Początki bywają trudne cz.2
,,(...)na środku sali leżało łóżko, dookoła było mnóstwo urządzeń a w tle było słychać równomierne powolne pikanie. Podeszłam do łóżka
Zobaczyłam wychudzoną,bladą i nigdzie nie patrzącą postać. Oddychała ciężko, jakby każdy wdech był dla niej ogromnym wysiłkiem.
-Mamo???-Szepnęłam,a ona powoli odwróciła głowę i spojrzała na mnie. Usmiechnęła się powoli i słabo. Po moich policzkach wciąż leciały łzy.
Mama podniosła drżącą dłoń i otarła jedną nową łzę. Ja przytuliłam jej rękę, i znów szepnęłam ,, mamo".
Ona złapała moją dłoń i coś do niej włożyła. Był to jej zegarek,którego nigdy nie zdejmowała.
-Kocham cię córciu. Zatrzymaj to,i nigdy nie zapomnij: zawsze trzy kroki do przodu a potem dwa do tyłu...-Powiedziała cicho i strasznie słabo.
Zdziwiłam się nic nie rozumiałam...
-Też cię kocham mamusiu
Spowrotem przytuliłam jej rękę i zamknęłam oczy.
Nagle równomierne piki,zmieniły się w jeden długi pik. Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek,nie puszczając ręki mamy.
-Dobrze mamusiu,ale o co chodziło z tymi kroka....mamusiu! -W tym momencie puściłam jej rękę,a ona bezwładnie opadła na brzeg łóżka.Mama leżała z lekko otwartymi oczami które nigdzie nie patrzyły. Miała lekko rozwarte usta. Spowrotem dotknęłam jej ręki. Była zimna...
-Mamo?-Szepnęłam - Mamo? -Powiedziałam trochę głośniej-
MAMO! !! - Darłam się. Zaczęłam nią potrząsać,ale to też nie skutkowało -Nie..nie....NIE!!!!-Dostałam ataku histerii, zaczęłam rzucać czym popadnie drąc się jakbym oszalała.
Gdy straciłam siły położyłam się obok mamy i przytuliłam jej zimne ciało
-Mamo... proszę nie odchodź. .. potrzebuję cię....SŁYSZYSZ POTRZEBUJE CIĘ! NIE DAM SOBIE RADY! BŁAGAM WRÓĆ! NIE MOŻESZ ODEJŚĆ , NIE MOŻESZ! -Mimo, że miałam dopiero 5 lat, wiedziałam co to śmierć. Nagle do sali wbiegli lekarze, zaczęli się ze mną szarpać, ale ja nie chciałam opuścić mamy,darłam się histerycznie, lecz w końcu odciągneli mnie,biorąc mnie za brzuch,a ja dalej rwałam się i krzyczałam że chcę do mamy. Dalej nie pamiętam...pewnie zasnęłam
Po obudzeniu się,pojechałam z panią Shirain do jej domu,by tym czasowo u niej zamieszkać. Nie odzywałam się do nikogo,nic nie jadłam,nie piłam. Cały czas siedziałam skulona w zamkniętym pokoju i płakałam. Po tygodniu,pani Shirain przy kolacji odezwała się.
-Posłuchaj....Abigail....nie mogę się tobą wiecznie opiekować, po prostu nie mogę,dlatego....-przerwała
-dlatego,jutro przyjeżdża twój tata,i on się tobą sejmie w twoim starym domu - powiedziała to jednym tchem.
Nie znałam mojego taty. Nigdy nie przyjeżdżał. Nie interesował się mną ani mamą,więc po co tu przyjeżdżał.
Czułam się dziwnie,nie powiem bałam się tego spotkania,a z drugiej strony ekscytowałam,ale nie okazywałam tego. Po kolacji,znowu zamknęłam się w pokoju,i zastanawiałam się jak wygląda mój tata...
Następnego dnia około drugiej po południu,stanęłam przed drzwiami, oddychałam szybko i strasznie się stresowałam. Po około 5 minutach rozległ się dzwonek do drzwi. Sąsiadka i ja popatrzyłyśmy na siebię. Pani Shirain westchnęła i po woli otworzyła drzwi. Ich oczom ukazał się wysoki mężczyzna. Był ubrany w idealnie czysty garnitur. Jego oczy zasłaniały przeciwsłoneczne okulary.
-Yyy. ..Dzień dobry,proszę wejść!- Powiedziała sąsiadka,z udawanym entuzjazmem. Tata,wszedł i nawet na mnie nie spojrzał. Przeszedł obok mnie obojętnie i usiadł na kanapie w salonie. Pani Shirain poszła za nim,a ja stanęłam w drzwiach.
-M...może się pan czegoś napije-spytała sąsiadka zestresowana.
-Dobrze ale szybko,mam dużo pracy.
-Jasne już niosę!-Powiedziała kobieta i poszła do kuchni,a ja za nią bo nie chciałam zostać sam na sam z ojcem.
Gdy tata wypił kawę,popatrzył na mnie wrogo i jedyne co powiedział to:,, Ruszaj się wychodzimy.
Szliśmy w ciszy, co mi odpowiadało.
Gdy doszliśmy do domu od razu pobiegłam do pokoju,i zamknęłam się.
Tata,był surowy i nie miły. Karcił mnie na każdym kroku. Nie odzywał się w inny sposób. Nie przejmował się mną,a całe dni siedział w swoim gabinecie.
Ja natomiast,musiałam nauczyć się gotować,sprzątać,prać i tak dalej. Tata groził mi że jak nie będę posłuszna i przydatna,to odda mnie do domu dziecka. Co prawda,nie nawidziłam taty,ale jeszcze bardziej nie nawidziłam i bałam domów dziecka.
Tak więc w wieku lat 7 umiałam gotować,prawie wszystko z książki mamy. Gdy tylko nie miałam nic do roboty siedziałam zamknięta w pokoju i popadadałam w depresję,zamknęłam się w sobie, nie odzywałam się, chyba że naprawdę musiałam. Nie wychodziłam z domu. Wydoroślałam jak nikt inny. Nie pamiętałam jaka kiedyś byłam....nie potrafiłam się uśmiechać.
Nie miałam nikogo bliskiego. Byłam sama.
W końcu trzeba było pójść do szkoły. Ubrałam bluzę z kapturem, i długie czarne spodnie,zakryłam się i usiadłam sama w ostatniej ławce. Z początku,ktoś tam chciał się ze mną zaprzyjaźnić,ale nic z tego. Nikt mnie nie lubił,byłam klasowym wyrzutkiem, którego wszyscy obgadują. Nie miałam celu w życiu. Do czasu aż nie poszłam do 4 klasy. Tam poznałam prawdziwą matematykę,trochę fizyki i chemii. Nauka szła mi świetnie. Zaczęłam interesować się nauką jak nikt inny. Za własne oszczędności kupiłam sobie książki od fizyki i chemii dla gimnazjum. Uczyłam się nocami. Sprawiało mi to przyjemność i pozwoliło trochę zapomnieć o depresji.
Pewnego dnia,w naszej szkole odbył się ,, Dzień wynalazców" zachwyciłam się tymi wszystkimi sprzętami i wynalazkami uczniów z liceum. Postanowiłam,że sama spróbuję coś wynaleźć. I tak nie miałam nic ciekawego do roboty. Na moim biurku,wciąż leżały śrubokręty, młotek i inne narzędzia. Wszędzie walały się kartki z obliczeniami. Gdzie niegdzie walały się metalowe części nowych wynalazków .
Odnalazłam nowy cel w życiu.
W 5 klasie pierwszy raz wzięłam udział w konkursie dla licealistów.Co prawda nauczycielka nie chciała się zgodzić, ale po wielu moich próźbach, wreszcie się zgodziła...no i chyba się nie zawiodła bo zajęłam 1 miejsce z wyróżnieniem,w końcu siedziałam nad tym z miesiąc. Pierwszy raz od lat naprawdę byłam szczęśliwa."
Abigail zamknęła dziennik,i spojrzała na niebieską okładkę. Nagle usłyszała krzyk.
-Co ty tam robisz ile ja mam czekać na tą kolację?!-wrzasnął ojciec. Dziewczyna westchnęła i włożyła dziennik pod łóżko. Zeszła powolnym krokiem na dół. Otworzyła lodówkę. Wyjęła ser,szynkę i masło,na stole położyła jeden talerz i kosz pełen bułek. Zrobiła herbatę i postawiła na stole. Sama wzięła sobie tylko suchą bułkę i pobiegła na górę. Za nic nie chciała jeść razem z tatą. Usiadła na łóżku. Wyjęła dziennik,wyciągnęła ołówek i zaczęła uzupełniać zapiski z dzisiejszego dnia. Po dwóch godzinach, oczy zaczęły jej się klejić. Spojrzała jeszcze raz na słowa ,, Nigdy nie zapomnij, zawsze trzy kroki do przodu, a potem dwa do tyłu" Spojrzała na zegarek. Nie działał. Przestał dokładnie w dzień moich 10 urodzin. Wskazówka zatrzymała się na 3 godzinie i 56 minucie....Nim zauważyła zamknęła oczy i zasnęła.
Jej! Kolejny rozdział skończony! Tym razem trochę dłuższy.Jak wam się podoba?Piszcie! A ja teraz się żegnam i idę spać!
ŻEGNAM!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro