się nim po... po moim odejściu-wyjąkał i przymknął oczy.
-Nie ma mowy! Nie zostawiaj nas! Nie zostawiaj Legolasa...-chciał jeszcze wykrzyczeć Celeborn, lecz Thranduil już tego nie słyszał. Jego powieki opadły na długi czas...

***
Dwa miesiące później

Władca Mrocznej Puszczy przechadzał się swymi ogromnymi ogrodami, aż w końcu znalazłam się w tym pechowym miejscu. Tam ich porwano.
To właśnie tego samego dnia jego serce zamarzło na długo, by już się nie roztopić.
Tam stracił swoją ukochaną, najważniejszą istotę życia, oczywiście oprócz syna.
Legolas pomimo tego, że jest jeszcze mały, dokładnie zrozumiał co się stało. Mocno to przeżył, zresztą jak Thranduil i całe królestwo.
Ale obowiązki władcy wzywały.
Elf nie miał nawet czasu na opłakiwanie żony po pogrzebie. Teraz przechadzając się tym szlakiem, wspomnienia wracały. Przystanął przy małym jeziorku i schylił się, by coś podnieść.
Był to mały wisiorek jego ukochanej, który musieli zerwać orkowie podczas porwania. Król przytulił go do serca i zamknął oczy, przepuszczając jednak kilka łez.
Wiem wyczuł czyjąś obecność. Na szczęście był to tylko Mithrandir.
Czarodziej podszedł do niego.
-Panie, co tu robisz?-spytał zdziwiony. Myślał, że Thranduil nie będzie chciał odwiedzać tego miejsca, ale jednak.
-Wspominam przyszłość, Mithrandirze-mruknął cicho władca i spojrzał na Gandalfa.

-Ahh... Rozumiem Thranduilu, jednak pamiętaj. Nie można zmienić przeszłości, ale można kreować przyszłość-powiedział i uśmiechnął się.-Czy pamiętasz, że Legolas ma jutro urodziny?

A oto moja praca na konkurs zeswirowanyelf! Mam nadzieję, że się podoba. Trzymajcie za mnie kciuki 😜
MOD-MAJ i jak?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro