Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

> XXXI <

Jackson POV

- Stary opowiadaj.

Przyszedłem do Jin'a. Po wydarzeniach wczorajszej nocy jest o czym mówić.

- W końcu się wszystko wyjaśniło. - powiedział uśmiechając się.

- Wiedziałem. Opowiadaj wszystko ze szczegółami.

- Co ty sobie wyobrażasz? - spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Nic. Wysnułem wnioski na podstawie tego co widziałem.

- Czyli nic nie wiesz. Słuchaj. Stała w kącie i piła kolejnego drinka. Podszedłem do niej kiedy na mnie spojrzała i się do mnie uśmiechnęła. Prosiłem, żeby przestała pić, ale nie chciała. Powiedziała, że dzięki temu się już nie boi i nie chce uciekać. Powiedziała, że mnie lubi i chce się cieszyć chwilą. Nie musimy być już przyjaciółmi. - powiedziała i się do mnie przytuliła. A potem zasnęła.

- To wiem. Sam pomogłem ci ją donieść do pokoju. A w nocy?

- W nocy, w nocy. Co w nocy? Jakąś orgie sobie wyobrażasz? Spaliśmy po prostu.

- I tyle?

- Jackson! Zaraz dostaniesz w gębę. Takim gadaniem nie szanujesz ani mnie, ani Wiki.

- Przecież nic nie mówię. To jak się czujesz mając dziewczynę?

- Wiki nie jest jeszcze moja dziewczyną.

- To na co ty jeszcze czekasz. Poproś ją o to.

- Na pewno to zrobię.

Jin POV

Czy świat zawsze był taki kolorowy, ty to nowe życie jako szczęśliwie zakochany człowiek, się do tego przyczyniło? Tak jestem zakochany i nareszcie mogę to wyrazić, bez obaw że Wiki zerwie ze mną kontakt. Ona też tego chce. Może nie kocha mnie tak jak, ja ją, ale na pewno żywi do mnie jakieś uczucia, a to w zupełności wystarcza. Móc ją przytulić, bez zastanowienia czy nie dostanę w twarz jest tak cudownym doświadczeniem. Dawno nie byłem zakochany i przeżywam to jak nastolatek pierwszą miłość. A może to jest moja prawdziwa pierwsza miłość? Chyba nie, jakieś dziewczyny przewinęły się w moim życiu. Nie to żeby było ich znów tak wiele. Ale nie ważne.

Podczas śniadania ustaliliśmy, że odpuścimy sobie dzisiaj zwiedzanie i pójdziemy posiedzieć na plaży. Pogoda jest do tego idealna. Dlatego też siedzimy z Wiki na ręczniku, rozłożonym na ciepłym piasku i patrzymy jak reszta pluska się w wodzie. Kilka razy chciałem do nich dołączyć, ale Wiki nie chce wchodzić do wody. Nawet nie jest w stroju kąpielowym. Nałożyła krótkie szorty i koszulkę bez ramiączek, żeby się 'nie wypaliły' - jak to określiła.

- Może jednak do nich dołączymy? - pytam po raz setny.
- Nie musisz ze mną siedzieć. Idź się z nimi bawić. Mi tu dobrze. - powiedziała niby miło, ale wyczułem nutkę irytacji. Chyba przegiąłem.

- Mogę spytać, czemu nie chcesz iść?

- Ja... Bo ja... Nie umiem... pływać. - wydukała cicho, jakby zawstydzona.

- Nie ma się czego wstydzić. Nie każdy musi umieć. I nie musimy wchodzić na głęboką wodę. - zaproponowałem, rozumiejąc bardziej jej zachowanie.

- Zobacz jak oni daleko wyszli. Kaja ledwo z wody wystaje. Boję się.

- Ok. To posiedźmy jeszcze trochę i pogadajmy. A potem przejdziemy się chociaż brzegiem, żeby woda opłukała nam stopy.

- Jasne. Dziękuję.

- Nie ma za co.

Chciałem ją przytulić, ale się odsunęła. Zdziwiłem się.

- Coś się stało? Nie mów mi proszę, że po wytrzeźwieniu zmieniłaś zdanie co do naszej relacji?

- Nie. To nie tak. Musimy pogadać.

Nie lubię gdy tak zaczyna zdanie. Po nich zawsze słyszę coś czego bym nie chciał.

- Muszę ci się do czegoś przyznać. - powiedziała nie patrząc na mnie. Nie przerywałem jej, więc kontynuowała. - Szczerze mówiąc nie pamiętam co się wczoraj działo. Wiem tyle ile powiedziała mi Kaja i Jackson.

Auć! Zabolało. Nie pamięta jak powiedziała, że mnie lubi. Nie wie, że zmieniła zdanie. Nie pamięta naszego uścisku. Więc znowu jesteśmy w punkcie wyjścia. I co teraz?

- Rozumiem. Wypiłaś naprawdę dużo. - przybrałem na twarz mam nadzieję uśmiech zrozumienia. Nie chciałem jej pokazać, że jest mi przykro.

- Jin, przepraszam. To nie powinno się wydarzyć.

- Wtedy nigdy mógłbym od ciebie nie usłyszeć 'Lubię cię'.

Nastała cisza. Wiki nawet na mnie nie patrzyła. Spuściła głowę i dłubała paluchem w piasku. Ja też nie wiedziałem co powiedzieć. Inaczej wyobrażałem sobie tę rozmowę. W odpowiednim momencie miałem też zadać jej kluczowe na ten moment pytanie. Ale teraz to raczej nie wypada. To wszystko było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Co dobre, szybko się kończy. Zacząłem robić to samo co ona. Grzebałem palcami u stóp w piasku. Był przyjemnie ciepły. Przymknąłem oczy i wystawiłem twarz do słońca. W pewnym momencie poczułem, że bierze mnie za rękę. Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią. Uśmiechała się lekko i miała niepewność w oczach.

- To, że tego nie pamiętam, nie znaczy, że tak nie czuję. Lubię cię Jin. Ale boję się tego uczucia. - powiedziała.

Wyobrażam sobie ile to wyznanie musiało ją kosztować. Zmieniłem pozycję i siedziałem teraz naprzeciwko niej. Wziąłem jej dłonie w swoje. Uśmiechnąłem się tym razem szczerze.

- Wiki, nie przejmuj się niczym. Nie będziemy niczego przyśpieszać. Dla mnie jest dobrze tak jak teraz. Sama świadomość, że mnie lubisz mi wystarcza.

- Dziękuję, Jin. Postaram się pozbierać myśli najszybciej jak się da.

Znowu chciałem ją przytulić, a ona znowu mi umknęła.

- I co do kontaktu fizycznego. Na razie musisz mnie ostrzegać, co chcesz zrobić, żeby zapobiec mojemu odruchowi ucieczki.

- Oczywiście. W takim razie, zamierzam cię przytulić, ok?

Głęboko odetchnęła i skinęła głową. W końcu miałem ją w ramionach. Idealnie do nich pasowała. Nie była jakąś kruszynką, nie bałem się że ją zgniotę. Jakby nie było mam szerokie i silne ramiona. Poczułem, że też mnie obejmuje. Nie pozostawała bierna. To mi się podobało. Wróciło do mnie uczucie, z którym obudziłem się rano, a przez kilka minut myślałem że już przepadło. Teraz także mogłem swobodnie oddychać.

- Dziękuję Wiki, że pozwoliłaś się do siebie zbliżyć. Nadamy naszej znajomości odpowiednie tempo. Nie martw się. - przytaknęła skinieniem - Masz może ochotę na lody? - zapytałem. - Gdy wchodziliśmy na plażę, przy wejściu widziałem lodziarnie.

- Czemu nie. - odpowiedziała, patrząc i uśmiechając się do mnie.

- Ok. To pójdę kupić. Jaki chcesz smak?

- Czekoladowe, oczywiście.

- Oczywiście. Zaraz wracam.

Podniosłem się z ręcznika, założyłem czapkę z daszkiem i okulary, którebyły nie jako moją przykrywką i ruszyłem w stronę budki z lodami. Odwróciłemsię żeby spojrzeć na nią jeszcze raz. Zobaczyłem, że podchodzą do niej Mark iJackson.

**********************

Witajcie, kolejny rozdział przez wszystkich wyczekiwany ;)

Wybiło 3K wyświetleń, dziękuje wszystkim. Stałym bywalcom i osobom nowoprzybyłym, które serdecznie witam ;)

Read, vote, comment.
Enjoy! :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro