Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

dzień szósty

Z czarną torbą w dłoni podążał szpitalnym korytarzem, gdzie został poinformowany przez pielęgniarkę o dziwnym humorze Ivy. Przyspieszył kroku, dzięki czemu niedługo później stał naprzeciw drzwi. Pociągnął za klamkę i wszedł do środka, starając się być jak najciszej. Kto wie, może spała? Zamknął za sobą drzwi i zeskanował wzrokiem pogrążoną w ciemności salę. Źródło światła stanowiła jedynie mała lampka na nocnym stoliku. Dzięki jasności żarówki Harry ujrzał zwiniętą w kulkę Ivy. Leżała na łóżku okryta kołdrą po samą głowę. Nawet nie sprawdziła kto przyszedł. Brunet zbliżył się do łóżka i stanął obok niego. Gdyby nie cichy szloch wydobywający się spod materiału można byłoby powiedzieć, że nastolatka śpi.

– Ivy – wyszeptał aby jej nie wystraszyć. – Kochanie – dziewczyna nie odpowiadała. – Co się stało? Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać? – Ivy przez dłuższą chwilę się nie odzywała. Nie chciała mu ulec. Ale chęć ujrzenia go wygrała i dziewczyna odwróciła się w stronę chłopaka.

– Dlaczego wczoraj nie przyszedłeś? – spytała ochrypłym od płaczu głosem. – Czekałam – dodała smutno, a Harry przymknął oczy i zasłonił twarz dłońmi mrucząc pod nosem przekleństwa.

– Przepraszam cię Skarbie. Od samego rana miałem różne spotkania z klientami. Sam wyszedłem z firmy przed dwudziestą drugą. Wiesz, że nie wpuściliby mnie o takiej godzinie – tłumaczył siadając na krześle.

– Dzwoniłam, nie odebrałeś.

– Wiesz, że na spotkaniach wyłączam telefon i jedyny kontakt ze mną jest przez moją sekretarkę. Mogłem zadzwonić, że nie dam rady przyjść, głupi jestem – odezwał się smutno przeczesując włosy.

– Nie mów tak o sobie. Nie jesteś głupi tylko zabiegany. Dużo pracujesz i nie mów, że tak nie jest. Od zawsze tak było, firma, firma, firma – powiedziała przewracając oczami.

– No i pomiędzy nią ty – uśmiechnął się i przetarł dłonią jej mokre policzki. – Ty wolałaś znajomych, imprezy. O ile się nie mylę na jednej z nich, na którą mnie wyciągnęłaś

– Lubiłam to do czasu – przerwała mu. Ivy nie musiała mówić o tym zdarzeniu, oboje dobrze wiedzieli o co jej chodzi.

– Zobaczysz, że za niedługo będzie tak jak kiedyś. Uda ci się. Jesteś silna, a ja w ciebie wierzę – powiedział i usiadł na jej łóżku. Dziewczyna nie czekając na nic podniosła się i wtuliła w jego tors.

– Ja już nie wierzę w cuda Harry – wyszeptała wtulają twarz w jego bluzę i zaciągając się jej zapachem. Będzie go jej brakować po drugiej stronie.

– Nie pozwolę ci odejść – wyszeptał chłopak wtulając twarz w jej włosy.

– Nie zmienisz tego – powiedziała na co brunet zamilkł. Na samą myśl o tym w jego oczach pojawiały się łzy. Nie chciał brnąć dalej w tą dyskusję. Dobrze wiedział, że każde z nich ma na ten temat inne zdanie. Spotkał się optymista z realistą.

– Przyniosłem ci coś – powiedział i odsunął się lekko od dziewczyny. Ta przetarła dłońmi oczy i kaszlnęła. – Zimno ci? – spytał brunet. Jakiekolwiek przeziębienie w jej stanie mogło przynieść katastroficzne skutki.

– Trochę. Ubiorę skarpetki – odpowiedziała i sięgnęła na drugi koniec łóżka, gdzie znajdowały się puchate niebieskie skarpety. – Pokaż co tam masz – usiadła po turecku, a na widok czarnej torby rozpromieniła się.

– Trochę ubrań – powiedział wyjmując rzeczy, by następnie ułożyć je na stoliku. – Owoce i soki – odłożył na bok dwie butelki i pudełko. – No i mam to o co mnie prosiłaś. A przynajmniej myślę, że to to – zdenerwowany wziął w dłonie przedmiot i odwrócił się do Ivy. – Ta? – spytał podając jej książkę. Dziewczyna przejęła ją i po spojrzeniu na okładkę na jej ustach pojawił się uśmiech.

– Tak, dziękuję – uśmiechnęła się w stronę bruneta i przytuliła książkę do piersi.

– To nie jest przypadkiem ta smutna książka o chorej dziewczynie? – spytał ponownie siadając. Pamiętał jak lektura wpadła mu w dłonie w czasie sprzątania w domu.

– To ta.

– Dlaczego chcesz to czytać? – spytał z troską. Wiedział o czym jest i jak może zadziałać na Ivy, zwłaszcza w takiej chwili.

– Czyżbyś zaczął myśleć, że w moim stanie nie mogę przeczytać nawet książki o takiej, a nie innej tematyce?

– Nie, wiesz że nigdy bym nie mógł tak myśleć – odpowiedział stanowczo. Ivy pokiwała twierdząco w geście zrozumienia i sięgnęła po pudełko ciasteczek z cukrem.

– Zabierz je. Nie mogę jeść już takich rzeczy – podała opakowanie brunetowi, a on ujrzał w jej oczach smutek. Nie mogła jeść słodyczy jak wszyscy inni. Jak on. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro