Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

> XXXIV <


Wiktoria POV

Nasze pokoje są na drugim piętrze, przez ostatnie dwa dni pokonywałam tę wysokość schodami, dzisiaj nie wchodziło to w rachubę. Czułam się jak POChP-owiec wspinający się na dziesiąte piętro, gdy wchodziliśmy po kilku schodkach do budynku hotelu. Dlatego pojechaliśmy windą. Nienawidzę wind. Boję się, że zatrzyma się ze mną w środku i w niej utknę. Ale nie jadę nią sama i to tylko dwa piętra. Zacisnęłam zęby i jadę.

Towarzystwo skacze nade mną jak nad jajkiem. Jin cały czas trzyma mnie pod ramię, jakbym miała zaraz upaść, Jackson niesie plecak z moimi wczorajszymi ubraniami, a Kaja po drodze kupiła owoce, sok marchewkowy i słodkie buki. Powiedziała, że muszę wzmocnić siły. Powtarzam im, że czuję się nawet dobrze i nie muszą się o mnie tak martwić. Ale to na nich nie działa. Gdy wchodzimy do pokoju, od razu 'instalują' mnie w łóżku i Jin przykrywa mnie kołdrą. Nie wspomnę o tym, że na dworze jest jakieś 27st.

- Ok. Godzina jeszcze wczesna, więc możecie iść pozwiedzać, a ja sobie poleżę. – mówię.

- Ja zostaję. – mówi szybko Jin.

- Przyjechałeś tu zwiedzać, a nie siedzieć w hotelu. Ja sobie sama poradę.

- Nie ma mowy.

- Ale...

- Nie. – przerywa mi – To tej pory ty opiekowałaś się mną. Pozwól więc że teraz ja zaopiekuję się tobą.

I weź tu z taki dyskutuj. Zrobił się poważny. Zgrywa odpowiedzialnego i opiekuńczego. I ten jego przenikliwy wzrok. Chyba ja go tego nauczyłam. Ładnie sobie przyjaciela wychowałam.

Do pokoju wchodzą Mark i Ewa, wpuszczeni przez Jackson'a. Nawet nie słyszałam kiedy pukali. Chłopak ma identyczną minę jak jego przyjaciel w szpitalu. Przeczuwam jakie słowa zaraz usłyszę.

- Przeprosiny przyjęte. – mówię zanim zdąży powiedzieć cokolwiek.

- Dziękuję. – mówi więc tylko.

- Dzisiaj w planach było oceanarium w Gdyni. Ale chyba zmienimy plany.- mówi Kaja.

- Dlaczego? Już tam byłam, nic nie tracę. Nie chcę żebyście zmieniali plany przeze mnie.

- Połazimy po okolicy i odwiedzimy Park Oliwski. Do Gdyni pojedziemy jutro.

- Jak chcecie. – spuściłam głowę zrezygnowana – Jin idź z nimi. Oliwa jest naprawdę piękna. Musisz ją zobaczyć. – spoglądam mu głęboko w oczy.

- Nie ma mowy. Zostaję z tobą. Jackson zrobi zdjęcia.

Robię naburmuszoną minę jak pięciolatka, tylko tupnięcia nóżką brakuje.

- Ok. To my spadamy. Jin zajmuj się Wiki. – mówi Kaja, puszczając do niego oczko.

Zdrajczyni!

Jin POV

Zostaliśmy sami. Wiki się do mnie nie odzywa, bo zostałem. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym zostawić ją samą. Tak się o nią martwiłem przez te kilka godzin. I nie mógłbym spokojnie zwiedzać, bojąc się że mogą ją złapać jakieś duszności czy coś. Muszę też przyznać, że sam za dobrze się nie czuję. Chyba wciąż mam gorączkę.

- Jesteś głodna, prawda? Zjedź coś z tego co Kaja kupiła.

Podchodzę do stolika, który stoi pod przeciwległą ścianą niż łóżka. Wyciągam mandarynki i zaczynam je obierać.

- Weź tę siatkę i chodź tutaj.

Robię o co prosi. Siadam na swoim łóżku i obieram dalej.

- Daj mi jedną. Też będę obierać.

- Nie. Masz odpoczywać.

- Ręce mam sprawne, to po pierwsze. A po drugie taki wysiłek mnie nie zabije. – wstała z łóżka i podeszła do mnie, gdy zbyt długo nie dawałem jej owocu. – Poza tym ty też jesteś chory. Masz gorączkę.

Spojrzałem na nią szeroko otwartymi oczami. Skąd to wie?

- Nic mi nie jest. – postanowiłem zgrywać twardziela.

- Przecież widzę. Masz szkliste oczy i zaróżowione policzki. Siedziałeś wczoraj ze mną w szpitalu kilka godzin w przemoczonych ciuchach.

Ma rację, ale to ja mam się nią zajmować, nie odwrotnie, więc muszę wziąć się w garść i nie dać się gorączce.

- Nie przejmuj się mną. Wracaj do łóżka. – zabieram jej na wpół obrany owoc i daję ten który sam obrałem.

- Zaraz. I ty też idziesz do łóżka. Ja jutro będę zdrowa, a ty mi jeszcze zapalenie płuc złapiesz.

Wstała ze swojego miejsca i podeszła do swojej torby. Chwilę w niej grzebała, a następnie wróciła do mnie, trzymając w ręce kosmetyczkę. Gdy odsunęła zamek, moim oczom ukazały się różnego rodzaju lekarstwa. Spojrzałem na nią pytająco. Uśmiechnęła się tylko niewinnie i wzruszyła ramionami.

- To jak pół apteki. Na co to wszystko?

- Przezorny zawsze ubezpieczony. Są. – powiedziała i podała mi tabletki.

- Co to?

- Środek przeciwgorączkowy. Weź go i idziemy spać.

Podeszła do swojego posłania, zostawiając mnie z otwartą buzią. Wow, co za kobieta. W ogóle się nie słucha i nawet jak niedomaga to się rządzi. Jednak posłusznie wycisnąłem dwie kapsułki i połknąłem, popijając wodą.

Wiki zdążyła się już umościć w pierzynkach. Podszedłem do niej i zamierzałem dołączyć. Wiki w tym momencie się do mnie odwróciła i spojrzała się zdziwionym wzrokiem.

- Co ty robisz? – zapytała.

- Wziąłem leki. Możemy iść spać. Sama tak powiedziałaś.

Zamierzałem się trochę podroczyć z nią. Chciałem utrzeć jej trochę noska za te rozstawianie mnie po kątach. A także, nie ukrywajmy, chciałem spać z nią. Taki nieprzyzwoity ja.

- Nigdy nie powiedziałam, że będziemy spać razem. Idź na swoje łóżko. – powiedziała przyciągając do siebie kołdrę.

- Wiki, proszę. Wiesz, że moje ramię idealnie się sprawdza jako poduszka. – uśmiechnąłem się zalotnie i pociągnąłem za przykrycie. Muszę mieć wysoką gorączkę, skoro tak bezwstydnie z nią flirtuję.

- Zapomnij!

To powiedziawszy pociągnęła z całej siły do siebie kołdrę. Nie spodziewałem się tego i straciłem równowagę. Upadłem całym ciałem na dziewczynę i nasze usta się zetknęły.

Oboje mieliśmy szeroko otwarte oczy. Klasyczne scena z dram.

Odsunąłem się od niej powoli. Jej policzki były czerwone i zakrywała usta ręką.

- Wybacz, że bez uprzedzenia. – powiedziałem. W duchu skakałem z radości.

Pokiwała tylko jak robot głową.

- Wiki czy po tym wszystkim mogę nazywać cię swoją dziewczyną?

Trudno ocenić czy moment by na to odpowiedni, ale to pytanie gnębiło mnie przez ostanie 24 godziny i wyszło z moich ust bez głębszego przemyślenia. Jeśli teraz mi ucieknie przynajmniej nie będę żałował, że nie zapytałem.

Oczy Wiki, mało nie wyszły z orbit. Jej ręka opadła bezwładnie na pościel, a usta otworzyły szeroko. Zamrugała kilka razy.

- Słucham? – wyszeptała.

- Wiki, proszę.

- Pomyślę nad tym. – powiedziała i przykryła się kołdrą na głowę.

Jednak zdążyłem jeszcze zobaczyć uśmieszek. Dzięki temu wiedziałem, żewszystko się ułoży i dostanę pozytywną odpowiedź.    

*********************************
Witajcie ;) rozdział miałam dodać wczoraj, ale zostawiłam USB z tekstem u siostry. Więc jest dzisiaj.

Dwa dni temu dodałam ff o Sudze. Tych którzy jeszcze nie widzieli i nie czytali, zapraszam serdecznie ;) Nosi nazwę TOMORROW ( https://www.wattpad.com/myworks/62502420-tomorrow-bts-suga-ff-pl )

Uprzedzam, że kolejny rozdział będzie dopiero w czwartek ( 18.02 ), bo w niedzielę wyjeżdżam i w środę wracam. będę jednak potrzebowała dnia żeby się ogarnąć ;) poczekajcie na mnie ;)

Read, vote, comment.
Enjoy! :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro